Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja. „Kichot” – najnowsza premiera we Wrocławskim Teatrze Lalek. Baśniowa opowieść dla starszych widzów

Robert Migdał
Wrocławski Teatr Lalek
„Kichot” – najnowsza premiera we wrocławskich „Lalkach” zachwyca. I to bardzo. Bo to i spektakl mądry, i świetnie zagrany, a jego oprawa powala na kolana. Ale po kolei.

Pierwsze brawa, już na wstępie, należą się aktorom, którzy królowali na scenie Wrocławskiego Teatru Lalek. Świetnie animowali drewniane lalki (przecudnej urody, a było tych lalek ponad 40). Tomasz Maśląkowski – dwoił się i troił – jako Kichot (wielka praca włożona w spektakl, dzięki niemu Kichot grał pierwsze skrzypce w spektaklu). Konrad Kujawski jako wierny sługa obłędnego rycerza – Sancho, też był niesamowity. Panowie stworzyli świetny duet.

Każda z postaci, która pojawiała się na scenie (scenach), to była prawdziwa perełka. Brawa dla Sławomira Przepiórki (Pleban,Karczmarz, Klacze), Kamili Chruściel (Dulcynea, Gospodyni) i Marty Kwiek (Siostrzenica). To wielka sztuka tak tchnąć życie w lalki, żeby zachwyciły. A mnie powaliły na kolana.

Właśnie – lalki. Bardzo klasyczne, ciężkawe, z wyglądu wręcz toporne, a ujmowały lekkością, gdy trafiały w ręce aktorów. Drugie brawa są więc dla ich twórców: Jaroslav Dolezal, Maciej Luściński,Marek Sterbak i Slavek Zubkov. Znakomita robota.

W dalszej kolejności muszę wyrazić swój zachwyt scenografią spektaklu. Robi wrażenie już po wejściu na teatralną salę, a w trakcie trwania sztuki zaskakuje, czaruje. Scenografia ruchoma, rozsuwana – świetnie dostosowana do rozgrywającej się akcji, kolejnych scen. Brawa za pomysł i wykonanie (Jan Polivka). Widać w jego scenografii inspirację symbolicznym teatrem średniowiecznym – pełnym symboliki, ascetyzmu. Bardzo prostym, a pięknym.

Tym, którzy mają wrażliwe uszy i duszę, która chłonie każdy dźwięk, spodoba się muzyka „Kichota” – odwołująca się do czasów, w których rozgrywa się akcja powieści Miguela Cervantesa – dawna muzyka hiszpańska (brzmienia lutni i violi gamba), słychać dźwięki gitary flamenco, altówki i wiolonczeli barokowej. No i tradycyjne śpiewy, nawiązujące do świeckiej i religijnej muzyki renesansu (choć muszę się przyznać, że słyszałem, a może mi się zdawało, fragmenty słynnego przeboju Julio Iglesiasa – „Amor”).

„Kichot” w adaptacji i reżyserii Joanny Gerigk to przedstawienie raczej dla widzów ciut starszych (starsze dzieci, młodsi dorośli). Piękna opowieść o potędze literatury, poszukiwaniu sensu życia, poświęceniu, odwadze (też o szaleństwie), poszukiwaniu jakiejś zmiany w życiu, żeby nie popaść w rutynę i nudę. Brawa więc na sam koniec dla reżyserki – za to, że wzięła „Kichota” na warsztat i dała nam go w takiej postaci, w jakiej ujrzałem go na premierze.
Polecam szczerze. Idźcie Państwo do wrocławskich „Lalek”, kupcie bilety, rozsiądźcie się wygodnie na widowni. I oglądajcie. Warto!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto