Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sami sobie winni

Michał Lizak
Dawan Robinson także w Ostrowie nie ustrzegł się błędów fot. Paweł Relikowski
Dawan Robinson także w Ostrowie nie ustrzegł się błędów fot. Paweł Relikowski
Atlas Stal Ostrów - ASCO Śląsk 73:64. Wrocławianie rozbici w ostatnich pięciu minutach Gdy na 6 minut przed końcem meczu wrocławianie prowadzili w Ostrowie różnicą 4 punktów i byli zespołem panującym nad wydarzeniami ...

Atlas Stal Ostrów - ASCO Śląsk 73:64. Wrocławianie rozbici w ostatnich pięciu minutach
Gdy na 6 minut przed końcem meczu wrocławianie prowadzili w Ostrowie różnicą 4 punktów i byli zespołem panującym nad wydarzeniami na parkiecie, wydawało się, że wyjazdowe zwycięstwo nad Stalą przypieczętuje pewne miejsce podopiecznych trenera Rimasa Kurtinaitisa w pierwszej czwórce. Koszmarnie rozegrana końcówka sprawiła jednak, że z sukcesu - i to patrząc na wynik dość pewnego - cieszyli się gospodarze. A wszystko przez proste - by nie powiedzieć po prostu głupie - błędy zbyt pewnych siebie gości.

Początek był koszmarny, przez pierwsze sześć minut punkty zdobywała tylko Stal i prowadziła 10:0. Jeszcze do końca pierwszej odsłony wrocławianie zniwelowali całe straty (12:12). Wystarczyło zagrać twardo w obronie i uporządkować atak.
W drugiej odsłonie goście prowadzili już 26:19 (po fatalnym początku zdobyli więc 26 punktów, tracąc ledwie 9) i całkowicie panowali nad wydarzeniami na parkiecie. Niemiłosiernie blokowanego Homa-na zastąpił Stević, zaś Atkins nie grał tak nonszalancko, jak w pierwszych minutach. Trener Andrzej Kowalczyk najwyraźniej nie radził sobie z bardzo szerokim składem, uparcie szukając optymalnego zestawienia. Stal ratował Wojciech Szawarski, który niczym natchniony trafiał z dystansu.
Już do przerwy wrocławianie powinni prowadzić różnicą 10 punktów, ale w ostatnich sekundach pozwolili sobie na kilka prostych błędów, które kosztowały sporo punktów.
W drugiej połowie gra układała się według podobnego scenariusza . Niby gracze ASCO Śląska kontrolowali przebieg gry, ale nie potrafili oderwać się od rywala na bezpieczny dystans.
W ostatnich minutach mieliśmy popis nieudolności wrocławian. Proste straty, które dawały rywalom punkty z kontrataku (Kiausas) przeplatały się z niecelnymi rzutami z czystych pozycji, a dopełnieniem czary goryczy była akcja, w której wyprowadzony na pozycję Giedraitis stanął na boczną linię boiska, co oznaczało, że piłkę przejmą rywale.
- Przegraliśmy na własne życzenie. Z tym meczem możemy zrobić tylko jedno - jak najszybciej o nim zapomnieć - mówił po spotkaniu wściekły Oliver Stević.
Bohaterem Stali był Wojciech Szawarski, który rozegrał w ataku niewiarygodny mecz (5/6 za 2, 5/6 za 3/ 8 zbiórek, 6 asyst - w sumie 41 punktów rankingowych, a więc tegoroczny rekord ligi). - Wygrał zespół, a nie ja. Nie czuję się bohaterem - mówił po meczu skromnie Wojciech Szawarski.
Trener Rimas Kurtinaitis grę swego zespołu podsumował krótko: - Występ naszych rozgrywających pozostawiał wiele do życzenia.

Hyży już w domu
Radosław Hyży po operacji złamanej kości piszczelowej opuścił już szpital i od piątku jest w domu. - Z nogą jest już dużo lepiej - wierzę, że teraz wszystko pójdzie już z górki. Przy okazji chciałbym podziękować za opiekę lekarzom i personelowi wojskowego szpitala klinicznego, gdzie przeprowadzono mój zabieg. A zwłaszcza paniom salowym i pielęgniarkom, bo dzięki nim w szpitalu było naprawdę miło - powiedział nam sam zawodnik.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto