Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W „Lulu” zginął płaszcz, klub się nie poczuwa

Redakcja MM
Redakcja MM
Młode dziewczyny udały się na zabawę. Kiedy chciały opuścić ...
Młode dziewczyny udały się na zabawę. Kiedy chciały opuścić ... Redakcja MM
Młode dziewczyny udały się na zabawę. Kiedy chciały opuścić lokal, okazało się, że jednej z nich zginął płaszcz, szalik i sweter.

Sprawa przypomina historię niemal żywcem wziętą z kultowego filmu „Miś” Stanisława Barei. Niestety, dziewczyna nie ma ani płaszcza, ani szalika i swetra. A minęło już kilka miesięcy. Bo impreza miała miejsce pod koniec października ubiegłego roku.

– Poszłam z koleżanką oraz kilkoma znajomymi studentami medycyny na imprezę do klubu „Lulu” – wspomina Izabella Zajączkowska. – Około godziny 3 nad ranem postanowiłyśmy z koleżanką opuścić lokal. Nasze kurtki pozostawiłyśmy na jednym numerku. Koleżanka podała szatniarzowi numerek. Stwierdził, iż naszych kurtek na wieszaku nie ma. Kazał nam ich szukać. Weszłyśmy do środka. Rzeczy osób, które odwiedziły klub, leżały pozwijane na podłodze, ubłocone. Koleżanka znalazła swoje rzeczy, moich nie było.

Dziewczyna powiedziała, że nie wyjdzie póki nie odzyska rzeczy. Szatniarz odesłał ją do kierownika. Okazało się, że zginęły też inne kurtki. Kierownik przyznał, że takie przypadki często się zdarzają.

– Polecił mi poczekać do ostatniego gościa, albo przyjść rano – kontynuuje. – Skierował do pokoju menedżera, gdzie na kartce „Kasa wypłaci” każde z nas wyceniło swoje zagubione rzeczy.

Pani Izabella wyceniła płaszcz na 250 zł, szalik na 60 zł oraz czarny sweter na 50 zł.

– Zapytałam menedżera o regulamin szatni – dodaje. – Usłyszałam, że jest w druku. Ponieważ w przypadku zgubienia numerka szatniarz żąda 20 zł (dziesięciokrotność opłaty w szatni), zażądałam dziesięciokrotności wartości moich zagubionych rzeczy. Zmieszał się, powiedział że to całkiem co innego. Że rzeczy na pewno się znajdą, a jeśli nie, to zapłacą za nie.

Był piątek, menedżer polecił zadzwonić w poniedziałek po południu. Usłyszała, że jeszcze nie rozmawiał z szefem. Przy następnych telefonach tłumaczył się podobnie. W końcu obiecał, że sam się odezwie. Nie zadzwonił.

– Poczułam się zbywana. Poradziłam się prawnika. Wyjaśnił mi, że oddając płaszcz klubowi do szatni zawieram z nim umowę, chroni mnie kodeks cywilny.

Dziewczyna udała się do Federacji Konsumentów. Ponieważ klub nie odpowiedział na pismo Federacji, sprawa trafiła do Państwowej Inspekcji Handlowej. PIH ustaliła z klubem termin mediacji, ale nikt z klubu się nie zjawił.

– Chciałam załatwić wszystko polubownie, wydawało mi się, że klub Lulu dba o swoich klientów i swoją markę – przyznaje pani Izabella Zajączkowska. – Niestety, pozostanie mi chyba już tylko droga sądowa.

Pani Beata Dynowska z PIH przyznała, że urząd prowadzi sprawę.

– Zaproponowaliśmy termin spotkania mediacyjnego na 17 lutego, ale nikt z klubu nie zjawił się – dodała Dynowska. – Nie otrzymaliśmy też poczty zwrotnej, czyli informacja dotarła. Mediacji jeszcze nie zakończyliśmy.

Udało nam się porozmawiać ze współwłaścicielem Clubu Lulu. Zapewnił nas, że skontaktuje się natychmiast z poszkodowaną i sprawę wyjaśni.

– Prowadził ją pracownik, który się zwolnił, dlatego do tej pory nie zamknęliśmy tematu – dodał. Naprawimy błąd.


Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto