Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trwa dochodzenie w sprawie przyczyn wypadku pracowników z Chin

Rafał Klepczarek, współpraca bed, bof
Auto z Chińczykami przekoziołkowało i stanęło na prawym boku
Auto z Chińczykami przekoziołkowało i stanęło na prawym boku Roman Bednarek
Budowniczowie autostrady z Chin rozbili się w piątek pod Skierniewicami. Dwóch z nich osierociło dzieci. Nie wiadomo jeszcze, dlaczego na prostej drodze w Sierakowicach Prawych, osobowe isuzu z sześcioma Chińczykami zjechało do rowu, uderzyło w mostek i przekoziołkowało.

Wiadomo, że jeden z mężczyzn zginął na miejscu, drugi zmarł tuż po przewiezieniu do szpitala. Jednego z rannych helikopter przewiózł do warszawskiej kliniki, a trzej pozostali znaleźli się w szpitalu w Skierniewicach.
- Jednego z pacjentów wypisaliśmy 27 czerwca, kolejnego przygotowujemy do wypisu w piątek lub w sobotę. Ostatni z rannych został przeniesiony na oddział neurologiczny - informuje Dariusz Diks, wicedyrektor szpitala ds. lecznictwa.

Policja na razie nie zna przyczyn wypadku.
- Rozpatrujemy kilka możliwości - mówi Artur Bisingier, rzecznik KMP w Skierniewicach. - Być może ktoś nagle wyjechał z drogi podporządkowanej i chiński kierowca ratował się ucieczką na lewy pas, po czym stracił panowanie nad pojazdem? Niewykluczone też, że do tragedii doszło podczas manewru wyprzedzania.

Chińczycy z Covecu są wstrząśnięci piątkową tragedią.
- W wypadku pod Skierniewicami zginęli dwaj nasi majstrowie - dowiedzieliśmy się w biurze Covec w Łyszkowicach. - W niedzielę mieli odlecieć do Chin, gdzie zostawili żony i dzieci. To wielka tragedia.

W dniu wypadku obok rozbitego auta przejeżdżał jeden z chińskich pracowników Covecu. - Auto było tak zniszczone, że nawet nie poznał, że to nasz samochód - opowiada polski pracownik Covecu.
Mieszkańcy Łyszkowic żałują Chińczyków. Tutaj oraz w Dmosinie mieszkało prawie 400 budowniczych autostrady A2 z Chin. Dziś po rozwiązaniu umowy Covecu z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad pozostało ich w Łyszkowicach około 40. Są to przedstawiciele kadry kierowniczej, którzy inwentaryzują plac budowy. Pozostali wyjechali już z Polski.
- To byli bardzo mili ludzie - mówi Piotr Klimkiewicz, kierownik łyszkowickiego ośrodka kultury. - Zawsze grzeczni i uśmiechnięci. Jeden z nich sam z siebie pomagał mi w budowie domu. To było niesamowite.

Zobacz zdjęcia z miejsca wypadku: Śmiertelny wypadek pod Skierniewicami [ZDJĘCIA]

Łyszkowice, liczące ok. 2 tys. mieszkańców, bardzo zmieniły się podczas półrocznego pobytu Chińczyków. Wielu łyszkowiczan oraz mieszkańców okolicznych wsi dobrze zarabiało na wynajmie mieszkań.

Dzisiaj co prawda o pieniądzach nikt nie chce mówić, ale dowiedzieliśmy się, że goście z Azji za dobę płacili od 12 do nawet 35 złotych. Zarabiała na nich także gmina. Władze Łyszkowic wydzierżawiły im budynek po dawnym przedszkolu w Łyszkowicach, pustostan po byłej podstawówce w Czatolinie oraz parking przy gminnym targowisku. Co miesiąc do gminnej kasy wpływało z tego tytułu prawie 18,5 tys. zł. Do tego dochodziły pieniądze, które urząd pozyskiwał z wydzierżawienia gruntów w Seligowie na skład materiałów budowlanych. To dodatkowe prawie 90 tys. zł. A Chińczycy na własny koszt przebudowali przedszkole i dawną podstawówkę. - Chińczycy byli gośćmi absolutnie nieuciążliwymi, a wielu mieszkańców odczuło znaczne korzyści z ich pobytu - mówi Aleksandra Suszkowska, sekretarz gminy Łyszkowice.

Chińczycy całymi brygadami pojawiali się też w łyszkowickich sklepach. - Kupowali głównie słodycze, piwo i papierosy - opowiada Marta Pianka, kierownik jednego z marketów. - Mieli pieniądze, ale bardzo się z nimi liczyli. Gdy kupowali wędliny, to bardzo im przeszkadzało, że u nas ceny podawane są za kilogram, bo oni chcieli mieć czarno na białym, ile kosztuje kilka plastrów danego produktu.

Niektórzy podejrzewali, że ta dociekliwość wynikała z faktu, że Chińczykom z różnych powodów brakowało pieniędzy. - Może szef firmy im nie płacił? - zastanawiali się.
- Bacznie porównywali ceny i kupowali najtańsze towary, żeby zaoszczędzić bodaj 30 groszy.
Dobrze natomiast i na czas płacili tym, których sami zatrudniali. - Jeśli przyjdą inni Chińczycy, też postaram się o robotę u nich - stwierdza mieszkaniec Łyszkowic. - Nikt chyba nie da jednak tyle, ile płacił Covec.

W przychodni lekarskiej w Łyszkowicach też dobrze wspominają Azjatów. Ostatni pacjenci z Chin pojawiali się tam jeszcze w połowie czerwca, a więc już wtedy, gdy spółka Covec opuściła plac budowy.
- Ta ostatnia wizyta była jakby klamrą, która spięła wszystkie porady udzielone Chińczykom - mówi lekarka Beata Koszewska-Jóźwiak. - Pierwszym pacjentem z Chin był człowiek pogryziony przez psa. Ostatnim również.
Azjaci nie mieli ubezpieczenia i za porady płacili gotówką.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto