Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrócę doglądać drzew. Rozmowa z Andrew Adamsonem, reżyserem

Justyna Kościelna
Fot. Romuald Piela
Fot. Romuald Piela
• Ile w Panu jest z dziecka? – Oj, dużo. Myślę, że jedną z najważniejszych rzeczy w życiu człowieka jest umiejętność cieszenia się drobnymi rzeczami.

• Ile w Panu jest z dziecka?
– Oj, dużo. Myślę, że jedną z najważniejszych rzeczy w życiu człowieka jest umiejętność cieszenia się drobnymi rzeczami. Mam dwójkę małych brzdąców: jedno ma dwa, drugie cztery lata i to mi pomaga w byciu skrajnie niepoważnym. Od czasu do czasu oczywiście.

• Książki C. S. Lewisa czytał Pan jako ośmiolatek. Jakie to uczucie po latach wrócić do Narnii?
– Nie mam czasu, by sobie tam pobyć. Jak tylko skończyliśmy kręcić pierwszą część, to zaraz zaczęły się przymiarki do drugiej. A to już nie Narnia, tylko ciężka praca. A tak poważnie – rzeczywiście jako dziecko zaczytywałem się w „Opowieściach z Narnii”, znałem każdy tom. I kiedy już jako dorosły wróciłem do lektury, zdziwiłem się, bo ten świat wydał mi się mniej magiczny. W swoich filmach chciałem uwiecznić Narnię z moich dziecięcych marzeń i wypełnić wszystkie luki, które po latach odkryłem w powieściach.

• Zdjęcia do pierwszej części również były realizowane w Górach Stołowych. Co skłoniło Pana do powrotu w te strony?
– To magiczne miejsce. Tereny, gdzie obecnie kręcimy (okolice Pasterki – przyp. red.), są po prostu przepiękne. Dzisiaj ostatnie ujęcia robiliśmy, kiedy słońce już zachodziło i rzucało zza drzew złociste światło na skały. Aż żal było opuszczać plan. Podczas zdjęć mieliśmy niezły ubaw – montażysta, który robił ze mną również obie części „Shreka”, stwierdził, że to ten sam las, który uwieczniliśmy w filmie o Ogrze. To niesamowite – stworzyliśmy to miejsce, zanim jeszcze je odkryliśmy!
Co tu dużo mówić – uwielbiam wasz kraj za piękne krajobrazy, przyjaznych ludzi i pyszne jedzenie – przez nie wrócę do domu kilka kilo cięższy. W Polsce jestem już szósty raz i nawet mogę zaryzykować stwierdzenie, że znam ją lepiej niż niejeden mieszkaniec. Na pewno tu znów przyjadę, tym bardziej że teraz mam ważny powód. Muszę doglądać drzew, które właśnie posadziłem w Kudowie.

• Pana debiutem reżyserskim był film animowany. Dlaczego postanowił Pan sam stanąć za kamerą i nakręcić „normalny” film?
– W zasadzie cykl „Opowieści z Narnii” nie do końca jest filmem fabularnym. Dużo tam stworzonych przez grafików stworów i scen, które wymagają zastosowania efektów wizualnych. Ale rzeczywiście tworzenie filmu animowanego to coś zupełnie innego, bo jako reżyser kontrolujesz wszystko. Musisz myśleć o świetle czy każdym najmniejszym cieniu. To praca w zamkniętej przestrzeni, bardzo czasochłonna. A w przypadku filmu fabularnego nie masz na przykład wpływu na pogodę. Raz jest super i kręcisz cały dzień, nazajutrz pada deszcz i pracujesz tylko dwie godziny. To bywa frustrujące. Ale z drugiej strony, to niesamowite uczucie – stawiasz żywego człowieka na wprost kamery i jego kreacja aktorska cię zachwyca. Często mnie pytają, co wolę, filmy animowane czy fabularne. Nie potrafię odpowiedzieć.

Nowozelandczyk w Hollywood
Andrew Adamson jest współscenarzystą i współreżyserem filmów o Shreku. Pierwsza część filmu była jego debiutem. Wcześniej pracował nad efektami specjalnymi, m.in. takich hollywoodzkich hitów, jak „Czas zabijania” czy „Batman i Robin”. Był nominowany do Oscara. W 2005 roku wyreżyserował „Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa”. Obecnie powstaje II część: „Opowieści z Narnii: Książę Kaspian”. Zdjęcia realizowane są m.in. na Dolnym Ślasku.

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto