Zdaniem Janczarka i jego sztabu wybory powinny być unieważnione. Jednym z zarzutów jest pominięcie 37 osób uprawnionych do głosowania w Szpitalu Powiatowym przy ul. Chopina. Nieprawidłowości miały dotyczyć także także prac komisji i sposobu liczenia głosów, umieszczenia w rejestrze wyborców osoby zmarłej, a także nielegitymowania wyborców, którym wydawano karty do głosowania.
W czwartek sędzia wysłuchała wyjaśnień przewodniczących 11 obwodowych komisji wyborczych w Kraśniku. Większość stwierdziła, że nie zauważyła nieprawidłowości i wnioskowała o oddalenie wniosku sztabu Janczarka. Podkreślali m.in., że głosy były liczone skrupulatnie i wielokrotnie. - W mojej komisji nie było najmniejszych podstaw do unieważnienia głosowania. Nawet mąż zaufania zgłoszony przez komitet wyborczy Piotra Janczarka dziękował nami za sprawne przeprowadzenie wyborów - podkreślała Barbara Grasińska - Ciereszko, szefowa jednej z komisji obwodowych.
- Wyraziłam zgodę na głosowanie jednej osoby, która nie miała dowodu osobistego - przyznała Anna Zbytniewska, przewodnicząca komisji nr 9. - Ale przyszło starsze małżeństwo, mąż miał dowód, żona zapomniała. Znam tych ludzi od 40 lat, poprosiłam panią o podanie daty urodzenia i adresu, pani okazała też legitymację ZUS-owską - wyjaśniała. Ewelina Pawłasek, szefowa komisji w szpitalu, w którym, zdaniem Piotra Janczarka, do głosowania nie dopuszczono 37 osób, uznała zarzut za bezzasadny. - Widziałabym to raczej jako nierzetelność przy sporządzaniu wykazu wyborców - stwierdziła. - Poza tym nikt z wykazu nie zgłosił się, żeby głosować w drugiej turze.
Trzech przewodniczących komisji zgodziło się ze stanowiskiem sztabu kandydata PSL. Jacek Sosnówka stwierdził co prawda, że głosowanie w jego komisji przebiegało prawidłowo, ale wniosek o unieważnienie wyborów uznał za zasadny "bo każdy ma prawo do protestu wyborczego".
Katarzyna Osojca też przyznała, że u niej nieprawidłowości nie było. Innego zdania była tylko Monika Olender . - Moim zdaniem głosy zostały źle policzone - mówiła. Jak relacjonowała jedna z członkiń komisji po raz kolejny licząc głosy miała nie sprawdzać dokładnie wszystkich kart. - Liczyła to rogami (zaginając tylko końce kart - red.). Nie było więc widać, przy którym nazwisku krzyżyk jest faktycznie postawiony - zaznaczyła Olender.
Na podobne sytuacje wskazywali przesłuchiwani później świadkowie - m.in. dwoje mężów zaufania zgłoszonych przez komitet wyborczy Piotra Janczarka. - Poza tym nieważność głosu stwierdzały maksymalnie dwie osoby, pozostali członkowie komisji już nie - mówiła jedna z nich.
- Kiedy członkini komisji miała wątpliwości co do ważności głosu, zgłosiła to do wiceprzewodniczącej. A ona zaliczyła głos jako ważny, bez okazywania go pozostałym członkom komisji. Był to głos na pana Włodarczyka - opowiadał inny mąż zaufania.
Żadna z przesłuchiwanych osób nie zgłosiła jednak zastrzeżeń do protokołu z głosowania. Jak tłumaczyli, dopiero po rozmowie z pełnomocnik Urszulą Kozyrską dowiedzieli się, że to były nieprawidłowości.
Wyrok w czwartek nie zapadł. Następna rozprawa została zaplanowana na połowę lutego. Sąd przesłucha wówczas kolejnych świadków.
Zastrzeż PESEL - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?