Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemnica Ozzy’ego

Piotr Kanikowski
Ludzi z dogomani przez cały czas myśleli, że Agnieszka wymyśliła opowieść o śmierci Ozzy’ego, by zatrzymać psa. Ale on leżał w worku w płytkim grobie.   fot. Piotr Kanikowski
Ludzi z dogomani przez cały czas myśleli, że Agnieszka wymyśliła opowieść o śmierci Ozzy’ego, by zatrzymać psa. Ale on leżał w worku w płytkim grobie. fot. Piotr Kanikowski
To było jak egzekucja: ktoś bił psa tak długo, aż jego serce nie wytrzymało bólu i strachu Małgorzata Saganowicz wiozła Ozzy’ego do Lubina pewna, że u Agnieszki będzie mu dobrze.

To było jak egzekucja: ktoś bił psa tak długo, aż jego serce nie wytrzymało bólu i strachu

Małgorzata Saganowicz wiozła Ozzy’ego do Lubina pewna, że u Agnieszki będzie mu dobrze. Zabiedzony, przeraźliwie chudy i poważnie chory golden retriever, którego znalazła na ulicy, miał mieć tu raj: dobrą panią i dom z ogrodem.

Wróciła do domu bez zwierzaka. Tęskniła. „Całą noc nie spałam, myślałam o Was” – napisała do Agnieszki z samego rana.
„Hej, Gosia, ja też nie spałam, bo z pieskiem było nie najlepiej, nie mógł spać i się męczył” – odpisała Agnieszka. Był czwartek, godzina 7.20.
Ozzy już wtedy był martwy. Tak ustalił prof. Janusz Madej z Akademii Rolniczej we Wrocławiu, który wykonał sekcję zwłok. Agnieszka zaprzecza. – Wrabiają mnie – powtarza.

Sympatyczna, ciepła, wrażliwa
Ta historia zaczęła się w niedzielę 13 sierpnia. Bezdomny Ozzy błąkał się po Lubaniu. Małgosia znalazła go i zabrała do domu, bo wiedziała, że bez ludzkiej pomocy nie przeżyje. Miał raka jąder, zapalenie skóry, chore płuca. Przez dogomanię. pl – internetowy portal dla miłośników psów – dotarła do Ani Woźniak z Zabrza, która zaoferowała kąt dla znajdy i pomoc w poszukiwaniu nowego domu. Razem dały ogłoszenie do prasy. Zgłosiła się 20-letnia Agnieszka W. z Lubina. Sympatyczna, ciepła, wrażliwa – tak o niej myślały.
Bardzo chciała psa. Była gotowa wyleczyć go z nowotworu. Opowiadała, że jej rodzice mieli takiego samego goldena, ale wpadł pod samochód. W Kraśniku, gdzie mieszkali, Ozzy miałby idealne warunki do rekonwalescencji: spokój i przestrzeń. To przekonało dziewczyny z dogomanii.
Gosia przywiozła Ozzy`ego do Lubina w środę 16 sierpnia około godziny 18. Agnieszka była zachwycona. Po drodze wstąpiła z psiakiem do weterynarza. Lekarz zapamiętał tę wizytę: wyszedł na zewnątrz, zobaczył chorą skórę i powiedział, że póki zapalanie nie minie, nie usunie nowotworu.
– Taksówką wróciłam do domu – opowiada Agnieszka. – Ozzy zachowywał się cicho, nie szczekał. Na przemian tylko jadł i spał.

Za cholerę nie oddam
Dziewczyny z dogomanii zaczęły niepokoić się o Ozzy`ego już w czwartek, gdy okazało się, że zamiast do wiejskiego domu z podwórkiem trafił na II piętro w bloku. Nabrały podejrzeń, że Agnieszka coś kręci. Że zwleka z leczeniem. Słały esemes za esemesem: „Gdyby lekarz proponował Ci uśpienie, nie zgadzaj się”. Potem pełne złych przeczuć błagały, by zwróciła im psa. Miały drugiego goldena, który szukał domu, zdrowego i mniej kłopotliwego. Proponowały wymianę. Próbowały gróźb. „Za cholerę nie oddam wam Ozzy`eego” – odpisała wieczorem Agnieszka.

Esemes o śmierci
Gdy w piątek przysłała esemesa, że podczas spaceru Ozzy przestał oddychać, nikt nie uwierzył.
– Pomyśleliśmy, że to wykręt, byśmy dali jej spokój – mówi Ania Woźniak.
To wtedy zapadła błyskawiczna decyzja, by jechać do Agnieszki i zabrać jej zwierzaka. Dziewczyny poprosiły o pomoc Krzysztofa Łucjana z Krakowa. Pojechali razem jego samochodem. Było po dziesiątej wieczorem, gdy zadzwonili domofonem do mieszkania państwa W. Agnieszki nie było, ojciec nie chciał wpuścić gości do środka. Przeczekali do rana, a gdy wzeszło słońce, rozpoczęli poszukiwania dziewczyny. Po wielu telefonach znaleźli ją w Kraśniku pod Bolesławcem. Zgodziła się przyjechać do Lubina i pokazać miejsce pochówku.

Zwłoki w worku
– Cały czas sądziliśmy, że blefuje a Ozzy żyje – opowiada Krzysztof. – W Tesco kupiliśmy łopatę, rękawice i worki. Ładowaliśmy ten sprzęt do bagażnika i czekaliśmy, kiedy powie nam prawdę. A ona nic.
Wskazała im drogę na działki. I miejsce wśród chaszczy, za ogrodzeniem zapuszczonego ogródka.
– Ja już chyba sobie pójdę – powiedziała beznamiętnie, gdy zaczęli kopać.
Pies leżał płytko, w różowym worku. Cyknęli trzy zdjęcia, nie wyjmując zwłok ze środka.
– Szok – mówi Krzysztof Łucjan. – Zrobiłem dziurkę, by zobaczyć sierść i upewnić się, że to Ozzy. Nie miałem ochoty więcej oglądać.
Z trupem w bagażniku pojechali do Wrocławia.

Egzekucja
Chcieli wiedzieć od kiedy nie żyje. Po drodze wstąpili do Akademii Rolniczej we Wrocławiu, by zlecić sekcję zwłok.
Profesor Janusz Madej, który ją wykonał, z racji swej profesji musiał oglądać niejedną makabrę. Przyznaje jednak, że obrażenia Ozzy`ego zrobiły na nim wrażenie.
– Jak żyję, czegoś takiego nie widziałem – mówi.
Ozzy zdechł z powodu szoku potraumatycznego. Przed śmiercią był dotkliwie bity po całym ciele. Stąd obrzęki na łapach, karku, miednicy. Stare i chore psie serce tego nie wytrzymało.
– Ciosy były zadawane w jednym czasie – relacjonuje Krzysztof. – Wyglądało to jak egzekucja. Pies przeżył ją. Zmarł kilka godzin później.
Agnieszka zaprzecza. Szuka działkowców, którzy widzieli, że kiedy go grzebała, nie był zakrwawiony.

Prosiła o morbital
– Nie biłam go – płacze. – On został uśpiony. Mam świadków. To kolega i koleżanka, którzy pomagali mi pochować Ozzy’ego.
Lekarz weterynarii pamięta, że w czwartek około godziny siedemnastej przyszła do niego młoda blondynka z wychudzonym, cierpiącym na raka jąder goldenem. Chciała, by go uśpił. Przekonująco opowiedziała, jak znalazła nieszczęśnika w podlubińskiej wsi Gola, przywiązanego sznurkiem do drzewa.
– To był piękny pies, rasowy – mówi doktor. – Chciałem go leczyć. Pół godziny przekonywałem, że warto mu dać szansę. Płakała. Więc w końcu wykonałem zastrzyk z ksylazyny i morbitalu.
Sekcja zwłok nie wykazała w ciele Ozzy`ego śladów morbitalu.
– Nie jestem toksykologiem i nie wiem jak to wytłumaczyć – mówi weterynarz. – Być może tak się ten środek rozkłada w organiźmie. Nie spotkałem się z podobnym badaniem. Nie mam powodów by kłamać, lub kogoś kryć.

Ofiara czy kat?
Policja i prokuratura prowadzą postępowanie wyjaśniające. Organizacje broniące praw zwierząt ślą do Lubina zawiadomienia o przestępstwie. Fundacja Emir, ratująca bezpańskie psy, ufundowała 2 tysiące złotych nagrody dla świadka, który dostarczy istotnych dowodów w sprawie. Spontanicznie powstają strony poświęcone historii Ozzy`ego i plakaty z jego zdjęciem. Powielona w setkach egzemplarzy opowieść o jego śmieci krąży po Polsce. Piszą o niej gazety, mówi radio i telewizja.
Od dwóch tygodni na internetowych forach trwa też psychiczny lincz na Agnieszce W. Anonimowi komentatorzy bez wahania nazywają ją gówniarą, szmatą, morderczynią, sadystką bez serca. Od czasu do czasu w różnych miejscach ktoś podaje jej adres. Szczuje, judzi. „Zbiłbym tę dziewczynę, zatłukłbym łopatą” – piszą ludzie, którzy – jak twierdzą – nie skrzywdziliby psa. Po drugiej stronie barykady są ci, dla których życie zwierzęcia nie jest warte takiego szumu. Obrońców psów mają za fanatyków i hipokrytów.
W Lubinie historia Ozzy’ego zmobilizowała samorządowców do budowy schroniska dla zwierząt. Jeśli powstanie, nada sens tej bezsensownej śmierci. Na razie jednak jest tylko szum. Nic więcej. •

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tajemnica Ozzy’ego - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto