Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Rozpoczął się Różewiczowski cykl w Teatrze Współczesnym

Krzysztof Kucharski
Bolesław Abart w finałowej, bardzo dramatycznej scenie
Bolesław Abart w finałowej, bardzo dramatycznej scenie Bartłomiej Sowa/Teatr Współczesny
W sobotę wraz z "Pułapką" wystartował Różewiczowski cykl we Wrocławskim Teatrze Współczesnym

Ta "Pułapka" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym należy do Bolesława Abarta, który zagrał Ojca głównego bohatera. Jak się pewnie Państwo domyślają, na premierach bywają w większości te same osoby. Wszystkie "te same osoby" po sobotniej premierze dramatu Tadeusza Różewicz chodziły po zatłoczonym foyer teatru i powtarzały jak mantrę: "to życiowa rola Abarta". Rzeczywiście, ta rola trzyma na tyle, ile może "Pułapkę" wyreżyserowaną nieśmiało przez Gabriela Gietzky'ego.

Ten sam aktor grał już Ojca w prapremierowej "Pułapce" wyreżyserowanej przez Kazimierza Brauna na tej samej scenie. Ale grał Ojca Felice, to była niewielka rólka. Grał też Ojca w "Białym małżeństwie" tego samego autora. Tak przelatuję w pamięci różne role pana Bolesława… Danforth w "Czarownicach z Salem" (reż. Zygmunt Hübner), Pan Eden w autorskiej realizacji Helmuta Kajzara "Trzema krzyżykami", Doktor Burdygiel w "Wariacie i zakonnicy" (reż. Krzysztof Jasiński) czy wreszcie jeden z najwspanialszych epizodów: Podejrzany Typ w "Samobójcy" wyreżyserowanym przez samego Jerzego Jarockiego. Abart prawie zawsze był wspaniałym aktorem drugoplanowym. U Gietzky'ego zagrał tytułową rolę Shylocka w "Kupcu weneckim", ale jednak postaci Ojca w ostatniej premierze nic nie przebija.

Od kipiącego złością tyrana, przez pełną czułości scenę z sarkastycznym zdaniem o własnych dzieciach, że rodziców "kochają jak pchły psa", aż po najbardziej dramatyczną finałową scenę z rodziną upychaną do szafy, by ją ocalić od zagłady. W tej scenie miesza się niezwykle pięknie ludzka bezsilność, kiedy upada nagle cały porządek świata. Oczywiście, jest to scena genialnie napisana przez Różewicza, ale Abart wyzwolił w niej nowe emocje. Dla tego aktora warto wybrać się do Współczesnego przy ul. Rzeźniczej 12.

Właściwie na tym mógłbym te moje popremierowe notatki na gorąco zakończyć. Ale obiecałem swojemu pracodawcy nieco dłuższy wywód podglądacza, więc dopełnię tę beczkę. Chyba dziegciem. Dziegciem, który ma, co prawda, właściwości bakteriobójcze, ale smak trudny do zaakceptowania.
Rozumiem strach starającego się grać Franza ciągle dobrze się zapowiadającego aktora Bartosza Woźnego, który się boi, że jego NadOjciec "rozerwie go jak żabę". Z tego strachu i dylematów związanych z graną postacią, niestety, nie pomógł mu się otrząsnąć reżyser. Toteż Franz może dwa, trzy razy przebija się przez swoją nijakość do świadomości widza. Bez postaci Franza "Pułapka" traci istotę rozmowy autora z nami.

Znacznie ciekawszą postać od Franza stworzył, precyzyjnie używając bardzo subtelnych znaków, Piotr Łukaszczyk jako Maks. Z pań zapamiętałem najbardziej Gretę Anny Błaut. W poincie może napiszę jeszcze tylko, że to bardzo przyzwoite przedstawienie, wreszcie niemające nic wspólnego z dominującą tendencją lewej nogi koło prawego ucha. Wszyscy wiedzą, o co chodzi, i nawet jest tak, jak autor to napisał. Przy dzisiejszych trendach w teatrze to niebywałe!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto