Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szampańska podróba

Marcin Gąsiorowski
- Zostałem oszukany przez państwo – mówi Janusz Szwagrun. Fot. M. Pawłowski
- Zostałem oszukany przez państwo – mówi Janusz Szwagrun. Fot. M. Pawłowski
WROCŁAW - Zostałem oszukany przez państwo, teraz moja firma upada – mówi Janusz Szwagrun. Niegdyś jego wrocławski „Poli-Service” importował milion butelek wina rocznie.

WROCŁAW - Zostałem oszukany przez państwo, teraz moja firma upada – mówi Janusz Szwagrun. Niegdyś jego wrocławski „Poli-Service” importował milion butelek wina rocznie. Prokuratorzy oraz urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości uznali jednak, że w Polsce można legalnie... produkować podróbki.

Siedzimy przy stole, Janusz Szwagrun pokazuje sześć etykiet „Sowietskoje Igristoje”.

- Niech pan zgadnie, która jest oryginalna?

Na każdej napis cyrylicą, na każdej winne grono, na każdej medale.

- Nie wiem - przyznaję. - Może wszystkie?

Nie trafiłem. Tylko jedna. Nic więc dziwnego, że importer oryginalnych win splajtował. - Wykończyły mnie firmy produkujące podróbki, tańsze, gorsze, robione w Polsce - komentuje Szwagrun.

Koktajl w typie

Historia rozpoczyna się w 1989 roku. Wtedy to Janusz Szwagrun, prezes firmy „Poli-Service S.A.” zaczął importować oryginalne, słynne „Sowietskoje Igristoje” z Łotwy. Interes szedł dobrze.

- Konkurencję przebijaliśmy cenami – zapewnia Szwagrun. Te z Mołdawii czy Ukrainy były droższe (wina musujące tej marki produkowano w całym ZSRR). Podróbki zdarzały się już wtedy, tyle że próby były nieśmiałe. Pojawiały się w styczniu czy grudniu, kiedy popyt był największy. Prawdziwe problemy zaczęły się jednak w 1993 roku. Sklepy były zarzucone „coctailami winnymi w typie wino”. I były tańsze. Szwagrun zawiadomił prokuraturę, która nic nie zrobiła. Poleciła mu jedynie zarejestrować znak w biurze patentowym.

Nieuczciwość kupiecka

Wydawało się, że złodziei (bo przecież kradną markę) uda się pokonać. Państwowa Inspekcja Handlowa jednemu z nich wydała w 1994 roku opinię: „Wygląd i oznakowanie opakowania zaprojektowano celowo dla wprowadzenia w błąd klienta: (...) starannie ukryto fakt, że wyrób jest produkcji polskiej, przyjmując nazwę dystrybutora ..., Oznakowanie jest przykładem nieuczciwości kupieckiej i przywłaszczeniem znaku towarowego poszukiwanego i znanego na rynku wyrobu.” Prokuratorzy, zarówno rejonowi jak i wojewódzcy, przestępstwa nadal jednak nie dostrzegali. W 1994 roku do Ministerstwa Sprawiedliwości trafiła pierwsza skarga.

To nie przestępstwo?!

W 1996 roku Urząd Patentowy RP zarejestrował dla firmy znak „Sovietskoje Igristoje”. Poszły ponowne zawiadomienia do prokuratur o popełnieniu przestępstwa.

Odpowiedź prokuratora wojewódzkiego warto zacytować: „używanie zarejestrowanego znaku dla towarów podobnych do objętej rejestracją, jak również znaku podobnego do zarejestrowanego dla towarów objętych rejestracją lub podobnych do nich, nie stanowi deliktu karnoprawnego (przestępstwa – red.). Podobnie deliktu takiego nie stanowi bezprawne używanie cudzego znaku powszechnie znanego.” Taki delikates wysmażył prokurator. Nic tylko kupujmy trampki, dolepiajmy znaczek „adidas”, albo „adbidas” i sprzedawajmy. To nie przestępstwo...

Gdzie leży Wrocław?

Po 8 latach okazało się jednak, że podrabiacze łamali prawo. Ministerstwo Sprawiedliwości 9 maja 2001 roku stwierdziło: „przestępstwem jest wprowadzenie do obrotu lub świadczenie usług cudzym znakiem towarowym (...).” I co się stało? Nic. Myli się ten kto myśli, że ukarano jakiegoś przestępcę, że wycofano podróby ze sklepów. Natomiast nieco wcześniej Urząd Patentowy RP na wniosek kilku podrabiaczy unieważnił prawo „Poli-Service” do znaku „Sovietskoje Igristoje”. Według Janusza Szwagruna, urząd patentowy złamał przy tym prawo. Wniosek o unieważnienie może złożyć tylko ten podmiot, który wykaże, że został naruszony jego interes prawny. Jak swój interes uzasadnili podrabiacze? „ Jako znak powszechnie znany, wskazujący na rejon geograficzny pochodzenia towarów nie może on być sprzedany na rzecz przedsiębiorstwa spoza tego obszaru geograficznego...Wrocław nie leży w granicach byłego ZSRR...”.

Premier lekceważy

Gazeta Wrocławska poprosiła Ministerstwo Sprawiedliwości o stanowisko: czy można w naszym kraju bezkarnie podrabiać znaki towarowe? Zadaliśmy kilka pytań, odpowiedź otrzymaliśmy krótką, bełkotliwą. Bo jak inaczej nazwać zdanie: „bezprawne używanie cudzego znaku powszechnie znanego nie stanowiło na gruncie tej ustawy deliktu karnoprawnego (przestępstwa), chyba że znak taki był zarejestrowany w polskim Urzędzie Patentowym”. Słowem, bezprawie nie jest przestępstwem. Jednocześnie zapowiedziano, że ministerstwo sprawdzi czy nie zastosuje rewizji nadzwyczajnej. 31 października 2002 do premiera trafiła skarga na ministra sprawiedliwości. I co? I nic. Premier nie chce sprawą się zająć. Szwagrun chce też unieważnić decyzję Urzędu Patentowego RP, która zabrała mu znak towarowy. Na razie urząd, tak jak i premier, sprawę lekceważy.


Słabość państwa

*Krzysztof Zuber

*prawnik

Polskie prawo jest pod tym względem ułomne, niedoskonałe. Trzeba je zmienić. Przedsiębiorca, który stara się przestrzegać prawa, musi mieć zagwarantowaną silną ochronę ze strony państwa. Janusz Szwagrun ze strony prokuratury nie miał żadnej pomocy. A to przecież wbrew interesom, zarówno państwa, jak i konsumentów, którzy otrzymują towar gorszej jakości. Pierwszy raz spotkałem się ze sprawą, która tak jednoznacznie pokazuje słabość państwa.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto