Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Na 100 tysięcy mieszkańców przypadają trzy karetki

Marcin Moneta
Dlaczego starsza kobieta czekała na przyjazd karetki przez trzy godziny? Zbadaliśmy sprawę. Wnioski są szokujące. Przeczytaj historię pani Ireny.

82-letnia Irena Iwaniec jest po operacji biodra. Chodzi o kulach, codziennie przyjmuje zastrzyki. W ubiegły czwartek nogi jej zdrętwiały, straciła równowagę i upadła na kafelki w kuchni swojego mieszkania przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu.

- Gdy przyszedłem do domu z zakupami, ujrzałem żonę leżącą na podłodze i zwijającą się z bólu. Byłem przerażony, nic nie mogłem poradzić, bo sam mam 78 lat. Nie byłem w stanie nawet jej podnieść - opowiada Alojzy Iwaniec, mąż kobiety.

Mężczyzna zadzwonił po pogotowie ratunkowe. Wykręcił trzy dziewiątki. - Byłem zszokowany tym, co powiedział dyspozytor. Kiedy wytłumaczyłem mu, co się stało, stwierdził, że na karetkę muszę poczekać nawet 3 godziny. Oni nic nie poradzą. Jest tak duże obłożenie, że trzeba czekać i tyle - opowiada.

Wtedy pan Alojzy zapytał, czy gdyby chodziło o zawał, to czy trzeba byłoby także czekać tak długo. - Dyspozytor tylko westchnął i stwierdził, że nic na to nie poradzi - dodaje 78-latek.

Aby podnieść żonę z podłogi, udał się po pomoc do sąsiada. Wspólnie posadzili ją na taborecie. - Nie wiedziałem, co zrobić. Syn doradził mi, bym zadzwonił na telefon alarmowy 112, ale tam przełączono mnie na pogotowie i usłyszałem dokładnie to samo, co wcześniej: jest wielkie obłożenie i trzeba czekać - opowiada mężczyzna.

W końcu pogotowie do rodziny Iwańców przyjechało. Dochodziła godz. 16. Okazało się, że żona przy upadku na kafelki złamała obojczyk. Zabrano ją do szpitala. - Pytałem ratowników, dlaczego tak długo to wszystko trwa. Wzruszyli ramionami i wyjaśnili, że zgłoszeń jest bardzo dużo, a załóg mało. Wytłumaczyli, że szybciej mogą interweniować na dużych osiedlach. Z dojazdem na dzielnice peryferyjne jest natomiast problem - wspomina Alojzy Iwaniec.

O wyjaśnienia poprosiliśmy doktora Zbigniewa Dragana, szefa medycznego wrocławskiego pogotowia. Stwierdził, że zachowanie dyspozytora było słuszne, a interwencja ekipy ratunkowej - właściwa.

- Tego dnia było bardzo dużo interwencji. Dyspozytor informował tego pana, że karetka przyjedzie później, bo są wyjazdy do osób z zagrożeniem życia - tłumaczy doktor Dragan.

Wyjaśnia, że na natychmiastową interwencję mogą liczyć tylko ci pacjenci, których życie jest zagrożone. Pozostali muszą czekać w kolejce - Dyspozytor z centrum powiadamiania ratunkowego przy ul. Strzegomskiej każdemu zgłoszeniu nadaje odpowiedni priorytet. Może być to 1, 2 lub 3. Nie można tak samo reagować na wszystkie zgłoszenia. Najwyższy priorytet to zawały, udary, utraty przytomności i wypadki. Generalnie staramy się udzielać pomocy w najszybszym możliwym terminie. Gdyby akurat ta kobieta upadła na ulicy, priorytet zdarzenia byłby wyższy i też szybsza reakcja - wyjaśnia.

Te tłumaczenia nie przekonują profesora Juliusza Jakubaszki, prezesa Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. Nie może uwierzyć w to, że karetka potrzebowała trzy godziny na dotarcie do pacjentki.

- Pod względem liczby karetek w stosunku do liczby mieszkańców Polska jest w czołówce krajów europejskich. Czas dojazdu do chorego w terenie zabudowanym nie powinien przekraczać 10 minut, niezależnie od priorytetu. To jest określone w ustawie i nie powinno być z tym problemu. Nawet gdyby interwencja miała być gdzieś głęboko w Bieszczadach, to nie może trwać trzy godziny! - dodaje profesor.

Co innego mówi Zbigniew Dragan z wrocławskiego pogotowia. Z codziennych doświadczeń wie, że karetki nie mogą dojechać szybko do każdego zgłoszenia.
- Zdarza się, że mamy dużo wypadków albo trzeba pojechać do jakiegoś nagłego wydarzenia poza miastem. Latem, przy wyższych temperaturach, bądź też zimą sypią się zgłoszenia i sytuacja się komplikuje - przyznaje.

We Wrocławiu każdego dnia wyjeżdżają na ulice 23 karetki (z 8 podstacji). Na 100 tys. mieszkańców przypadają zatem trzy. Według dyrekcji pogotowia to za mało. Zamierza wnioskować do wojewody o zwiększenie liczby ambulansów.

- Rzeczywistość, niestety, wygląda zupełnie inaczej niż określają to ustawy. We Wrocławiu potrzebujemy jeszcze przynajmniej trzech karetek. Problemem jest też to, że zespoły ratownictwa zbyt dużo czasu tracą w SOR-ach czy na izbach przyjęć. Zdarza się, że też czekają w kolejkach, bo jest wielu pacjentów - kończy doktor Dragan.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto