Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Władza fiskusa

Janusz Michalczyk, (CH, AGAT, LUK)
rysunek Magda Wosik
rysunek Magda Wosik
Podatnika wyciska się jak cytrynę zgodnie z wytycznymi resortu finansów Kiedy w ubiegłym roku Business Centre Club ogłosił wspólnie z resortem finansów konkurs „Urząd skarbowy przyjazny ...

Podatnika wyciska się jak cytrynę zgodnie z wytycznymi resortu finansów

Kiedy w ubiegłym roku Business Centre Club ogłosił wspólnie z resortem finansów konkurs „Urząd skarbowy przyjazny przedsiębiorcy”, większość ludzi interesu przyjęła to jak świetny dowcip. Chyba że chodzi o przyjaźń między wilkiem i zającem – komentowano złośliwie

Wizytę w urzędzie skarbowym można porównać jedynie do spotkania ze stomatologiem. Wrażenia mogą być równie dotkliwe. I to nie tylko dla zwykłego obywatela. Niektórzy przedsiębiorcy po zderzeniu z machiną biurokratyczną tracą w ogóle ochotę do kontaktów i zawsze wysyłają pełnomocników.
Mądry urząd i głupi urząd – tak między sobą mówią doradcy podatkowi. Kryterium jest proste – w tym pierwszym uzasadniona skarga prowadzi do zmiany niekorzystnej dla obywatela decyzji. W tym drugim niczego nie wskóramy i czeka nas uciążliwa droga odwołań, aż do procesu sądowego. A podatnik, mający blade pojęcie o pułapkach zastawionych przez fiskusa, zostanie niechybnie sponiewierany.
– Niejeden idzie do urzędu na miękkich nogach, zdrowo wystraszony – mówi jeden z wrocławskich doradców podatkowych, zastrzegając sobie anonimowość. – I słusznie wystraszony, bo nakaz zapłaty kilku tysięcy złotych rzekomo zaległego podatku może położyć na łopatki każdego drobnego przedsiębiorcę.
Kiedy klienta reprezentuje doradca, rozmowa toczy się między profesjonalistami, więc przynajmniej nikt nikogo nie straszy. Jeśli jednak doradca zadarł wcześniej z urzędnikiem, to i on znajdzie się na straconej pozycji. Najbardziej zdesperowani zmieniają wówczas rejon działania.
Osobny problem to łapówki. Nikt nie chce o nich mówić pod nazwiskiem.
– Nigdy się z tym nie zetknąłem bezpośrednio – twierdzi nasz informator. – Lecz trudno było się oprzeć wrażeniu, że coś ewidentnie nie gra, gdy czytałem niektóre mocno naciągane uzasadnienia do korzystnych dla podatników decyzji.

Urzędnik w potrzasku
Sami urzędnicy czują się między młotem a kowadłem. Z jednej strony niejasne przepisy mogą sugerować wydanie decyzji po myśli podatnika, z drugiej – przełożeni wywierają bardzo silną presję, by petenta wydoić, jak tylko się da.
– Gołym okiem widać, że pracownicy skarbówki mają wytyczne, by ścigać ludzi za najmniejszy, nieumyślny błąd – mówi Mirosława Zachar, szefowa dolnośląskiego stowarzyszenia doradców podatkowych.
Weźmy chociażby karanie dwustuzłotowym mandatem za niedostarczenie do urzędu w terminie formularza NIP-3, który służy do aktualizacji danych. Albo szykanowanie za inne błędy, które nie powodują żadnych strat dla fiskusa.
Kiedy w Dolnośląskim Urzędzie Skarbowym wybuchł w ubiegłym roku konflikt, pracownicy skarbówki po raz pierwszy w przypływie szczerości wyznali, że są zmuszani do nękania podatników. Jednym ze sposobów mogą być wielomiesięczne kontrole, ponawiane mimo braku najmniejszego śladu nieprawidłowości i doprowadzające przedsiębiorcę na skraj załamania nerwowego.
– Nowe przepisy ograniczają teoretycznie samowolę urzędników, ale zawsze można je obejść, bo tzw. czynności sprawdzające nie są formalnie kontrolą – wyjaśnia Mirosława Zachar.
Największy ból głowy doradców i przedsiębiorców wywołuje nowa ustawa o podatku VAT, wyjątkowo zagmatwana i trudna w interpretacji. Kiedy stowarzyszenie zrobiło szkolenie dla dolnośląskich doradców, okazało się, że fachowcy z wieloletnim stażem czują się jak małe dzieci we mgle. Z trudem łapią sens dopiero po wielokrotnym przeczytaniu. I niewiele zmieniło się do dziś.

Co tam jakiś sąd
Na innym poziomie toczy się spór, gdy naprzeciw urzędnika stanie potężna firma, korzystająca z usług świetnych prawników. Dlatego nikogo nie zdziwiło, gdy na początku kwietnia szef Izby Skarbowej wydał przychylną dla KGHM decyzję, dotyczącą podatku za 2000 rok. Skutek finansowy potężny – na konto Polskiej Miedzi popłyną – bagatela – 44 miliony złotych wraz z odsetkami.
Co innego, gdy fiskus weźmie pod lupę niewielką firmę. Jak wrocławski Spark, handlujący telefonami komórkowymi z kontrahentami zza wschodniej granicy, któremu wstrzymano na trzy kwartały wypłatę 1,4 miliona złotych podatku VAT. I firma padła.
Nie zawsze jednak wielkość i renoma firmy skutecznie chronią przed zakusami fiskusa. Najgłośniejszym przypadkiem było bankructwo znanej w całym kraju spółki JTT Computer, z której pozostały zgliszcza, mimo że w końcu – po kilkuletnich procesach – odzyskała 20 milionów złotych spornego podatku VAT.
Porażający był wówczas rozdźwięk pomiędzy argumentami obu stron. Ewa Kontek z Izby Skarbowej tłumaczyła, że urzędnicy w żadnym momencie nie złamali przepisów. Nie powiedziała, że się pomylili. Wręcz oznajmiła, że działali w interesie społecznym.
Z kolei Paweł Ciesielski, były prezes JTT Computer, włóczony miesiącami po sądach, nie mógł zrozumieć, że Izba z uporem maniaka przedłuża w nieskończoność procedury, mimo że kolejne orzeczenia sądowe były dla niej niekorzystne.
Wypada mieć nadzieję, że nadejdzie dzień, gdy przestanie nas śmieszyć hasło „urząd skarbowy przyjazny przedsiębiorcy”. •

Cztery żelazne rady
Doświadczona księgowa, zaprawiona w bojach ze skarbówką, zaleca stosowanie kilku żelaznych zasad. Po pierwsze – idź do urzędu przygotowany, by nie dać się zaskoczyć. Po drugie – zachowuj się grzecznie, nie obrażaj urzędnika. Po trzecie – nie wymądrzaj się, zwróć spokojnie uwagę na niejasność przepisów. Po czwarte – nie rezygnuj, jeśli wiesz, że masz rację; żaden urzędnik nie powie ci, że możesz zapłacić niższy podatek.

Od fałszywego konta do prawdziwej gotówki
Dwie najgłośniejsze na Dolnym Śląsku próby przechytrzenia fiskusa zdarzyły się przed dwoma laty i w ostatnich tygodniach. Ta pierwsza zakończyła się ujęciem sprawców. Finał tej drugiej – jeszcze przed nami.
Zapewne znajomość procedur i metod rozliczeń pomiędzy urzędem skarbowym i firmami nie gwarantuje przestępcom powodzenia. Potrzebny jest tupet i łut szczęścia. I współdziałanie lub nonszalancja urzędnika.

Cel: Volkswagen
Trójka mężczyzn w wieku 26-29 lat wzięła jesienią 2002 roku na cel największą firmę zagraniczną w naszym regionie – zakłady Volkswagena w Polkowicach. Pół roku potrzebowali, by przejąć wielkie pieniądze.
Najpierw, posługując się sfałszowanymi dowodami osobistymi i sfałszowanym aktem notarialnym spółki Volkswagen Motor Polska, otworzyli jej nowy rachunek w banku BPH PBK SA we Wrocławiu. Następnie wykupili skrytkę pocztową w urzędzie pocztowym we Wrocławiu, gdzie miała być kierowana korespondencja z banku. W decydującym momencie przesłali do Urzędu Skarbowego w Lubinie sfałszowane zgłoszenie aktualizacyjne o zmianie rachunku bankowego spółki, podając nowy rachunek. I urząd skarbowy przelał na to konto 67 milionów złotych podatku VAT.
Oszołomieni sukcesem oszuści wyjechali do Niemiec, gdzie zaczęli na raty wyciągać gotówkę z bankomatów. Nie docenili jednak czujności służb kontroli finansowej. Przechwycili jedynie równowartość dwóch milionów złotych, gdy po sygnale generalnego inspektora informacji finansowej konto zostało zablokowane.
Policja dopadła ich wkrótce. Ponieważ przyznali się i dobrowolnie poddali karze, zapadły stosunkowo łagodne wyroki. W styczniu 2004 roku Sąd Rejonowy w Lubinie skazał dwóch z nich na dwa lata i sześć miesięcy pozbawienia wolności. Nakazał oczywiście oddanie zagarniętych pieniędzy, a także zapłacenie po 100 tys. zł grzywny. Trzeci ze sprawców, który pomagał w przestępstwie i przyjął 42 tys. zł, został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 1,5 tys. zł grzywny.

Wielki piątek
Z lepszym skutkiem – przynajmniej na razie – zrobił skok na kasę Dolnośląskiego Urzędu Skarbowego nieustalony dotychczas sprawca. Kilka tygodni temu udało się mu zmylić czujność urzędników, którzy uznali za wiarygodny dokument z nowym, fałszywym kontem bankowym Europejskiego Funduszu Leasingowego.
Operacja została precyzyjnie przeprowadzona w Wielki Piątek, gdy w atmosferze przedświątecznego pośpiechu urzędnicy nie są skorzy do skrupulatnego przestrzegania procedur. W rezultacie wyparowało prawie pięć milionów złotych.
Prokuratura wyjaśnia, dlaczego urzędniczka przyjmująca dokumenty nie sprawdziła, czy podane konto jest właściwe. Po przesłuchaniu postawiono jej zarzut niedopełnienia obowiązków. Ma zakaz opuszczania kraju.
Nieoficjalnie wiadomo, że dokumenty przeszły przez ręce kilkunastu urzędników. Żaden nie odkrył oszustwa. Trwają poszukiwania sprawcy przestępstwa.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto