MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wpadka w hotelu

Grzegorz Żurawiński
LUBIN To miała być najpilniej strzeżona tajemnica sztabu wyborczego Mariana Krzaklewskiego. Nasze publikacje były jednak jak lawina, a „wczasy w Bornicie” okazały się wyjątkowo pechowe dla byłych prezesów ...

LUBIN To miała być najpilniej strzeżona tajemnica sztabu wyborczego Mariana Krzaklewskiego. Nasze publikacje były jednak jak lawina, a „wczasy w Bornicie” okazały się wyjątkowo pechowe dla byłych prezesów KGHM: Mariana K. i Marka S. Obaj zasiądą dziś na ławie oskarżonych lubińskiego sądu.

Wszystko zaczęło się dwa lata temu, w lipcu 2000 roku. Gorączka związana z kampanią wyborczą, której stawką była prezydentura, sięgała szczytów. Badania opinii wskazywały jednak wyraźnie, że kandydat AWS i szef „Solidarności” Marian Krzaklewski wyraźnie traci dystans do faworyta, ubiegającego się o ponowny wybór, Aleksandra Kwaśniewskiego.
- Coś trzeba zrobić. Musimy zniknąć ludziom z oczu i zmienić wizerunek szefa. Potrzebne są nowe pomysły i szkolenie - zdecydowano w sztabie wyborczym Mariana Krzaklewskiego.
Między Marianami
Wiesław Walendziak (były prezes TVP) i jego bliski przyjaciel Waldemar Gasper (prezes świeżo powołanej do życia, m.in. z pieniędzy KGHM, Telewizji Familijnej) wiedzieli co trzeba zrobić. Wybór padł na Szklarską Porębę i hotel „Bornit”. Pomysł wydawał się doskonały, tym bardziej, że czterogwiazdkowy hotel należy do jednej ze spółek Polskiej Miedzi, a tam rządzili wszak protegowani lidera AWS.
Wystarczyła jedna telefoniczna rozmowa między dwoma Marianami K. (kandydatem do prezydentury i prezesem KGHM), by do hotelu wpłynęło stosowne zamówienie.
„Zwracamy się z prośbą o rezerwację pokoi w dniach od 6.08 do 13.08. 2000 dla gości KGHM Polska Miedź SA. Prosimy o rezerwację II i III pietra (łączna ilość pokoi 11). Należność za pobyt (a zatem także za wyżywienie i inne usługi - red.) uregulujemy po wystawieniu faktury VAT” - na firmówce zarządu KGHM z pieczęcią wiceprezesa Marka S.
Ściśle tajne
Dach nad głową, wikt i opierunek były zatem gwarantowane. Za resztę, czyli szkolenie z zakresu technik manipulowania ludźmi, które (za blisko 500 tys. zł) prowadzić miał Piotr Tymochowicz, obiecał zapłacić prezes Waldemar Gasper. Z pieniędzy Telewizji Familijnej, rzecz jasna...
Najważniejsze było jednak zachowanie całości w sekrecie.
- O tym wyjeździe wiedziało dosłownie kilka osób - przekonywał nas rzecznik prasowy sztabu Mariana Krzaklewskiego Kajus Augustyniak.
- Wizyta miała pozostać tajemnicą - potwierdzał ówczesny szef miedziowej spółki Interferie (do niej należy „Bornit”) Stanisław Styczyński. - Musieliśmy uszanować wolę gości - dodawał, choć nie wyjaśniał dlaczego.
Prawie się udało. Potrzebowaliśmy aż kilku tygodni, by rozszyfrować zagadkę nagłego, aż ośmiodniowego zapadnięcia się pod ziemię kandydata na prezydenta. Blisko pięć kolejnych miesięcy zajęło nam ustalenie, że całej sprawie towarzyszyły prymitywne kanty i tandetne kłamstwa, które zaowocowały złamaniem prawa.
Kłamliwy serial
Pierwsze kłamstwo wymyślił rzecznik sztabu Kajus Augustyniak.
- Czy pobyt Mariana Krzaklewskiego był dla was gratisowy, opłacony z pieniędzy KGHM? - pytaliśmy w pierwszym podejściu („Ściśle tajne”, 30.09.2000). - Chyba żartujecie... Opłacono go z pieniędzy na kampanię - usłyszeliśmy od mocno zirytowanego rzecznika.
Kilka miesięcy później dysponowaliśmy już fakturą, która jednoznacznie dowodziła, że „usługi hotelowe, barowe, telekomunikacyjne i inne” świadczone dla: Mariana Krzaklewskiego, jego żony Maryli, brata Stanisława (formalnie asystenta kandydata) i osób ze sztabu (a także Piotra Tymochowicza), zapłacił jednak KGHM (skromnie, niespełna 28 tys. zł).
Drugie kłamstwo miało poważniejsze konsekwencje. I w tym przypadku wszystko zaczęło się od rzecznika sztabu. Tym razem chodziło o zdementowanie... prawdy, którą nieopatrznie ujawnił. Tłumacząc cel pobytu swojego szefa w Szklarskiej Porębie, powiedział nam:
- Odbyło się tam szkolenie medialne. Fachowcy z wynajętej agencji tłumaczyli kandydatowi: jak rozmawiać z dziennikarzami, jak prezentować się przed kamerami. Zajęcia trwały po kilkanaście godzin dziennie... - tłumaczył Kajus Augustyniak.
Feralna faktura
Zaprzeczenie tej prawdzie było konieczne, bowiem kosztów szkolenia nie ujęto w sprawozdaniu finansowym sztabu kandydata złożonym w Państwowej Komisji Wyborczej. Potwierdził to ówcześnie sekretarz PKW Kazimierz Czaplicki („Wyborcza familiada” 23.02.2001).
Na polecenie prezesa KGHM Mariana K. zadanie stworzenia nowej wersji wydarzeń przypadło rzecznikowi prasowemu firmy. Powstała legenda o rodzinnych wczasach przewodniczącego, podczas których „odbyło się szereg rozmów i konsultacji gospodarczych pomiędzy przedstawicielami spółki, a przewodniczącym największego związku zawodowego. Dotyczyły one przede wszystkim przyszłości firmy...” - twierdził Jerzy Pietraszek („Oliwa wypływa” 17-18.02. 2001).
Wersja ta miała jeszcze jedną zaletę. Identyczna figurowała na fakturze z „Bornitu”. Do rozliczenia w KGHM skierował ją wiceprezes Marek S. pisząc o „konsultacjach społeczno-gospodarczych zarządu KGHM”.
- Taką treść podyktował mi prezes Marian K. - tłumaczy dziś współoskarżony Marek S.
Oliwa sprawiedliwa
Problem w tym, że prowadzący śledztwo (wiele miesięcy po naszych publikacjach) prokurator nie miał wątpliwości, że opis faktury to lipa, a zatem przestępstwo. Nie mogło być mowy o spotkaniach zarządu, skoro... jedynym członkiem kierownictwa KGHM, który był wówczas w „Bornicie” (też zaledwie jeden dzień, przy pożegnaniu Mariana Krzaklewskiego) był prezes Marian K.
- Zarówno Marian K. jak i Marek S., jako byli członkowie zarządu KGHM, oskarżeni są o poświadczenie nieprawdy w dokumencie oraz działanie na szkodę kierowanej spółki. Grozi im za to do 8 lat pozbawienia wolności - wyjaśnia rzecznik Sądu Okręgowego w Legnicy Jerzy Kula.
Czy pierwszy proces byłych prezesów KGHM rozpocznie się właśnie dzisiaj? Wszystko zależy od tego, czy oskarżeni pojawią się w lubińskim sądzie. Tak czy inaczej, do swej nowej roli będą musieli przywyknąć. Z informacji kilku prokuratur wynika, że czekają ich kolejne akty oskarżenia. I kolejne procesy.

Wpadli, bo kłamali
Z punktu widzenia KGHM kwota, o którą chodzi w tej sprawie, jest śmieszna. Jest nawet niższa niż... miesięczne wynagrodzenie kierowcy byłego prezesa. Nie byłoby zatem sprawy, gdyby nie (drobny na pozór) fałsz przy opisywaniu faktury. A wystarczyło napisać prawdę, że zarząd KGHM - z funduszu reprezentacyjnego - zafundował hotel z wyżerką dla swoich politycznych protektorów. Co prawda, byłoby trochę szumu w mediach, ale nie byłoby przestępstwa. Rozwiązania, które pogrążałoby wyborczy sztab Krzaklewskiego, jego nominaci nie mogli jednak przyjąć. Woleli kłamać.

O sprawie pisaliśmy m.in. 23 lutego 2001 r. - „Wyborcza familiada”.

od 7 lat
Wideo

Potężne ulewy i gradobicia. Strażacy walczyli żywiołem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto