Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sonia Bohosiewicz o sobie: Energetyczna, pazerna na życie

Elżbieta Węgrzyn
Elżbieta Węgrzyn
Spotkaliśmy ją przed spektaklem, podczas próby oświetlenia w szczawieńskim Teatrze Zdrojowym.
Spotkaliśmy ją przed spektaklem, podczas próby oświetlenia w szczawieńskim Teatrze Zdrojowym. Dariusz Gdesz
Sonia Bohosiewicz wystąpiła ze swoim monodramem „Chodź ze mną do łóżka” na Festiwalu Krystyny Jandy w Szczawnie-Zdroju pod Wałbrzychem. Spotkaliśmy ją przed spektaklem, podczas próby oświetlenia w szczawieńskim Teatrze Zdrojowym.


Elżbieta Węgrzyn
:Karierę zaczynałaś w Krakowie, wielu pamięta cię jeszcze z kabaretu Grupy Rafała Kmity i Teatru Starego. Czy przeprowadzka do stolicy bardzo zmieniła twoje życie?
Sonia Bohosiewicz: Bardzo dużo się zmieniło. To diametralnie dwa różne etapy w moim życiu. Kiedy byłam w Krakowie występowałam głównie w teatrze, a w filmie pojawiałam się incydentalnie. Tak sobie wtedy wyobrażałam swoje życie, że będę grała w krakowskim teatrze, będę zdobywała coraz lepszy kunszt, że będę aktorką, która tam będzie dojrzewała i się zestarzeje.
Ale moje życie tak się potoczyło, że dostałam rolę w „Rezerwacie”, która była wyjątkowym strzałem, debiutem moim i Łukasza Palkowskiego. Ta szansa spadła na nas w wieku trzydziestu paru lat i byliśmy na nią przygotowani oraz na możliwości, jakie przyniosła. Udało nam się zrobić coś dobrego i to zostało zauważone. Wtedy przeskoczyłam w kolejny etap w życiu, związany z filmem filmowy. To wszystko złożyło się z moimi planami osobistymi, bo wtedy przeprowadziłam się do Warszawy i na sześć lat oddałam się kamerze nie wchodząc na deski teatru. Po sześciu latach zatęskniłam za teatrem.

Zatem twoja obecna kreacja jest małym powrotem do przeszłości. Gdybyś teraz dostała propozycję stałej współpracy od jakiejś renomowanej, na przykład wrocławskiej sceny, czy odmówiłabyś jej?
Niestety powiedziałabym nie, dlatego że nie byłabym w stanie przenieść się do Wrocławia. Moje dzieci już się uczą w Warszawie, mój mąż jest z Warszawy, sprowadziłam tam też siostrę, w stolicy mieszka też tata Pawła – mój teść, tam w końcu mam kupione na kredyt mieszkanie. To ostatnie chyba o wszystkim przesądza (śmiech).

Przyjechałaś do Szczawna-Zdroju z własnym monodramem. Czy wcześniej grałaś w podobnych przedsięwzięciach?

Nie, wcześniej nie grałam w monodramach. Przyznaję jednak, że zupełnie bez kompleksów podeszłam do tego tematu. Kilka razy pytano też mnie, czy się nie boję. Ale czego tu się bać? Spotkanie z widzem, to spotkanie z widzem, czy jesteś sama, czy we dwoje, jeden pies. Ale potem zrozumiałam, że to jest jednak pewnego rodzaju odpowiedzialność. Trzeba wyjść samotnie na scenę i zająć uwagę ludzi przez siedemdziesiąt minut, żeby się udało do tego trzeba jednak pewnego skupienia. W spektaklu kilkuosobowym jest rodzaj rozprężenia, bo możesz się od kogoś odbić i tę bajkę tworzycie razem z partnerem, a w monodramie musisz sama od początku do końca wykreować świat. O tyle jest to trudniejsze.

Rozmawiając o najnowszym spektaklu nie sposób nie nawiązać również do prowokującego tytułu spektaklu - „Chodź ze mną do łóżka”.
Ja go wymyśliłam. Tytuł wydał mi się oryginalny, inny i poprosiłam autora o możliwość zmiany. Chciałam, aby to określenie było zadziorne, prowokujące, takie trochę również seksualne i intrygujące. W zasadzie dopiero po spektaklu dowiadujesz się, że zaproszono cię nie tylko do łóżka w sensie seksu, ale też do swojej intymności, bliskości i swojego wnętrza.

„Chodź ze mną do łóżka” zadebiutował w grudniu 2013. Czy ze sztuką wyjeżdżaliście już poza Warszawę?
Tak, to jest pierwszy wyjazd z Teatrem Polonia, ale już wcześniej byłam z tym spektaklem w moim mieście rodzinnym, czyli w Żorach.

Czy dostrzegłaś jakąś różnicę w odbiorze przesłania sztuki w małym i dużym mieście?

Nie, wielkość miasta nie ma znaczenia. Różnica w publicznościach pojawia się wtedy, gdy przychodzi na spektakl za bilety, lub za darmo. Może to brzmi ohydnie, ale jeśli na spektakl za darmo przyjdą jakieś grupy jak menadżerowie, farmaceuci, okuliści, czy przedszkolanki, którzy w planie swojego dnia mają m.in. obejrzenie sztuki, to jest ona zupełnie inaczej odbierana. Nawet mój kolega napisał na ten temat pracę magisterską, której tematem był odbiór sztuki wobec ceny biletu.

Czyli darmocha kontra bilet?
Tak, ale okazuje się, że na zachowanie widzów ma też wpływ wysokość ceny biletu.

Współpracujesz z Krystyną Jandą. Czy pierwsze spotkanie z nią zapadło ci głęboko w pamięć?
Spotkałyśmy się, jak pani Krystyna zaprosiła mnie do swojego teatru telewizji „Rosyjskie konfitury”. Dzwoniła do mnie już wcześniej z pytaniem, czy chciałabym zagrać, a ja musiałam się niestety przyznać, że nie mogę, bo jestem w ciąży. To, że pani Krystyna mnie dostrzegła i zaprosiła, odczułam jako ogromną nobilitację. Pani Krystyna w życiu zawodowym, jak na ekranie, nie tworzy wokół siebie bariery, nie sprawia wrażenia niedostępnej. Jak spotkałam ją pierwszy raz, to wydawało mi się, że znam ją bardzo długo.

Obie jesteście silnymi osobowościami, czy nie wynikają z tego konflikty?
Nie, no co ty! Krystyna to cudo człowiek. Bardzo konkretna, szalenie inteligentna, uzdolniona. Nasza współpraca przebiega profesjonalnie. Pani Krystyna przychodzi zawsze na wszystkie próby generalne spektakli, które są u niej robione i daje uwagi. Jest pierwszym widzem i krytykiem. Jeśli coś jej się nie spodoba, ale wybronisz swoją wersję, to mówi „OK, tak chciałeś, proszę bardzo”. Przyszła też do nas i dała ze dwie uwagi. Bardzo nam tymi spostrzeżeniami pomogła, więc podziękowałam. W sekundę wiedziałam, że jej propozycje są doskonałe i wynikają z wprawnego oka.

Jesteś człowiekiem orkiestrą, ale gdybyś miała siebie najkrócej określić, to nazwałabyś siebie...
Aktorką, ale nie chciałabym się ograniczać tylko do jednej, czy dwóch form aktorstwa. Jestem pazerna na życie. A jak ja siebie określam? Dziś jestem aktorką, udzielam wywiadów, ustalam scenografię, światło i myślę o sobie w tej kategorii. Jak przychodzę do domu jestem mamą, żoną, jak spotykam się ze swoją siostrą, jestem tylko siostrą. W szkole, jak prowadzę zajęcia, czuję się jak pedagog, a w kolejce jestem babą w kolejce (śmiech).

Jaka cecha twojego charakteru najlepiej cię opisuje?

Ktoś, kto mnie dobrze zna, może powiedziałby inaczej, ale sądzę że główną osią charakteru jest moja energia. To coś, co bardzo w sobie lubię. Bardzo by mi było niemiło, gdybym tę „energetyczność” utraciła, bo ona wyznacza mnie, mój temperament, poczucie humoru, jak szybko mówię, myślę, chodzę i działam, a także jak się nie boję, i że jestem odważna. To wszystko powoduje moja energia. Myślę, że nie daj Bóg, gdyby przytrafiło mi się coś, co by tę energię utemperowało, to musiałabym bardzo przepracować to, by ponownie być szczęśliwa.

O tym mówi właśnie twój spektakl, o osobie, która musi się zmagać ze swoimi ograniczeniami. Jak się czujesz, ty wulkan energii, który musi się położyć do łóżka?

Mamy to pokazane, lecz przewrotnie. Ja o tym opowiadam, ale w łóżku nie leżę i nadal jestem wulkanem. Dotykam jednak tego ważnego problemu: Jeśli było by ci odebrane to, kim jesteś, to co byś wtedy zrobił?

Dziękuję, że poświęciłaś mi czas.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto