Zobacz też: Koncertowy rozkład jazdy na 2014 roku. Depeche Mode, Rodriguez, Peter Gabriel i Disclosure w PolsceTomasz Lektarski jest założycielem istniejącej od 1996 roku we Wrocławiu agencji artystycznej Lion Stage. Menadżer kultury, promotor muzyki i opiekun zespołów muzycznych wyjaśnia, dlaczego we Wrocławiu nie organizuje się dużych koncertów na miarę Warszawy czy Łodzi.
Dlaczego nie możemy się doczekać koncertu pierwszoligowego artysty we Wrocławiu?
Sam zadaję sobie to pytanie i od kilku lat staram się badać problem. Przeszkodą na pewno nie są pieniądze czy pomysł, ale brak profesjonalnej wykwalifikowanej kadry we władzach naszego miasta.
Nie ma u nas agencji bookingowej z prawdziwego zdarzenia, nie ma ekspertów i ludzi, którzy potrafią się tym zająć. Znam m.in. ludzi z Rockstar Events, która organizuje warszawski Orange Festival i widzę jak to działa. Wszystko opiera się na doświadczeniu, umiejętnościach, kontaktach i znajomościach w dobrym tego słowa znaczeniu. We Wrocławiu takich ludzi nie ma.
Nawet jeżeli mamy pieniądze na topowego artystę, to na nic się nam one zdadzą jeżeli nie mamy do niego dojścia. Nikt nie chce pracować z amatorami. We Wrocławiu są pasjonaci, do których między innymi się zaliczam, ale nie ma wśród nich prawdziwych profesjonalistów.
W czym więc jesteśmy gorsi od Poznania, Łodzi, czy nawet Rybnika, gdzie w przyszłym roku zagra 30 Second To Mars?
W Rybniku działa agencja Prestige, z którą miasto chce i potrafi sprawnie współpracować. Poznań to ekipa z Go Ahead, której zależy na swoim mieście i prężenie działa na lokalnym rynku, czy agencja MyMusic, która robiła m.in. koncert Alicii Keys na poznańskim stadionie.
We Wrocławiu takich ludzi brakuje. Miasto ma ciekawe, dobre pomysły wydarzeń, ale są one wykonywane niedbale. Same pieniądze naprawdę mają tu drugorzędne znaczenie.
Nie czujesz się zażenowany faktem, że w 2013 roku nikt nie wystąpił na płycie wrocławskiego Stadionu?
To jest szerszy problem. On dotyczy tak naprawdę również Warszawy, Poznania czy Gdańska. Na fakt, że Stadion Narodowy się zwraca wpływa kilka czynników powiedzmy „okołobiznesowych". Poza fantastyczną architekturą jest on ulokowany w centrum miasta. Podróżując po stolicy możemy go zobaczyć niemalże z każdej części Warszawy. Stworzył się wokół niego dobry klimat. Tam jest po prostu na niego moda.
A wrocławski stadion? Oczywiście fajnie, że jest. Ale mamy ich w Polsce chyba za dużo, powiedzmy w żartach, że to wina piłki nożnej i nie do końca winiłbym za brak koncertów na stadionie władze miasta.
Ciągnikiem dla organizacji wydarzeń we Wrocławiu miała być Europejska Stolica Kultury, póki co nie widać efektów jej działań.
Nie chciałbym już teraz tego oceniać, ale przyznam, że my jako stowarzyszenie Wrocław Nasze Miasto robimy więcej koncertów niż ESK. Nie chodzi nawet o ilość, bo często jakość naszych koncertów mieści się w tak zwanej kategorii "deep culture".
ESK ma jeszcze trzy lata na pokazanie swoich możliwości. Trzymam kciuki za ten projekt, na ocenę przyjdzie jeszcze czas.
Nie masz wrażenia, że włodarze miasta żyją w przekonaniu, że skoro Wrocław jest tak bardzo ciekawy i awangardowy, to nie będzie organizować koncertów artystów dla szerszej publiczności?
Z jednej strony to jest ciekawy pomysł na wizerunek miasta. Sprowadzenie mega znanego artysty nie jest czymś niemożliwym, a zrobienie czegoś innego, nowatorskiego na polu kulturalnym może być mocnym wyróżnikiem. Nie będę krytykował miasta i nie chcę tego robić, bo z oceną trzeba jeszcze poczekać. Wrocław nie wytworzył sobie jeszcze jasnego charakteru, ciągle tkwi gdzieś między awangardą a masowością. Wydaje mi się, że nie jest to kwestia złych intencji, ale powtórzmy: braku doświadczenia i dobrej kadry.
Może źle leżymy na mapie? Za blisko do Pragi i Berlina
Też coś w tym jest. Byłem w Berlinie na koncercie Woodkida i podróż w jedną stronę zajęła mi trzy godziny. Cała wycieczka trwała tyle, ile pójście na koncert do wrocławskiego klubu i wypicie jednego piwa. Bilety są niewiele droższe, a ma się poczucie dobrze wydanych pieniędzy, bo Niemcy na organizacji koncertów znają się jak mało kto. Chociaż i tam zmienia się koniunktura, coraz więcej koncertów nawet takich wykonawców jak Prince, Pearl Jam czy Smashing Pumpkins organizowane są w klubach.
Zobacz też: Katarzyna Barska: "W Eterze będzie dziać się coraz więcej"
W sytuacji po zamknięciu Kultowej, przywróceniu pierwotnego charakteru Wytwórni i w chwili remontu Eteru okazało się, że nie ma we Wrocławiu nie ma prawdziwej sali koncertowej.
To jest ogromny problem naszego miasta. Jedynym miejscem, w którym można zorganizować średniej wielkości koncert jest Eter. Tak nie powinno być. Małe sukcesy na tym polu ma Hala Stulecia, gdzie na Matisyahu było pięć tysięcy osób, ale to jest za mało jak na miasto wielkości Wrocławia. Kiedy Eter przechodził remont, organizowałem koncert CocoRosie, który musiałem przenieść do Alibi i wszycy wiemy jak wyglądała gwiazda tej rangi na scenie w klubie, gdzie dosłownie było upchanych 800 osób.
Są jednak i dobre wieści, powstała niedawno Strefa Kultury Studenckiej na Politechnice, która według mnie będzie robić fantastyczne rzeczy. Widzę jak powstaje tam kadra, w jaki sposób jest to pomyślane, gdzieś na granicy między Eterem a miejską instytucją. Tam będzie naprawdę dobrze.
Może Wrocławiowi brakuje festiwalu z prawdziwego zdarzenia z muzyką komercyjną. Mamy niszowe fesiwale Avant, Asymmetry czy awangardowe wydarzenia takie jak Musica Nova, ale brakuje środka.
Marzy mi się taki festiwal jak warszawski Orange. Wydaje mi się, że wydarzenie tego typu idealnie sprawdziłoby się we Wrocławiu. Nie wiem czemu, ale nie idziemy w tym kierunku. Nie trzeba sprowadzać tu przepłaconego artysty, lepiej za jego gażę postawić na kilku, nawet kilkunastu mniej znanych i na nich zbudować program festiwalu, który mógłby ożywić stadion.
Niestety dopóki nie będzie w naszym mieście dobrej kadry, nie mamy szans na taki festiwal. Wśród ludzi, którzy decydują o programie wydarzeń kulturalnych we Wrocławiu nie widzę nikogo, kto byłby w stanie zabookować koncert artysty z tak zwanego topu.
Trzeba jeździć na targi muzyczne, gdzie jest szansa porozmawiać osobiście z agentami największych gwiazd i przekonać ich do miejsca czy pomysłu. Powtarzam, samymi pieniędzmi nic się nie ugra. A nie wiem, czy ktoś z miasta w ogóle o tym myśli.
Przyszły rok będzie dla Wrocławia lepszy na polu koncertowym?
Nie popadałbym aż w takie kompleksy. Ten ponury ton nie jest uzasadniony. Wszyscy oczekują wielkiej gwiazdy, czegoś naprawdę super i to rozumiem, ale popatrzmy na inne miasta takie jak Kraków czy Poznań. We Wrocławiu naprawdę dzieje się dużo fajnych rzeczy, nie możemy aż tak narzekać.
rozmawiał Krzysiek Żyła
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?