MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Słowiki pana inżyniera

Justyna Kościelna
Rozmowa z Piotrem Kupichą, wokalistą i liderem zespołu Feel, triumfatorem tegorocznego Sopot Festival • Za zwycięstwo w Sopocie dostaliście 60 tys.

Rozmowa z Piotrem Kupichą, wokalistą i liderem zespołu Feel, triumfatorem tegorocznego Sopot Festival

• Za zwycięstwo w Sopocie dostaliście 60 tys. złotych – polał się szampan?
– Niestety, nie zabawiliśmy się. Po koncercie, o 3 w nocy, zapakowali nas do busa i pognaliśmy na następny występ, do Zabrza.

• Po festiwalu przyznał się Pan do łez szczęścia. Na co dzień uczuciowy z Pana facet?
– Kiedy na festiwalu przeszliśmy najtrudniejszy moment – wybrali nas do koncertu finałowego, po prostu nie wytrzymałem, łzy poleciały same. To ogromne przeżycie. Ale na co dzień sobie na to nie pozwalam. Jestem zahartowany, nie przejmuję się krytycznymi głosami.

• No właśnie. Pojawiły się pogłoski, że popełniliście plagiat.
– To absurd. Zwróciliśmy się do kancelarii prawnej, żeby zbadała sprawę i rozwiała wszystkie wątpliwości. To są dwie różne piosenki, ale chyba taka jest polska mentalność – jak ktoś odniesie sukces, próbuje mu się wmówić, że niesłusznie.

• W Sopocie pokonaliście wiele gwiazd. Sophie Elix Bekstor, która wystąpiła po Was, z bliska też jest taka piękna, jak w teledyskach?
– To ta co tańczyła nóżką w lewo, nóżką w prawo? Całkiem ładna, ale lubię kobiety tajemnicze, zdystansowane, z zagadkowym spojrzeniem.

• Taka jest Pana żona?
– Tak. Poznaliśmy się w katowickiej knajpie. Od razu zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, i tak już zostało do dzisiaj, a znamy się osiem lat. Imponuje mi wiedzą i stylem bycia, jest niesamowicie otwarta.

• I pewnie troszkę zazdrosna? Na blogach dziewczyny rozpisują się o Pana cudownych, niebieskich oczach. A w teledysku flirtuje z Panem seksowna Aneta Piotrowska, znana z Tańca z Gwiazdami.
– Cóż, Agata, moja żona, rzeczywiście bywa zazdrosna, ale zawsze ją uspokajam. Nie patrzę w lustro i myślę, jaki to ja jestem przystojny. I wcale teraz nie kokietuję! Jestem facetem, mam zarabiać na rodzinę – skupiam się na pracy i pisaniu piosenek. A co do Anety – cieszę się, że namówiliśmy ją do współpracy. Bardzo spodobał jej się singiel. Trochę przetańczyliśmy na planie. Po powrocie do domu spowiadałem się żonie.

• Nigdzie, choć długo szukałam, nie znalazłam informacji, kim Pan w zasadzie jest z wykształcenia?
– Jestem, uwaga, inżynierem materiałów, skończyłem Politechnikę Śląską. Oczywiście, nigdy nie pracowałem przy jakichś światłowodach i tym podobnych rzeczach. Swoją drogą to musi być wyjątkowo nudne. Nigdy też nie lubiłem przedmiotów ścisłych, ale po technikum, gdzie dominowała chemia, fizyka i matematyka, politechnika wydawała mi się naturalnym wyborem. Nie do końca wiedziałem wtedy, co chcę robić w życiu. Jedno było pewne – byłem zakochany w muzyce. Śpiewałem zawsze, codziennie 2-3 godziny – pod prysznicem, przy goleniu, w samochodzie. Marzyłem o wykształceniu muzycznym, ale wszyscy mi to odradzali – mówili, że szkoła zabija talent. W zasadzie to studiowałem obok, akademia muzyczna jest 200 metrów od politechniki. Szkoda, że nie myliły mi się drzwi.

• Słychać nutkę sentymentu, gdy wspomina Pan tamte lata.
– Bo to fajne czasy. Byłem wtedy, bardzo młody. Graliśmy mnóstwo koncertów – od 1997 roku miałem swoje kapele. Było dużo luzu. Zajęcia zaczynały się po 16, wcześniej siedzieliśmy całą ekipą w knajpach, po nocach grywaliśmy na dworcach, co niekoniecznie podobało się okolicznym mieszkańcom. Teraz prowadzę bardziej ustatkowane życie – dom, żona, dwuletni synek.

• Ze śpiewania można utrzymać rodzinę?
– Na co dzień pracuję w firmie doradczo-szkoleniowej w Gliwicach. Jestem trenerem. Organizuję szkolenia integracyjne, podpowiadam, jak podnieść efektywność pracy w zespole i polepszać komunikację w grupie. Mam superszefostwo, które podziela moje muzyczne pasje. Jak czasami muszę wyjechać na koncert, to nikt nie robi problemu.

• Rozumiem, że umiejętności zawodowe przenosi Pan do zespołu i współpraca z chłopakami układa się doskonale?
– Zdecydowanie. Odpowiem jak rasowy trener – ja robię 90 procent roboty: piszę teksty, aranżuję piosenki, załatwiam koncerty, ale na zewnątrz zawsze mówię, że na sukces zapracowali wszyscy po równo. W zasadzie zespół stworzyliśmy jako paczka zgranych kumpli. Nie zapomnę, jak zepsuł mi się samochód i ściągnąłem późną nocą Łukasza, naszego klawiszowca, żeby mi pomógł. Przyjechał, załatwił mechanika, mogłem spokojnie wrócić do domu. Jesteśmy przyjaciółmi. Często się spotykamy po próbach, razem imprezujemy.

• Dobrym jest Pan tatą?
– Chyba tak. Jak tylko jestem w pobliżu Pawełka, to zawsze mam siłę, nie marudzę, nie leżę na kanapie, tylko się z nim bawię. Staram się też, tak często jak mogę, porywać rodzinę w piękne miejsca, spędzać weekendy w górach.

• A z teściową dobrze Pan żyje, czy przypomina tę z kawałów?
– Mamą mojej żony jest Marta Fox. To prawdziwa artystka, z wieloma książkami na koncie. Świadoma i konkretna babka. Świetnie się dogadujemy.

• A jak Pan akurat nie śpiewa, nie szkoli innych i nie bawi się z synkiem, to co robi?
– Mam sporo zajęć. W zeszłym roku skończyłem na przykład kurs taternika. Mam też uprawnienia jako instruktor wspinaczki. Uwielbiam chodzić po górach, to spora dawka adrenaliny. Zupełnie jak przed koncertem – wtedy zuję się, jakbym wisiał 100 metrów nad ziemią.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto