Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Regionalny Puchar Polski. Kolejne kontuzja Michała Bartkowiaka

jg
fot. Paweł Relikowski
Pomocnik rezerw Śląska Wrocław Michał Bartkowiak przeszedł operację po zerwaniu ścięgna Achillesa. Czeka go nawet pół roku przerwy.

To kolejna kontuzja Michała Bartkowiaka, który jeszcze kilka lat temu był uznawany za jeden z największych talentów na Dolnym Śląsku. Jego umiejętności docenili nawet w Legii, gdzie skrzydłowy przez pewien czas terminował. Teraz ma już 22 lata i doznał kolejnej ciężkiej kontuzji.

W sobotę rezerwy Śląska grały mecz okręgowego Pucharu Polski z Orłem Marszowice. WKS wygrał 2:1, ale spotkania nie dokończył Bartkowiak. Zszedł z boiska w 83 min i już wtedy wszystko wyglądało poważnie. Kontuzji nie doznał bowiem w bezpośrednim starciu z rywalem. - Potwierdziły się nasze najgorsze obawy. Michał zerwał ścięgno Achillesa. Teraz zawodnika czeka zabieg i dłuższa przerwa - poinformował jeszcze tego samego dnia Szymon Mikołajczak, kierownik drugiej drużyny. To to samo ścięgno, z którym piłkarz miał problemy będąc jeszcze zawodnikiem Miedzi Legnica. Między innymi z tego powodu skrzydłowy nie pograł wiele w „Miedziance”. Rozstał się z klubem w czerwcu ubiegłego roku, a w sierpniu raz jeszcze pomocną dłoń wyciągnął do niego Śląsk i Tadeusz Pawłowski. Bartkowiak dostał niedużą pensję i szansę na odbudowanie formy w rezerwach.

Tam radził sobie na tyle dobrze, że nawet trener Lavicka dał mu szanse w sparingach pierwszej drużyny przed wylotem na zgrupowanie w Turcji. Do Belek co prawda nie poleciał, ale wyglądało to nieźle.

Niestety - kolejna kontuzja znów wykluczyła go z gry na kilka miesięcy.

Michał Bartkowiak jest wychowankiem Górnika Wałbrzych. Pierwszy raz do Śląska trafił jesienią 2010 roku. Pograł trochę w juniorach, a potem wrócił do rodzinnego miasta. Wiosną 2012 roku przeniósł się do akademii Legii Warszawa. Spędził tam kilka miesięcy. Pojawiały się plotki, że w pewnym momencie się spakował i nie mówiąc nic nikomu wrócił na Dolny Śląsk.

- Różni ludzie różne rzeczy opowiadają, ale to nie było tak. Byłem wypożyczony z Górnika do Legii na pół roku i pewnego dnia, kiedy pojechałem z kadrą Mazowsza na mistrzostwa Polski do Przemyśla, okazało się, że nie mogę w niej grać, ponieważ moje wypożyczenie dobiegło końca i w papierach formalnie figuruję już jako gracz Górnika. Prawdę mówiąc nie pamiętam już jak to dokładnie było. W każdym razie prawdą jest, że ciągnęło mnie do domu, do bliskich, więc bez żalu wróciłem na Dolny Śląsk i tam kontynuowałem karierę - wyjaśnił całą sytuację.

Gdy po sezonie 2013/2014 kolejny raz przeszedł do Śląska, wszyscy mówili - "nareszcie". Naturalne wydawało się przecież, że taki talent powinien trafić do największego klubu w regionie. I tym razem pech nie opuszczał jednak Bartkowiaka. 9 sierpnia debiutował w ekstraklasie wchodząc na boisko w końcówce meczu z GKS-em Bełchatów. - Byłem bardzo zaskoczony decyzją trenera. Nie spodziewałem się, że zagram. Stresu właściwie nie było. Może trochę jak wyszedłem na stadion - wspominał potem. Następnego dnia grał w rezerwach Śląska w meczu z UKP Zielona Góra. Niestety - po pół godziny doszło do tragedii.

- Bramkarz zagrał piłkę do boku, do obrońcy. Ja ruszyłem w jego kierunku. Chciałem zrobić wślizg, ale było sucho. Korek został w trawie, moja noga też i nagle poczułem ból - opowiadał. Diagnoza: złamanie kości strzałkowej i naderwanie więzadła przyśrodkowego (trójgraniastego) w stawie skokowym, które trzeba było zszyć. Zabieg trwał 1,5 godziny. Na boisko wrócił w ostatnim meczu sezonu.

Jesienią 2015 roku grał więcej - zanotował 10 meczów w ekstraklasie, strzelił nawet swoją debiutancką bramkę. Tadeusz Pawłowski dał mu nawet zagrać kwadrans w Lidze Europy z NK Celje.

Na kontuzje Bartkowiaka nakładały się także problemy rodzinne. Pawłowski i jego sztab dobrze zdawali sobie sprawę, że młody skrzydłowy potrzebuje troskliwej opieki. Zresztą pomagali też inni pracownicy klubu. Młodzian wciąż uczył się profesjonalnego podejścia do sportu. Nie zawsze ta nauka była skuteczna. Na jednym ze zgrupowani chciał mu pomóc też Piotr Celeban - charyzmatyczny obrońca wziął wtedy Bartkowiaka jako swojego współlokatora do hotelowego pokoju.

Jego koniec przy Oporowskiej nastał, gdy w klubie pojawił się Mariusz Rumak. Dostał wolną rękę latem 2016 roku. Potem trafił do Miedzi Legnica, gdzie najpierw grał, lecz potem zaczął mu przeszkadzać Achilles. Ten sam, którego teraz zerwał.

- Wydaje mi się, że po prostu wtedy w Śląsku mieli już dość moich ciągłych problemów zdrowotnych. Zabrakło trochę cierpliwości. Ciągle odczuwałem skutki operacji. Jak wyleczyłem jedno, to zaczynało mnie boleć drugie i tak w kółko - tłumaczył.

Latem raz jeszcze pomocną rękę wyciągnął do niego Tadeusz Pawłowski, który zaprosił go ponownie do Śląska. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Do ostatniej soboty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto