MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Też byłem zawadiaką

Paweł Rusiecki
Żużel: Rozmowa z Markiem Cieślakiem, trenerem Atlasu Wrocław - Zarzucano mi, że jestem dla zawodników kolegą, ale trener żużlowców nie może być zamordystą.

Żużel: Rozmowa z Markiem Cieślakiem, trenerem Atlasu Wrocław

- Zarzucano mi, że jestem dla zawodników kolegą, ale trener żużlowców nie może być zamordystą. Ja mam do dyspozycji sześciu, siedmiu ludzi i muszę z nimi przeżyć przez cały sezon - mówi trener Marek Cieślak, któremu dziś kończy się kontrakt z wrocławskim Atlasem.

Będzie pan w przyszłym sezonie prowadził wrocławski zespół? - zapytaliśmy Marka Cieślaka.

- Tego nie wiem. Na razie mam miesiąc wolnego. To normalne, bo nigdy w listopadzie nie mam żadnej umowy z klubem. Spokojnie siedzę sobie w domu i trenuję.

Trening? Gdzieś pan zamierza startować?

- Nie. Trenuję dla zdrowia. Żeby później zawodnicy się ze mnie nie śmiali w trakcie wspólnych zajęć. Muszę być przecież od nich... mocniejszy. No i trenuję psy. Mój terier rosyjski wygrał niedawno na wystawie psów w Częstochowie. A mam jeszcze owczarka. One też muszą pobiegać, najlepiej po lesie. Z tym nie ma problemu, bo las mam swój. To znaczy zaczynamy biegać w moim lesie, a kończymy już w cudzym.

To ma pan sporo czasu na przemyślenia. Co uważa pan za swoją największą porażkę w minionym sezonie?

- Brak medalu w lidze. To była moja porażka, choć z drugiej strony trudno było mówić o medalu, skoro w trakcie sezonu spadło na nasz zespół tyle nieszczęść. Jak przyszło walczyć o medale, to ja miałem w składzie Adriana Płuskę i Artura Bogińczuka. Gdyby spojrzeć od tej strony i tak jest sukcesem, że mimo tych wszystkich kłopotów awansowaliśmy do czołowej czwórki. Poza tym Tomasz Jędrzejak niespodziewanie zdobył tytuł drugiego wicemistrza Polski, Jarosław Hampel został najlepszym juniorem na świecie, a Sławomir Drabik wicemistrzem Europy. To przecież były plusy tego sezonu.

inusy?

- Po pierwsze, że nie mieliśmy szczęścia. Krzysztof Cegielski, który miał być naszym liderem, odniósł poważną kontuzję i cały czas walczy o powrót do normalnego życia. Po drugie niewłaściwe były decyzje związane z Robertem Dadosem. To był błąd i do tego się przyznaję.

iera pan to jako osobistą porażkę?

- To jest nasza największa porażka, moja także. Bo ludzi poznaje się nie wtedy, gdy idzie wszystko dobrze, tylko wtedy gdy jest naprawdę źle. Wtedy, gdy Dados potrzebował pomocy, dostał ją od nas. A z kolei jak się nam przytrafiło to nieszczęście z "Cegłą", to mieliśmy prawo oczekiwać, że on (Robert Dados - dop. red.) zrobi wszystko, żeby nam pomóc. Ale tak się nie stało.

pot miał pan z Jędrzejakiem, który po jednym z meczów publicznie pana skrytykował.

- Nie. Bo Jędrzejak raz wyskoczył z czymś takim, ale później przyszedł i mnie za to przeprosił. Szkoda tylko, że już nie publicznie. Ja mogłem czuć żal. Ale wiem, że na żużlu to nie jeżdżą święci, ani docenci. Żeby się ścigać, to taki żużlowiec musi być niezłym zawadiaką. I oni tacy są. Ja też taki byłem i dlatego mogę na to przymknąć oko.
Gdyby dziś miał pan okazję, by jeszcze raz składać zespół

Atlasu, to zrobiłby pan to inaczej?

- To nie chodzi o to, że został popełniony błąd przy tworzeniu zespołu. To był najlepszy zespół, jaki rok temu mogliśmy zbudować. Bo nikt nie powie, że Hampel czy Cegielski to były chybione transfery. Gdyby Cegielski jeździł dalej, to dziś byłby najlepszym zawodnikiem w Polsce i o tym jestem przekonany. Jędrzejak i Drabik też robili dużo więcej, niż od nich oczekiwano. Przecież oni początkowo mieli być tylko zawodnikami uzupełniającymi parę.

A Nicholls?

- No, on akurat mocno nas w tym sezonie rozczarował. Wtedy, gdy byliśmy w biedzie, nie stanął na wysokości zadania. Powiem tylko tyle - jeśli w przyszłym sezonie będzie jeździł tylko jeden obcokrajowiec, to wątpię by Scott znalazł sobie jakiś klub w ekstralidze.
Niektórzy zarzucali, że zawodnicy nie słuszają pana rad. Nieraz było tak, że mimo sugestii trenera żużlowcy Atlasu dopiero w połowie zawodów dobierali właściwe przełożenia.

Co pan na to?

- Powiem tak - jest presja wyniku, a w klubie praktycznie każdego roku pojawiają się nowi zawodnicy. Tymczasem potrzeba troszeczkę czasu zanim zawodnicy uwierzą w to, co się im mówi. Przed jakże ważnym meczem w Toruniu zawodnicy mieli dokładnie rozpisane, jak trzeba jechać, by nikt z rywali nie miał prawa nas minąć. Okazywało się, że zamiast trzymać się planu jechali po swojemu i przegrywali. Wtedy mnie nie cieszyło to, że racja była po mojej stronie. Zacząłem się zastanawiać - albo pod wpływem stresu oni przestają myśleć, albo nie umieją tego zrobić.

Ale nie jest pan zwolennikiem prowadzenia zespołu twardą ręką. Przecież dla zawodników pan jest raczej kolegą...

- Bo trener żużlowców nie może być zamordystą. Ja mam do dyspozycji sześciu, siedmiu ludzi i muszę z nimi przeżyć przez cały sezon. Poza tym to nie chodzi o to, żeby powiedzieć takiemu Cegielskiemu - słuchaj załóż takie i takie przełożenie, bo tak ma być.

Dlaczego nie można, skoro widać, że zawodnik ma problemy ze sprzętem?

- Bo dzisiaj zawodnicy robią sobie sprzęt u różnych mechaników. I teraz to, co powiem Cegielskiemu, to może być dobre dla niego, ale niekoniecznie dobre na przykład dla Drabika. Dla mnie ważne jest to innego - żeby ci zawodnicy uczyli się sami właściwie rozpoznawać możliwości sprzętu do danego toru. Tylko oni wiedzą, czy silnik jest za słaby, czy za mocny. Ja jako trener oceniam właściwości toru i mówię, że tor jest przyczepny. Później to zawodnicy muszą tak poustawiać gaźnik, zapłon i przełożenia, żeby było dobrze. Powiedzenie wszystkim, że mają z tyłu założyć zębatkę 58, a z przodu 17 byłoby głupotą. To sprawdzało się kiedyś, gdy wszystkie maszyny przygotowywał jeden mechanik.

To kiedy siada pan do rozmów z szefami Atlasu?

- Spokojnie. Byłem w tym tygodniu u prezesa i niczym się nie denerwuję. Po prostu chcę dalej pracować we Wrocławiu. Zżyłem się z wieloma zawodnikami i chyba nie było tak źle, żeby mnie teraz w klubie nie chcieli.

Marek Cieślak

Ma 53 lata. Jako zawodnik był podporą Włókniarza Częstochowa i reprezentacji Polski. Ma na koncie m.in. srebro indywidualnych mistrzostw Polski, złoto drużynowych mistrzostwo kraju, a także dwa srebrne krążki w rywaizacji druzynowych mistrzostw świata. Doświadczenia zdobyte na torze przekazuje teraz innym żużlowcom. Prowadzony przez niego w 1996 roku Włókniarz Częstochowa zdobył złoto drużynowych mistrzostwach Polski. We Wrocławiu pracuje od trzech lat. W lidze z Atlasem zdobył srebro (2001) i brąz (2002).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Grosicki kończy karierę, Polacy przed Francją czyli STUDIO EURO odc.5

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto