MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Szafa pełna czarów

Magda Piekarska
Polska premiera „Opowieści z Narnii” już za tydzień. Zdjęcia do filmu powstawały m.in. w Górach Stołowych i Puszczy Białowieskiej „Weszła do szafy i zanurzyła się w futrach, z rozkoszą wtulając w ...

Polska premiera „Opowieści z Narnii” już za tydzień. Zdjęcia do filmu powstawały m.in. w Górach Stołowych i Puszczy Białowieskiej

„Weszła do szafy i zanurzyła się w futrach, z rozkoszą wtulając w nie twarz. Zrobiła jeszcze jeden krok naprzód, spodziewając się, że końcami palców dotknie drewnianej ściany. (...) Chwilę później zdała sobie sprawę, że stoi pośrodku lasu, jest noc, a pod nogami ma najprawdziwszy śnieg, którego płatki wirują w powietrzu”

Jest 1939 r. Londyn ma stać się celem ataków bombowych. Dla bezpieczeństwa dzieci wysyła się na wieś. Czwórka rodzeństwa: Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja Pevensie trafia do domu starego Profesora, w głębi kraju, dziesięć mil od najbliższej stacji kolejowej. Podczas długich, deszczowych dni, zdane na siebie wymyślają zabawę w chowanego. Okazuje się, że stara szafa skrywa drzwi do innego świata. Zamieszkałego przez fauny i gadające zwierzęta, zniewolonego przez złą Białą Czarownicę – to z jej powodu w Narnii panuje wieczna zima. Zły czar mogą zdjąć tylko dzieci z pomocą dobrego ducha Narnii, lwa Aslana.
Tak zaczyna się „Lew, czarownica i stara szafa”, pierwsza z cyklu siedmiu „Opowieści z Narnii” Clive’a Staplesa Lewisa.
W Kilns, położonym niedaleko Oksfordu domu Lewisa, rzeczywiście stała stara szafa. I w 1939 trafiła tam grupa dzieci z Londynu. Jedno z nich, zaintrygowane, zapytało: – Czy nie ma w niej ukrytego przejścia?
Czy była to mała, ciemnowłosa dziewczynka podobna do Łucji? Tego nie wiemy. Na pewno jednak pytanie zaintrygowało pisarza. Na tyle, że postanowił poświęcić mu najpierw jedną książkę, a potem kolejne. Nie mógł przewidzieć, że cykl zapewni mu sławę. I że dzięki niemu spotka miłość swojego życia.

Uciec gdzie indziej
Drzwi do innego świata, ukryte w zasięgu ręki – pomysł nie był ani dla Lewisa, ani dla jego przyjaciół abstrakcją. Pisarz wykładał w Oksfordzie w tym samym czasie, co J. R. R. Tolkien. Obaj należeli do uczelnianego klubu Inklingów, na którego spotkaniach, w męskim gronie, czytali swoje fantastyczne opowiadania i zajmowali się badaniem martwych języków. Łączył ich pacyfizm, który znalazł odbicie i we „Władcy Pierścieni” Tolkiena, i w „Opowieściach z Narnii”. O ile jednak Tolkien zwracał się ku celtyckim mitom, to Lewis podkreślał, że szuka odpowiedzi na pytanie, co by się stało, gdyby Chrystus objawił się na świecie innym niż nasz. Miejsce Chrystusa w Narnii zajmuje lew Aslan – ponosi śmierć w obronie jednego z chłopców – Edmunda, a potem zmartwychwstaje.
Zanim „Lew, czarownica i stara szafa” ukazała się drukiem, Lewis musiał przełknąć porażkę – po ukończeniu książki nie mógł się doczekać, by przeczytać ją przyjacielowi Tolkienowi. Niestety – autor „Władcy Pierścieni” powiedział, że książka jest do niczego. Na szczęście się mylił.

Zamieszkać w Narnii
Sukces „Lwa...”, a potem „Księcia Kaspiana”, „Siostrzeńca czarodzieja”, „Konia i jego chłopca”, „Podróży Wędrowca do świtu”, „Srebrnego krzesła” i wreszcie „Ostatniej bitwy” przeszedł najśmielsze oczekiwania. Mimo że recenzje były niepochlebne, dzieci pokochały Narnię. A Lewis zawsze był zdania, że sukces dzieła literackiego powinien być mierzony nie wiekiem odbiorców, ale wpływem, jaki dana książka wywarła na ich życie. Tu był bezkonkurencyjny – pasierbica jego przyjaciela z Oksfordu po przeczytaniu ostatniego tomu rozpłakała się i powiedziała: „Nie chcę już żyć w tym świecie. Chcę zamieszkać w Narnii z Aslanem”.
Pisarz dostawał tysiące listów. Najwięcej z prośbami o kontynuację: „Jeśli chodzi o napisanie więcej niż siedmiu narnijskich książek, to czyż nie lepiej przestać, kiedy ludzie wciąż proszą o więcej, niż kontynuować, aż będą zmęczeni?” – odpisał Lewis na jeden z nich.

Niebo z trudem mnie zatrzyma
10 stycznia 1950 r. nadszedł list od Joy Davidman Gresham. Młodsza o 17 lat od 52-letniego Lewisa absolwentka Columbia University, była poetką i scenarzystką w Hollywood. Miała dwóch synów i męża alkoholika. Inteligentna i bezpośrednia, ujęła Lewisa. Była pierwszą kobietą w jego życiu. Do tej pory nad damskie przedkładał męskie towarzystwo. Jego matka zmarła, gdy był chłopcem. Jako dorosły mężczyzna zamieszkał z bratem, a największą radością były dla niego spotkania w męskim kręgu Inklingów. Jedyną kobietą w jego otoczeniu była przez lata pani Moore, matka przyjaciela Lewisa, który zginął podczas I wojny światowej. Prowadziła dom pisarza.
Po wymianie listów Joy postanowiła odwiedzić Lewisa. Spotkanie pogłębiło zauroczenie – pisarz zaprosił ją na wakacje, potem na święta. Wkrótce jej małżeństwo rozpadło się, a ona z synami przeniosła się do Wielkiej Brytanii. Napisała nieźle sprzedającą się książkę, ale nie mogła wyjść z długów. Lewis płacił czynsz za jej mieszkanie niedaleko Oksfordu. Kiedy po trzech latach odmówiono jej i dzieciom wizy, pisarz poślubił Joy. To miało być małżeństwo z rozsądku. I było do momentu, kiedy Joy zachorowała na raka – wtedy Lewis zrozumiał, jak bardzo ją kocha. Wydawało się, że nie ma ratunku, ale choroba ustąpiła.
„Doświadczyłem czegoś, czego nigdy się nie spodziewałem” – powiedział wtedy pisarz. – „Niie sądziłem, że po sześćdziesiątce nastąpi to, co ominęło mnie jako dwudziestolatka”. Robili wszystko, by wykorzystać czas, jaki im pozostał – jeździli na wycieczki do Irlandii i Grecji. Jednak rak przyczaił się, by zaatakować ponownie. 12 lipca 1960 r. Joy umierała w domu w Kilns. „Jeśli będziesz mogła – jeśli będzie to dozwolone – przyjdź do mnie, kiedy znajdę się na łożu śmierci” – poprosił ją Lewis. „Dozwolone? Niebo z trudem by mnie zatrzymało. A jeśli chodzi o piekło, rozwaliłabym je na kawałki” – odpowiedziała. Przed śmiercią zdołała wyszeptać – „Dałeś mi szczęście”.

Zaufać instynktowi
Miłość Joy i Lewisa była jednym z najsłynniejszych współczesnych romansów – w „Cienistej dolinie” opowiedział o nim Richard Attenborough, w rolach głównych obsadzając Anthony Hopkinsa i Debrę Winger. Teraz przyszła kolej na ekranizację „Opowieści z Narnii”. Na pierwszy ogień poszedł „Lew, czarownica i stara szafa”. Za kamerą stanął Andrew Adamson, współreżyser „Shreka”. – Pamiętam, że przez okrągły rok, gdy rodzice czytali mi te książki, żyłem w świecie Narnii – opowiada. – Ukształtował moją wyobraźnię. Ten film zrobiłem przede wszystkim dla siebie.
Realizacją zachwycił się Douglas Gresham, pasierb Lewisa i syn Joy.

Polskie tropy
Zdjęcia powstawały w Nowej Zelandii, Czechach i w Polsce, nad jeziorem Siemianówka, niedaleko Puszczy Białowieskiej. Kilka dni ekipa spędziła w Górach Stołowych, Tatrach i nad Dunajcem. Odwiedziła też Kudowę Zdrój.
– Zależało mi, by przenieść część produkcji do Polski – mówi Marianna Rowińska z Ozumi Films, współproducentka filmu. – I udało się! Gdy Andrew Adamson pierwszy raz do nas przyjechał, spotkaliśmy się w Kudowie. Amerykanie mieli za sobą dokumentację w Czechach. Czesi byli przekonani, że nic nie przebije ich oferty. Ale to, co pokazaliśmy Adamsonowi, zrobiło na nim naprawdę duże wrażenie. Ujęliśmy reżysera gościnnością, wspaniałymi krajobrazami i zabytkami.
Filmowcy organizowali ogniska, zapraszali muzyków. Zaaranżowali niezwykły koncert w kościele w Świdnicy.
Warto było. To w Polsce powstała jedna z najbardziej dramatycznych scen, kluczowych dla filmu – z udziałem Białej Czarownicy. Zdjęcia były realizowane nad jeziorem Siemianówka, na północ od Puszczy Białowieskiej. Sfilmowano plenery – polskie temperatury okazały się za niskie dla dziecięcych aktorów. •

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Lady Pank: rocznica debiutanckiej płyty

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto