Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Seryjnych morderców we Wrocławiu nie ma

Jacek Antczak
Fot. Piotr Warczak
Wrocławscy policjanci tropiący najcięższe przestępstwa zdradzają, ile prawdy jest w kryminałach.

Dobra wiadomość od kryminalnych z Wrocławia: po Dolnym Śląsku nie grasuje (w tej chwili) ani jeden seryjny morderca. Nadkomisarz "Mała", podinspektor "Kloss" i nadkomisarz "Kostek" powtórzyli to kilkakrotnie w jedynym tegorocznym publicznym wystąpieniu, na jakie zdecydowali się przed kilkoma dniami.

Policjanci z wydziału kryminalnego dolnośląskiej komendy skonfrontowali się we Wrocławiu z kilkoma autorami polskich kryminałów. Gliniarze nie ukrywali twarzy, ale zasiedli w cieniu, podali tylko pseudonimy, nie zgodzili się na fotografowanie i filmowanie spotkania.

I od razu sprostowali kilka mitów na temat swojej pracy. Ujawnili też, że nawet nieschwytani mordercy, nawet ci sprzed kilkudziesięciu lat, nie mogą już spać spokojnie: we Wrocławiu działa zespół Archiwum X, który wykorzystując najnowsze technologie kryminalistycznie, zajmuje się niewyjaśnionymi zbrodniami sprzed lat.

Druga dobra wiadomość: wrocławscy policjanci zajmujący się przestępstwami kryminalnymi nie wyśmiali pomysłów pisarzy (Mizuro, Wroński, Rębacz, Ostaszewski). Rozumieją, że fikcja literacka ma swoje prawa, a oni swoje (prawo karne, cywilne itd.).

- Z psychologami rozmawiamy w firmie - wyrwało się nadkomisarz "Małej" (rzeczywiście drobna osoba, krótkie włosy, charakterystyczna chrypka w głosie, który pewnie wzbudza respekt, gdy przesłuchuje złoczyńców), pytanej o współpracę z osławionymi profilerami, nakreślającymi portrety psychologiczne zabójców. Po chwili wyjaśniono, że "firma" to komenda wojewódzka policji, psychologów jest kilku, roz-mowy z ekspertami są "operacyjne" i pożyteczne, szczególnie przy starych sprawach, gdzie nie ma świeżych śladów (krwi na przykład).

Za to kontakty z prywatnymi detektywami uważają za... niebezpieczne i unikają ich. - Oni próbują wyciągnąć od policjantów to, co najcenniejsze: informacje. Gdybyśmy powiedzieli im o jedno zdanie za dużo, mogłoby to sprowadzić kłopoty - tłumaczył podinspektor "Kloss" (troszkę podobny do Mikulskiego, wysoki, koło czterdziestki, w jasnej marynarce), kierownik sekcji do walki z przestępczością przeciwko życiu i zdrowiu (zabójstwa, napady rabunkowe z użyciem broni palnej, wymuszenia rozbójnicze, uprowadzenia, okrutne gwałty). Nie ukrywał też, że policja korzysta z usług wielu tajnych informatorów, ale nie chciał powiedzieć, ile im płaci i czy, tak jak w kryminałach, sam może o tym decydować. - Tak jak wy macie swój budżet na festiwal kryminału i się z niego musicie rozliczyć, tak samo my mamy swój - Kloss uciął dyskusję na temat "policyjnych kabli".

A że z tym budżetem różnie bywa, świadczy fakt, że powieściopisarze mijają się z prawdą, opisując, jak detektywi podśpiewują w służbowych samochodach, jadąc na miejsce zbrodni. Policjanci mają radiotelefony, ale nie mają... radia: - Jak to dlaczego? Musielibyśmy za każde płacić abonament - uśmiecha się "Mała", ujawniając, że są dobrze skomputeryzowani (komputery stacjonarne, laptopy), ale nadal zdarza im się pisać raporty z klauzulą "tajne" na maszynach do pisania (mają dwie - marki Łucznik).

Kryminalni kryminały czytają i oglądają. Żeby się zrelaksować. - Często się zdarza, że moja rodzina się na mnie wścieka, bo w połowie filmu już wiem, kto zabił - pochwalił się "Kostek" (niewysoki, o wyglądzie studenta, w eleganckiej koszuli).

- Ja nigdy nie wiem - śmiał się jego szef "Kloss", dodając, że, tak jak każdy widz czy czytelnik spoza branży, lubi kryminały, może dlatego, że tylko w kilku procentach oddają specyfikę ich pracy. - Ten sukces, te najpiękniejsze chwile, kiedy już są dowody, czujemy oddech przestępcy i już go mamy, to może dwa procent naszej roboty. Pozostałe 98 to żmudna, analityczna, można powiedzieć nudna praca, oznaczająca często ślęczenie godzinami nad różnymi dokumentami.

Wrocławscy policjanci zanalizowali kilka fragmentów współczesnych polskich kryminałów. Nie znęcali się nad pisarzami. Uznali, że prawdopodobne jest i zachowanie policjanta w przypadku zastania "podejrzanej osoby na obiekcie", i wezwanie "ekipy dochodzeniowo-śledczej", i wykonanie czynności "na zlecenie CBŚ", a zdarza się pomaganie policjantom z małego komisariatu, na którego terenie doszło do zabójstwa "immunitetu" (czyli np. wysoko postawionego polityka). Gorzej już było z odcinaniem nożem kabli od komputerów przez włamywacza.

- Trochę niekonsekwentny ten przestępca, o ile wiem, wystarczy wyciągnąć kabel z wtyczki - ożywił się "Kloss", a nadkomisarz "Mała" po kobiecemu czepiła się swojej literackiej odpowiedniczki, która na miejscu przestępstwa "rozsiewała zapach perfum, ponieważ nie miała w tym dniu dyżuru".
- Używam perfum albo wody toaletowej na dyżurach, to nie jest zabronione - uświadomiła powieściopisarzy policjantka, która zajmuje się głównie morderstwami dokonanymi na terenie Dolnego Śląska.

Ale nie seryjnymi. - Takich przypadków na szczęście w naszym województwie nie mamy. Wiem, że pisarze uwielbiają wymyślanie takich bohaterów, ale policjanci nie przepadają za sytuacjami, kiedy pojawia się tego typu "seryjność". Dlatego że prawie zawsze takich przestępstw dokonują ludzie chorzy psychicznie, a w tej swojej chorobie często mają przebłyski zbrodniczego geniuszu. I wykrywanie takich sprawców jest bardzo trudne. Zupełnie nie jest tak, jak w serialu "CSI.

Kryminalne zagadki Los Angeles, że przyjeżdża ekipa i z marszu wyjaśnia taką sprawę - tłumaczy podinspektor "Kloss". - To nie takie proste, jak powieściach - dodali, ale nie chcieli ujawnić, jakie kryminalne zagadki Wrocławia próbują rozwikłać.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto