MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Raz, dwa, trzy... dziś kolacji nie zjesz ty

Eliza Głowicka
rys.  magdalena wosik
rys. magdalena wosik
We Wrocławiu prokuratura oskarżyła rodziców zastępczych o znęcanie się nad podopiecznymi Za przeklinanie było wlewanie mydła do buzi i posypywanie języka pieprzem.

We Wrocławiu prokuratura oskarżyła rodziców zastępczych o znęcanie się nad podopiecznymi

Za przeklinanie było wlewanie mydła do buzi i posypywanie języka pieprzem. Za nieposłuszeństwo – bicie, straszenie dawnym domem dziecka i wyczerpujące ćwiczenia fizyczne. Nagrodą był brak kary

To, co robili ci ludzie, przypominało tresurę zwierząt w cyrku – kręci głową Jerzy Piasecki, dawny sąsiad małżeństwa i ich wychowanków.
System wymuszania dyscypliny, jaki stosowali wobec swoich podopiecznych ich opiekunowie Agnieszka i Piotr G., przypominał metody stosowane w XIX-wiecznych sierocińcach. Nic więc dziwnego, że wrocławska prokuratura oskarżyła ich o znęcanie się nad dziećmi.

A miało być dobrze
Zakrzów, peryferyjne osiedle Wrocławia. To tu w czerwonym, komunalnym bloku wybudowanym dla powodzian były trzy rodzinne domy dziecka. Małżeństwo G. prowadziło od grudnia 2000 r. jeden z nich. Dostali tam duże, dwupoziomowe mieszkanie, które opłacał MOPS. Nie mieli własnych dzieci, ale wydawało się, że świetnie się sprawdzą. Ona skończyła pedagogikę specjalną, jej mąż był biologiem i pracował na Akademii Medycznej. Przeszli odpowiednie szkolenie. Ona została dyrektorką rodzinnego domu dziecka. Pod ich opieką była szóstka dzieci. Najmłodsze miało 6 lat, najstarsze 10.
Na początku wszystko układało się pomyślnie.
– Dzieci mówiły do nich mamo i tato. Wychodziły często bawić się na podwórko lub z ich jamnikiem na spacer – wspominają niektórzy sąsiedzi.
Przybrany ojciec chodził czasem latem z dziećmi na kąpielisko albo przywoził dla nich ogromne zakupy ze sklepu. – Były raczej grzeczne, trochę zahukane, właściwie nie rozrabiały – opowiada sąsiadka Michalina Berdowska.
Dzieci same sprzątały, gotowały i prały. Z czasem jednak podejście przybranych rodziców do całej szóstki zaczęło się zmieniać.
– Niektóre z nich były nadpobudliwe i państwo G. nie radzili sobie z ich wychowaniem. Frustrację i kłopoty małżeńskie wyładowywali na dzieciach – uważa prokurator, która prowadziła śledztwo.
Opiekunowie wprowadzili system kar za zachowanie. Na początku był to zakaz jedzenia słodyczy, wychodzenia na dwór czy oglądania telewizji. Z czasem doszły inne, bardziej drastyczne. Jednego z chłopców zmuszali do stania do późnych godzin w kącie. Dzieci odrabiały lekcje w przedpokoju i na klęczkach. Gdy któreś podniosło się z krzesła, „rodzice” ciągnęli je za włosy i uszy. Bili też dzieci pasem, smyczą i plastikowym kijem. Jeden z chłopców moczył się w nocy. Za karę musiał ręcznie prać pościel. Potrącano mu też z kieszonkowego za pampersy.
– Zmuszali je do robienia wielu przysiadów z obciążonym taboretem w rękach albo brzuszków. Nie można było położyć głowy na podłodze, bo pod nią leżała poduszka z wbitą igłą – opowiada prokurator.
W mieszkaniu na Zakrzowie odpowiedzialność zbiorowa stała się ponurą normą. Dzieci za karę nie dostawały obiadu lub kolacji albo musiały jeść chleb z czosnkiem lub cebulą. Jeśli czegoś nie zjadły, na kolejny posiłek dostawały to samo.
– Sąsiadka widziała, jak jedzą na wyścigi obiad w przedpokoju. Talerze na kolanach. Ta pani liczyła do dziesięciu, a potem zabierała talerze i wyrzucała resztę do ubikacji – relacjonuje pani Danuta.

Przemoc i strach
Zdaniem sąsiadów, sytuacja się pogorszyła, gdy małżeństwo się rozstało i Piotr G. wyprowadził się z domu. Agnieszka G. związała się z 18-letnim Mariuszem T., byłym wychowankiem innego rodzinnego domu dziecka w tym samym bloku.
Janusz Piasecki ma mieszkanie piętro niżej, pod dawnym domem państwa G. Ściany są cienkie, więc słyszał dużo.
– Ten mąż był porządniejszy. A ona razem z kochankiem zaczęła maltretować dzieci. Psychicznie i fizycznie. Głodzili je. Ona nigdy nie robiła zakupów. Dzieci zbierały makulaturę, by zarobić parę złotych – oburza się.
Kiedyś wieczorem zobaczył, jak dziewczynka i chłopiec szorują schody na klatce schodowej, choć były umyte. – Spytałem, czemu to robią zamiast oglądać dobranockę. Odpowiedzieli, że ta pani i jej przyjaciel kazali im to robić za karę – przeżywa starszy pan. Najgorsze dla niego było straszenie dzieci policją lub oddaniem do poprzedniego domu dziecka. Agnieszka G. wiedziała, że się panicznie tego boją. – Wyrzucała im często plecaki za drzwi. Parę razy zwróciłem jej uwagę, to nakrzyczała na mnie – denerwuje się Janusz Piasecki. To jego kobieta oskarżała o pisanie donosów do MOPS i ośrodka adopcyjnego.
Inni sąsiedzi niczego podejrzanego nie zauważyli. – Tam raczej mało kto przychodził, nic nie było widać – zapewnia Michalina Berdowska.
Pan Janusz: – Najstarszy z chłopców buntował się, więc go oddali do innej rodziny.
Prokurator: – Dzieci były zastraszone i nikomu się nie skarżyły. Pochodziły z rodzin, gdzie przemoc była powszechna.

Zareagowała szkoła
Sprawa wyszła na jaw w marcu 2005 r. Mariusz., przyjaciel Agnieszki G., pobił 10-letniego Patryka. Pasem z metalową sprzączką, za drobne przewinienie w szkole. Agnieszka przyciskała kolanem chłopca, by się nie wyrywał. Dzieci przerwały milczenie.
– Wcześniej zauważaliśmy pewne symptomy i drobne zaniedbania, ale te zdarzają się też w normalnych rodzinach – mówi Urszula Krasoń, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 44 na wrocławskim Zakrzowie.

Drobne sygnały
– Dzieci były nieuczesane albo za cienko ubrane. Nie miały czasem drugiego śniadania. Kiedyś nauczycielka zwróciła uwagę, że jedna z dziewczynek miała krzywo obciętą grzywkę. Ta powiedziała, że „mama” obcięła jej tak włosy za karę – przytacza przykłady dyrektorka. Niepokojące sygnały docierały do szkoły stopniowo. – Dzieci nie chodziły z klasą do kina czy muzeum. Gdy oświadczyliśmy opiekunom, że taka sytuacja jest niedopuszczalna, stwierdzili, że się czepiamy – wzdycha Urszula Krasoń.
Eskalacja negatywnych sygnałów nastąpiła w 2004 roku. Wtedy dyrektorka napisała pismo do MOPS i ośrodka adopcyjnego. – Odpisali, że przyjrzą się dokładniej temu domowi – wspomina. To ona powiadomiła MOPS, policję i sąd rodzinny o pobiciu w domu Patryka. Chłopiec poskarżył się wychowawczyni ze świetlicy szkolnej. – Miał siniaki i krwawe ślady na udach, plecach i pupie – przypomina. Podkreśla, że mimo tego, co się stało, nie chce oceniać zastępczych rodziców. – Rodzinny dom to placówka specyficzna, a oni nie mieli doświadczenia – tłumaczy.
Odradza kontakt z dziećmi. – One tak dużo wycierpiały, po co mają znów to przeżywać. •

W końcu powiedziały
Rodzinny dom dziecka na Zakrzowie odwiedzali przez te lata psycholodzy, pracownicy MOPS i ośrodka adopcyjnego. Nie zauważyli niepokojących sygnałów, choć rozmawiali z dziećmi.
– To nie system kontroli zawiódł, ale człowiek. Nadzór był wystarczający, a wizyty pracowników niezapowiedziane. Ale nikt nie siedzi u kogoś pod łóżkiem przez całą dobę – uważa Beata Rostocka, dyrektor zespołu ds. opieki nad dziećmi w MOPS.
– Gdy tylko dotarły do nas ze szkoły pierwsze niekorzystne sygnały, od razu zareagowaliśmy razem z ośrodkiem adopcyjnym. Przeprowadziliśmy ostrą, dyscyplinującą rozmowę z opiekunką dzieci. Sytuacja się uspokoiła. Po sygnale o pobiciu, od razu pojechaliśmy zabrać dziecko. W ciągu 48 godzin dyscyplinarnie zwolniliśmy Agnieszkę G. – odpiera zarzuty.
Beata Rostocka podkreśla, że to pierwszy taki przypadek w mieście. – Oby ostatni. Dla takich ludzi nie będzie taryfy ulgowej – zapowiada.
Małżeństwo G. i 19-letni Mariusz T., którego prokuratura oskarżyła, oprócz znęcania się, także o pobicie – nie przyznają się do winy. Uważają, że dzieci się zmówiły. Zdaniem psychologów, dzieci nie kłamią. Zaraz po rozwiązaniu domu dziecka na Zakrzowie zostały umieszczone w innych rodzinnych domach dziecka, a jedno w rodzinie zastępczej. – Uspokoiły się, wyciszyły. Nie ma z nimi większych problemów – zapewnia Beata Rostocka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

26-letni Ukrainiec próbował nakłonić Polaka do szpiegowania

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto