Wrocławski Manhattan to... Biedronka przy sedesowcach i droga do Pasażu Grunwaldzkiego. To "bramy" XIX-wiecznych kamienic, do których można zostać wciągniętym przez bardzo złych ludzi. Ale i uliczki, na których, między samochodami stojącymi jak popadnie, spotyka się co dzień pięknych dwudziestoletnich, mających kształtować przyszłość miasta: studentów informatyki, komunikacji społecznej, dziennikarstwa.
Bo wizerunek tak dumnie nazwanej części placu Grunwaldzkiego ma rozdwojenie jaźni: bieda, patologia i marazm z jednej strony, potencjał, intrygująca architektura i szlaki do rozrywki, akademików i węzła tramwajowo-autobusowego z drugiej. To dwa różne światy w jednym miejscu, niestety, w sensie społecznym upośledzone.
Takie są wnioski z "Projektu Manhattan", czyli badania tej części miasta przeprowadzonego przez studentów specjalności "Projektowanie komunikacji" w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Studenci pod koniec ubiegłego roku ankietowali mieszkańców tej okolicy. Ludzi, którzy tam pracują, studiują (w pobliżu jest wiele wydziałów Uniwersytetów Wrocławskiego i Przyrodniczego oraz politechniki), a także zwykłych przechodniów spieszących się na tramwaj lub na zakupy do Pasażu Grunwaldzkiego .
- Interesuje nas przestrzeń miasta, ale nie z perspektywy architektury czy urbanistyki, tylko komunikacji społecznej, czyli tego, co się o danym miejscu mówi i jakie budzi skojarzenia - tłumaczy Mariusz Wszołek, jeden z "teamu", czyli grupy pięciu studentów, którzy wymyśli-li i prowadzili "Projekt Manhattan".
Studenci pytali przechodniów o największe problemy, jakie widzą w tej części dzielnicy, i jakie są jej największe walory. Na podstawie odpowiedzi zrekonstruowali też "szlaki komunikacyjne wrocławskiego Manhattanu", czyli - upraszczając - kto tamtędy chodzi i po co.
- Chodziliśmy w teren z ankietami rano, po południu i wieczorami, w dni powszednie i weekendy, bo chcieliśmy, żeby wyniki badań były jak najbardziej wiarygodne - tłumaczy Aleksandra Dobras z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Z odpowiedzi ludzi, którzy wypełnili kwestionariusze, wyłonił się obraz dwóch światów tej części placu Grunwaldzkiego. Trójkąt między ulicami: Szczytnicką, Nauczycielską i Nehringa, ze względu na dziewiętnastowieczną architekturę, badacze nazwali "Przestrzenią XIX", a okolice punktowców i ulic prowadzących od mostu Grunwaldzkiego do ronda Reagana i galerii handlowej - "Przestrzenią Sedesowców".
Według ankietowanych "Przestrzeń XIX" jest zaniedbana, nie tylko pod względem estetycznym czy architektonicznym. Mieszkają tu "ludzie starsi", "biedni", często "źli".
- Okazuje się, że na co dzień się tu mieszka i żyje, ale ucieka stąd, gdy tylko nadarzy się możliwość - analizuje wnioski z projektu Mariusz Wszołek. - Za to "Przestrzeń Sedesowców" kojarzyła się ankietowanym głównie ze studentami i ludźmi, którzy wynajmują mieszkania.
Wrocławianie uznają tę część za swoisty szlak komunikacyjny wrocławskich żaków, którzy przemieszczają się z zajęć na zajęcia, kupują drobiazgi w sklepie Biedronka, a żywią w tutejszych pubach lub restauracjach.
Największe problemy części placu Grunwaldzkiego, które badali studenci, to odrapane, zaniedbane kamienice, brak zieleni i miejsc parkingowych, zaniedbane ulice i problemy społeczne: strach tędy chodzić po zmroku.
Ale wrocławianie wskazują też walory okolicy: świetną lokalizację, bardzo ciekawą architekturę (zarówno punktowce z lat 70. XX wieku, jak i poniemieckie kamienice), w końcu bliskość węzła komunikacyjnego przy rondzie Reagana. Pytani o "ulepszenia", wrocławianie wskazywali na rewitalizację kamienic, zagospodarowanie podwórek, budowę placów zabaw i wprowadzenie zieleni. Niektórzy uważają, że część bloków trzeba wyburzyć.
- To niesamowite, że tak mały obszar miejski może posiadać tak zróżnicowany wizerunek. Wystarczy przejść kilkanaście-kilkadziesiąt kroków i już inaczej mówimy i czujemy się w otaczającej nas przestrzeni - mówi Aleksandra Dobras. - Te badania pokazują, jak trudnym problemem jest zagospodarowanie przestrzeni miejskiej.
Mariusz Wszołek dodaje, że nie tylko ten fragment placu Grunwaldzkiego, ale i cały Wrocław nie posiada jednolitego wizerunku przestrzennego. - Nasze miasto składa się z różnych centrów komunikacyjnych, w ramach których czujemy się lepiej bądź gorzej, w zależności od tego, jak działa na nas architektura, ludzie czy też znajomość miejsca - tłumaczy Wszołek.
Jak wyjaśniają młodzi badacze "projektowania komunikacji", każdy z nas tworzy sobie własną, indywidualną "instrukcję obsługi miasta", z której korzysta później na wiele sposobów. Na przykład tworząc listę ulubionych knajpek czy miejsc, których - jak kiedyś radził w piosence Lech Janerka - powinniśmy się strzec.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?