Rozmowa z Natalią Kukulską, wokalistką
* Spędziłaś trzy miesiące w Stanach Zjednoczonych. To nie była zwykła wycieczka...
- W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że trochę zasiedziałam się w tym, co od dłuższego czasu robiłam. Miałam ochotę wyrwać się z własnych ram, wziąć swoje życie w garść. O szkole Musicians Institute w Los Angeles słyszałam już wcześniej, ale nauka w niej nie była jedynym powodem mojego wyjazdu. Chciałam się oderwać od codzienności i udało się. Mogłam tam poczuć się w pełni anonimową osobową, wejść w nowe środowisko, nie być z niczym kojarzoną. Miałam czas na nadrobienie muzycznych zaległości, przypomnienie sobie niektórych rzeczy, wizyty na koncertach gwiazd, m.in. Eryki Badu. Nauczyłam się tam mieć większy dystans do samej siebie i do tego, co wokół mnie się dzieje. Podróż do Stanów była bardzo pozytywnym doświadczeniem.
* A szkoła? Czy Natalia Kukulska, która jest na scenie od dziecka, musi jeszcze uczyć się śpiewu?
- Nigdy tak naprawdę nie uczyłam się śpiewu. To zawsze było instynktowne. Tam poznałam ludzi, którzy pomogli mi sprawniej używać głosu, przekroczyć pewne granice. Głos to instrument, o który trzeba walczyć, który trzeba cały czas ćwiczyć. Po pewnym czasie każdy wokalista staje się charakterystyczny. To ma swoje dobre i złe strony. Głos charakterystyczny może łatwo zamienić się w zmanierowany. Mi zależy na wszechstronności. Co nie znaczy, ze chcę od razu śpiewać wszystkie gatunki muzyczne. Chcę mieć wewnętrzne poczucie, że potrafię.
* Po powrocie nagrałaś nietypową wersję swojego singla „Kamienie”. Gościnnie wystąpił na niej Tede, gwiazda polskiego hip-hopu.
- Ta wersja miała być inna. Podstawowa piosenka jest nie nadaje się do klubu, do tańca. Jest bardzo gitarowa, spokojniejsza. Remiks Tede miał z założenia być imprezowy. Z drugiej strony zależało mi na tym, żeby zachować jej refleksyjny ton. Na szczęście Tede wyszedł z tego obronną ręką. Utwór nabrał nowej mocy, nie tracąc na treści.
* Wspólny singiel z Tede ma jeszcze jeden wymiar. Polscy hip-hopowcy raczej negują muzykę środka...
- A sami zaczęli do niej należeć. Już wcześniej zapraszałam do współpracy raperów, jak się potem dowiedziałam, niezbyt szanowanych w tzw. środowisku. Ale tak naprawdę o polskim hip-hopie nie było wtedy jeszcze mowy. Teraz doszło do sytuacji, w której hip-hop jest bardziej komercyjny niż pop. Mówienie, że to underground, jest oszukiwaniem samego siebie. Jest wielu „ziomali”, którzy nigdy w życiu nie zgodzą się na udział w popularnym programie czy gościnny udział w nagraniu z gwiazdą pop. Ja to szanuję. Ale niech oni też mają więcej zrozumienia dla innych.
* W Stanach te granice się zacierają. Co rusz słychać o kolejnym sensacyjnym duecie.
- Dokładnie. Jedynym podziałem jest tak nagłaśniana w światku hip-hopowym różnica między Wschodem i Zachodem. Ale tak naprawdę muzyka jest tam jedna. U nas w zły sposób leczy się własne kompleksy – na innych ludziach. Byle zranić, byle tylko być górą. W Stanach ma się wielki szacunek do błędów. Czuje się też atmosferę tolerancji, chęci niesienia . W szkole w Los Angeles byłam świadkiem wspólnego występu zespołu grającego ostrą, gotycko-rockową muzykę. W pewnym momencie zaprosili na scenę nauczycielkę śpiewu... z klasy bluesowej. Wyszło świetnie.
* Ale i rynek muzyczny wygląda tam zupełnie inaczej. W Polsce muzyka pop bardzo kuleje, prawie w ogóle jej nie ma.
- Rynek jest strasznie mały, tak naprawdę mamy kilku wykonawców. Kiedy wręcza się w tej kategorii jakiekolwiek nagrody, dochodzi do sytuacji, kiedy problemem jest zapełnienie pięciu nominacji. I odstaje je tych kilku wykonawców, bo innych nie ma. Dlatego tak kibicuję rozgłośniom w stylu Radiostacji, które starają się puszczać inną muzykę, lansować nowe talenty. W innych radiach wciąż leci to samo. Nie jestem w stanie tego słuchać. Drugą sprawą jest brak krytyki muzycznej z prawdziwego zdarzenia. Większość krytyków w Polsce wywodzi się z undergroundu i nie rozumieją muzyki pop. Jest dla nich nie do zniesienia i często oceniają płytę, nawet jej wcześniej nie słuchając. Dlatego nie mogą zauważyć, ile pracy włożono w jej nagranie, jak skomplikowanych harmonii użyto w piosenkach, czy jak znakomicie wypadły chórki.
* Już niedługo w sklepach znajdzie się twoja nowa płyta. Pierwszy singiel zapowiada stylistyczne zmiany.
- Radykalnych zmian nie będzie, ale chcę iść do przodu. Otworzyłam się bardziej, nie chcę robić czegoś przeznaczonego w stu procentach dla mas. Lepsze jest ryzyko, niż bezpieczna nuda.
Natalia Kukulska
Córka kompozytora Jarosława Kukulskiego i piosenkarki Anny Jantar. Zadebiutowała jako siedmiolatka, zdobywając serca młodszych i starszych Polaków piosenkami „Puszek okruszek” i „Co powie tata”. Na drugi debiut przyszedł czas w 1996 roku. Wtedy dwudziestoletnia Natalia nagrała pierwszą „dorosłą” płytę „Światło”, potem przyszedł czas na kolejne trzy. Wszystkie nawiązywały muzycznie do popu, soulu i r'n'b. Najnowsze dzieło Natalii ujrzy światło dzienne 20 października.
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?