MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wziąłem Urlepa, odbuduję Śląsk - Rozmowa z Waldemarem Siemińskim, właścicielem klubu koszykarskiego Bergson Śląsk Wrocł

Michał Lizak
fot. Janusz Wójtowicz
fot. Janusz Wójtowicz
• Klub kupił Pan ponad pół roku temu, ale do tej pory nie udzielał Pan wywiadów. Dlaczego? – Potrzebowałem tego czasu, by po przejęciu spółki ogarnąć ją jako całość, przyjrzeć się, jak funkcjonuje, poznać ...

• Klub kupił Pan ponad pół roku temu, ale do tej pory nie udzielał Pan wywiadów. Dlaczego?
– Potrzebowałem tego czasu, by po przejęciu spółki ogarnąć ją jako całość, przyjrzeć się, jak funkcjonuje, poznać specyfikę branży. Tym bardziej że nie jest to tylko przedsięwzięcie biznesowe, ale także społeczne.

• I już się Pan jej nauczył?
– Wiem więcej. Mam świadomość zarządzania spółką w zakresie kapitałowym i merytorycznym. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, poprzedni zarząd podał się do dymisji. Nie ma w klubie Kaliny Rowińskiej-Schetyny, prezes Piotr Waśniewski złożył ustną dymisję.

• Jaką ma Pan wiedzę o Śląsku?
– Pod względem sportowym – wielką. Wcześniej nie byłem kibicem, a teraz się zaangażowałem, widziałem prawie wszystkie mecze. Biznesowo zmieniło się tylko to, że teraz śmiało mogę zarządzać spółką. Wiem, że prezes Waśniewski odejdzie. Doraźnie więc wprowadzę w poniedziałek swojego pełnomocnika od przejęć kapitałowych, który z obecnym prezesem będzie zarządzał spółką.

• Ma Pan kandydata na prezesa?
– Nie. Ogłoszę konkurs, ocenię oferty i wybiorę nowego szefa klubu.

• Wpływ Grzegorza Schetyny na klub zawsze był znaczący.
Jak jest teraz?
– Ostatnio, jeśli miał jakikolwiek wpływ, to tylko poprzez żonę. Kalina Rowińska-Schetyna definitywnie rozstała się już jednak z klubem. Państwu Schetynom na meczu inaugurującym sezon we Wrocławiu publicznie podziękuję za wszystko, co zrobili dla tego klubu. To już jednak za nami – teraz musimy myśleć o przebudowie spółki. Wprowadzamy zmiany organizacyjne, logistyczne. W niektórych kwestiach moje zdanie i opinia poprzedniego zarządu były bardzo różne.

• Gdy przejmował Pan klub, padła deklaracja, że budżet będzie zamknięty do końca czerwca.
– Pamiętam, co mówiłem. Wyrażałem swoją nadzieję i przekonanie. Nie udało się tego zrobić, ale nie przekłada się to na sytuację sportową spółki. Mamy zespół i trenera na poziomie deklarowanego budżetu. Moim zdaniem, a co ważniejsze także zdaniem trenera Andreja Urlepa, kończymy budowanie zespołu na wyższym poziomie niż przed rokiem. Nie chcę jednak mówić o budżecie. W Śląsku po raz pierwszy mam wrażenie niepotrzebnego zaglądania w kieszeń inwestora. Prywatną kieszeń.

• Dlaczego niepotrzebnego?
– Bo rodzi to spekulacje – niepotrzebne, a nawet szkodzące klubowi. A do tego z reguły nieprawdziwe.

• Pieniądze w sporcie są istotnym miernikiem oceny klubu.
– Ale to nie znaczy, że muszę o tym mówić. Mogę zadeklarować, że budżet na zapowiadanym poziomie (6 milionów złotych – przyp. M.L.), zostanie zbudowany. Poza tym mamy specyficzną sytuację. Budżet nie musi być duży, ale możliwości klubu – spore. Na przykład autobus dla zawodników przekazała jedna z moich firm. W różny sposób – nie zawsze materialny – można wspierać klub, co odciąża budżet. I to robimy.

• Jaka jest sytuacja finansowa?
– Nie jest ona dobra i – patrząc tylko na bilans – klub nigdy nie powinien mieć własnego autobusu. Chyba nikt w Polsce go nie ma. A my mamy. Bez złotówki z budżetu. Nie chcę, by źle się czuli wierzyciele Śląska – a w niewielkiej części jeszcze są – czytając, że w klubie jest bogato, a pozostają zaległości.

• A jak długo będą?
– Przy dobrej polityce finansowej spółki i dobrej woli ze strony wierzycieli – do końca przyszłego sezonu.

• Czy Śląsk rzeczywiście mógł nie przystąpić do rozgrywek?
– Z mojego punktu widzenia nie. Celowo można było to jednak tak odebrać.

• Celowo?
– Mówiło się, że spółka jest zadłużona i wymagałem spłaty zobowiązań. Dlatego nie zgłosiliśmy się do pucharów i nie było transferów. Może to sztuczne budowanie wizji kryzysu, w której na niewiele nas stać, ale uważałem, że tego wymagała sytuacja. Realnego zagrożenia dla przyszłości klubu nie było. A polityka zaciskania pasa sprawdziła się.

• Ale w oczach kibiców wiele Pan stracił. Były wielkie nadzieje, a potem wydawało się, że klub stanął nad przepaścią.
– Nic nie dzieje się nagle – zmiana właściciela nie przynosi zmian jakościowych z dnia na dzień. Potrzebowałem czasu. Nie mogłem nagle przyjść do klubu, usiąść za biurkiem i wszystko zmieniać. To byłaby katastrofa.

• Teraz ma Pan w Śląsku swoje biurko?
– Jestem w klubie codziennie, mam swoje miejsce do pracy. Decyzje podejmuję wspólnie z Piotrem Waśniewskim, bo to prezes ma ostateczny głos w kwestiach merytorycznych.
• Znajdą się pieniądze na wzmocnienie drużyny?
– Zespół jest już zbudowany – dojdzie tylko rozgrywający. Nie wykluczam, że w trakcie rozgrywek dojdzie jeszcze jeden, może dwóch koszykarzy, ale najpierw trzeba będzie sprawdzić skład, który już mamy.

• Budżet jest zamknięty?
– Nie – wciąż jesteśmy niedofinansowani. Prowadzimy jednak rozmowy z kolejnymi sponsorami i liczę, że wkrótce podpiszemy stosowne umowy. W innym przypadku będę musiał wyłożyć pieniądze z własnej kasy. A nie chciałbym tego robić, bo pieniądze właściciela są wrogiem biznesu.

• Miał Pan wpływ na decyzje personalne podejmowane w klub?
– Sprowadzenie Andreja Urlepa to moja decyzja. I nie została łatwo zaakceptowana przez zarząd. Na szczęście udało się to zrealizować. W przyszłości opłaci się. Bo chcę z Urlepem pracować przez lata.

• O co ma walczyć ten zespół?
– O mistrzostwo Polski. Choć nie stawiam takich wymagań.

• A jakie Pan stawia?
– Chcę, by Śląsk zagrał w finale. I nie znając się na koszykówce, uważam, że raz z Prokomem powinniśmy wygrać. Najlepiej w grudniu – u siebie w lidze.

• Czy Śląsk będzie stać na rywalizację z Prokomem?
– Wszystko zależy od tego, czy uda nam się przekonać – także dzięki współpracy z mediami – wrocławski, lokalny biznes, że warto sponsorować Śląsk. Na razie widać ożywienie, ale to wciąż za mało, by powiedzieć, że jest dobrze.

• Lokalnych sponsorów stać na miliony dolarów?
– Jestem przekonany, że tak może być. Muszą być jednak relacje telewizyjne, dobra promocja i gra w rozgrywkach międzynarodowych – Eurolidze.

• A konkretny plan Pan ma?
– Takiego planu, że wyciągam z kieszeni ileś tam milionów złotych i daję na klub – nie mam.

• Warto było kupować Śląsk?
– Przejąłem klub z pełną świadomością – to nie był kot w worku, choć podejmowałem ryzyko. Okazało się, że to nie jest taka wielka spółka. Rozczarowany nie jestem.

• Gdyby był chętny – sprzedałby Pan klub?
– Nie – namówiłbym go, by został naszym najważniejszym sponsorem.

• A gdyby w grę wchodziła tylko sprzedaż?
– Teraz jest to niemożliwe. Za mocno się w to zaangażowałem i za wiele jest do zrobienia.

• Cofamy się o pół roku i jeszcze raz się Pan zastanawia, czy kupić Śląsk. Jaka jest decyzja?
– Dzisiaj jest inaczej – sytuacja się zmieniła. Mam inne podejście.

• Ucieka Pan od odpowiedzi...
– Bo dziś Śląsk nie jest dla mnie tylko firmą – jestem też kibicem. Teraz to ja nie kupię sobie jachtu pełnomorskiego, bo mam Śląsk.

• Kupiłby Pan klub?
– No, nie wiem. Niech Pan spyta moją żonę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ukraina castingiem na Euro?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto