MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wrócili do korzeni

Agnieszka Trojanowicz
Fot. Tomasz Hołod Kazimierz Podgórski po 53 latach po raz pierwszy przyjechał do Lwowa.
Fot. Tomasz Hołod Kazimierz Podgórski po 53 latach po raz pierwszy przyjechał do Lwowa.
Łzy wzruszenia towarzyszyły otwarciu Cmentarza Orląt Lwowskich Musiałam przyjechać. Jestem to winna ojcu. Miał 15 lat, kiedy walczył o Lwów. Przeżył, ale jego przyjaciele zostali w tej ziemi na wieki – mówi ...

Łzy wzruszenia towarzyszyły otwarciu Cmentarza Orląt Lwowskich

Musiałam przyjechać. Jestem to winna ojcu. Miał 15 lat, kiedy walczył o Lwów. Przeżył, ale jego przyjaciele zostali w tej ziemi na wieki – mówi Zofia Puchała, lwowianka z urodzenia, wrocławianka z historycznej konieczności

Zbezczeszczone groby, cmentarz zamieniony w śmietnik i gruzowisko. Tak jeszcze kilkanaście lat temu wyglądała nekropolia, która kryje mogiły ponad 3 tysięcy młodziutkich żołnierzy walczących w obronie Lwowa. Zanim przywrócono im należną cześć, upłynęło sporo czasu. Odrestaurowany Cmentarz Orląt został otwarty w ubiegły piątek. Uroczystość zgromadziła blisko 5 tysięcy osób. Wśród nich nie mogło zabraknąć lwowiaków z Wrocławia.

Tego się nie zapomina
Czwartek, początek upalnego dnia. Na parkingu przy Poczcie Głównej we Wrocławiu już po 10 zaczynają gromadzić się uczestnicy tej swoistej pielgrzymki. Eleganccy, wytworni. Choć po wojnie bywali w ukochanym Lwowie nieraz, na myśl o otwarciu cmentarza ich oczy wilgotnieją.
– Przychodziłem tam z rodzicami niemal w każdą niedzielę. To była wielka lekcja patriotyzmu – wspomina Kazimierz Podgórski, którego rodzinny dom stoi przy Łyczakowskiej. – A przed Wszystkimi Świętymi – razem z kolegami z klasy – sprzątaliśmy groby, pełniliśmy przy nich wartę.
O 11 wyruszamy w drogę. Tego dnia mamy dotrzeć do Jarosławia. O 7 rano w piątek musimy być we Lwowie. Tego wymagają ukraińscy organizatorzy.
– Muszą mieć czas, żeby nas uspokoić – słychać ironiczne głosy z przodu autokaru.
– No, ale może opon nie poprzebijają i zdążymy – dodaje ktoś inny.
Lwowiacy nie potrafią zapomnieć krzywdy i bólu sprzed 60 lat. Mają za złe, że trzeba było tylu debat i sporów, by cmentarz został znowu otwarty. Trudno im przyjąć, że Ukraińcy nie zgodzili się na umieszczenie lwów przy głównej bramie, ani na napis „Nieznanym Żołnierzom Polskim Poległym Bohatersko za Polskę w latach 1918 – 1920”. Radość przeplata się z poczuciem niedosytu.

Las szarych krzyży
Wieczorem jesteśmy w Jarosławiu. Przed nami urokliwy klasztor i najkrótsza noc w roku. Rzeczywiście jest najkrótsza. Pobudka o 2.30. W drodze do autokaru ktoś podśpiewuje „Jak dobrze wstać skoro świt...”.
Szybko docieramy do granicy. Jeszcze dwie godziny i będziemy na miejscu. Wszyscy próbują drzemać, ale nagle robi się jak w ulu: – O, wieże św. Elżbiety remontują! Po tych ulicach jeździłem na rowerze! A tu mieszkał Herbert... – słyszę z każdej strony. Nie może być inaczej – jesteśmy we Lwowie!
Jest świt, wiele ulic zamkniętych ze względu na uroczystość. Ale my mamy specjalne przepustki. Po kilkunastu minutach jesteśmy pod cmentarzem. Wielkie, wznoszące się amfiteatralnie pole z lasem szarych krzyży robi potężne wrażenie. Lwowiakom z Wrocławia ciężko pogodzić się, że uroczystość rozpocznie się przy pomniku strzelców siczowych, z którymi Polacy walczyli. Mają Ukraińcom za złe, że aby pomnik postawić, buldożerami zniszczyli część mogił Orląt.
Na cmentarz idą z mieszanymi uczuciami.
Podróż sentymentalna
Choć jest wcześnie, żar zaczyna lać się z nieba. Na szczęście, jest gdzie usiąść. Organizatorzy pomyśleli o wszystkim: między nagrobkami stoją tysiące krzeseł, polscy i ukraińscy harcerze roznoszą butelki z wodą i czapeczki chroniące przed słońcem. Wyciągam lwowiaków na wspomnienia. – Kiedy przekroczyłem czterdziestkę, zrobiłem się sentymentalny. Wracam do czasów dzieciństwa. Od lat 70. przyjeżdżam tu co roku – opowiada Jan Szajner, wrocławski sędzia. – Teraz są to już podróże po całej Ukrainie, ale zawsze robi mi się cieplej na sercu, kiedy przychodzę pod dziadka dom i patrzę na balkon. Kiedy miałem 5 lat, zrobiono mi tam zdjęcie z misiem.
Kiedy Zofia Puchała przypomina sobie przedwojenny Lwów, w jej oczach zapalają się iskry.
– To było takie rozśpiewane miasto. Kapela chodziła z ulicy na ulicę, a i w domach muzykowanie było jak chleb. Mój tata grał na fortepianie, dziadek na skrzypcach, wujek na mandolinie, a mamusia przepięknie śpiewała – wspomina z rozrzewnieniem. Starsza, szykowna pani przyjechała do Lwowa po raz czwarty. Wcześniej gościła tu ze swoim zespołem „Ferajna”, kultywującym lwowski folklor. Zawsze kiedy tu jest, musi odwiedzić rynek i kościół Bernardynów. To przy nim, pod pomnikiem bł. Jana z Dukli, ma zrobione zdjęcie jako 15-letnia dziewczyna. Teraz też musiała tu być. O Lwów walczyli jej dziadek i ojciec. Ten drugi był Orlęciem. Często wspominał kolegę, 14-letniego Jurka Bitschana, który zginął w czasie walk z Ukraińcami.

Mogiła, której nie ma
Kiedy Kazimierz Podgórski zaczyna opowiadać o ukochanym mieście, wzruszenie ściska gardło. Mówi o swojej rodzinie, o szkole, wagarach, o tym, jak był ministrantem i o paradach do kościoła Dominikanów. Wymienia nazwiska kolegów z kamienicy.
Po wojnie do Lwowa pojechał dopiero po 53 latach. Pamiętał każdy dom, każdy kamień. Tak, jakby wyjechał stąd wczoraj. – Nie mogłem nie pójść do swojej chawiry, czyli do mieszkania. Ukrainka, która tam mieszka, przyjęła nas bardzo ciepło, więc teraz zawsze tam zaglądam – dodaje.
Żywe wspomnienia zachował też Leszek Sawicki, który musiał uciekać z miasta w 1944 roku. Miał 19 lat. – Zawsze kiedy tu wracam, natychmiast odsłaniają się kurtyny pamięci. To tu spędziłem najpiękniejsze lata – zapewnia.
Otwarcie cmentarza miało dla niego wyjątkowe znaczenie. – Od 12 lat walczę o grób, którego tam nie ma. Miejsce, w którym w 39 roku został pochowany mój przyjaciel, dzisiaj jest porośnięte trawą. Muszę zrobić wszystko, żeby tę mogiłę udało się odtworzyć i chcę wierzyć, że ta dzisiejsza uroczystość zbliży mnie do celu – mówi Leszek Sawicki.

Początek pojednania
Punktualnie o 10 zaczyna się otwarcie cmentarza. Są prezydenci Polski i Ukrainy: Aleksander Kwaśniewski i Wiktor Juszczenko. Dzieją się rzeczy niezwykle: przy pomniku strzelców siczowych wartę pełnią polscy żołnierze, a przy polskiej płycie ukraińscy. Obaj prezydenci wygłaszają przemówienia o pojednaniu i „o podawaniu sobie dłoni ponad historią i ponad grobami”. Nowy początek polsko-ukraińskich stosunków, który zaczął się podczas „pomarańczowej rewolucji”, tutaj nabiera konkretnych kształtów. Lody zaczynają pękać. – Jestem ogromnie zaskoczona i myślę, że z tego narodzi się prawdziwa zgoda. Warto było przyjechać, żeby być świadkiem tego momentu – mówiła zaraz po uroczystości Zofia Puchała.
Inni wrocławscy lwowiacy też chcieliby wierzyć w pojednanie. – Ale czy tak się stanie, czas pokaże – mówią z rezerwą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Premier Izraela stanie przed Trybunałem w Hadze? Jest wniosek o areszt

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto