Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Radosław Hyży - Od zabijaki do idola

Jacek Antczak
spgw
spgw
Dwa metry charakteru Przyjechał do nas jako „zabijaka na parkiecie”. Dziś staje się idolem dolnośląskich kibiców koszykówki. A Radek zamierza jeszcze zagrać w filmie, zostać DJ-em radiowym i radnym.

Dwa metry charakteru
Przyjechał do nas jako „zabijaka na parkiecie”. Dziś staje się idolem dolnośląskich kibiców koszykówki. A Radek zamierza jeszcze zagrać w filmie, zostać DJ-em radiowym i radnym. Ale na razie nie umie załatwić biletu do kina dla Gosi i przedszkola dla Kasi

Dobry koszykarz to 33 procent talentu, 33 procent umiejętności i 33 procent charakteru. Ja mam 5 procent talentu i umiejętności, za to 95 procent charakteru” – powiedział kiedyś Radosław Hyży. Dziś wielu jego fanów uważa, że talentu i umiejętności ma co najmniej 50 procent, a charakteru nawet mu przybyło. I nieważne, że procenty się nie sumują.

Miłość
Radek poznał Małgosię na meczu. Zwrócił jej uwagę. Dosłownie. Że studentka z cateringu nie powinna palić papierosa w pobliżu sportowca. Miłość do tej „palaczki-polonistki” miała zbawienny wpływ na koszykarza. Zanim poznał Gosię rzucał w Unii Tarnów średnio 0,8 punktu na mecz. Potem po 20 oczek. To wtedy w jednym z meczów Radkowi złamano nos. – Widziałam, jak zakrwawiony schodzi do szatni, pobiegłam za nim, ale na mnie nakrzyczał. Odtąd wszyscy się dziwią, że kiedy zwija się z bólu na parkiecie, ja spokojnie siedzę na trybunach. Ale ja wiem, że Radek jest twardy i sobie poradzi – tłumaczy żona koszykarza.
I opowiada o sportowej filozofii męża: – Koszykówka jest dla niego wszystkim. To bardzo inteligentny gracz. Przed meczami obmyśla, czym mógłby zaskoczyć rywali. Jest jak w transie, nie śpi całą noc. Wiem, że gra na pograniczu fair play, ale nie jest żadnym „bandytą boiskowym”, tylko jest niesłychanie waleczny. – Gosia Hyży, tarnowianka, męża bronić będzie do upadłego.
Żona „charakternego” kapitana wrocławskiej drużyny mówi, że ten charakter nie przenosi się do domu. – Ludzie mi nie wierzą, ale Hyży nie tylko mnie nie bije, ale prywatnie nawet jest trochę rozmemłany – śmieje się. Dowiaduję się, że 33 procent w Radku to roztargnienie. Koszykarz nie ma też głowy do pieniędzy i życiowych spraw.
Z czteroletnią, pełną energii Kasią, bawimy się piłką do koszykówki. – Radkowi nie udało się załatwić przedszkola, a mnie kiedyś kupił bilet do kina, ale na inny film i inną godzinę, niż chciałam. Za to o obronie „każdy swego” wie wszystko – opowiada Gosia, która odciąża go, jak może, by mógł się skupić na ukochanej grze.

Kibice
Radek chętnie rozmawia z dziennikarzami i kibicami. Lubi ludzi. Rzuca bon motami i żartami na lewo i prawo. – Niektórzy zarzucają mi, że robię to pod publiczkę, ale ja taki po prostu jestem. Gra się dla kibiców, dlatego fanatyczny doping mnie niesie. Nawet jak ludzie są przeciwko mnie, choć czasem trochę mnie boli niesprawiedliwa krytyka – zdradza Radek.
W ubiegłym roku, gdy był kontuzjowany, prowadził blog, pisał felietony i jako pierwszy sportowiec w Polsce podał publicznie adres e-mailowy. – Odzew był niewiarygodny. Pisali ludzie z całej Polski, najwięcej z Wrocławia. Pytali o wszystko: o żonę, samochód, sytuację polityczną. Niektórzy w jednym liście zadawali dwadzieścia pytań.
Napisał nawet sąsiad, z którym dzielił garaż w Zgorzelcu. „Panie Hyży, nie odśnieża Pan swojej połowy”. Radek przeprosił sąsiada i odpisywał na 30 mejli dziennie. Lawina rosła. Skapitulował, kiedy na poczcie miał 400 nieprzeczytanych listów. – Ale kiedyś przysiądę i odpiszę wszystkim. To potrwa rok, dwa, ale odpiszę – zarzeka się.
Pamięta, że gdy przychodził do Wrocławia, wielu ludzi mówiło mu, że taki „bandyta boiskowy” to dramat dla Śląska. Kiedy w ostatnim meczu trafił za trzy, cała hala skandowała jego nazwisko. – I skończyły się komentarze, których słuchałam na widowni. To wspaniale, że w dwa lata ludzie przeszli od nienawiści do entuzjazmu i docenili jego styl gry – cieszy się Gosia, która chce studiować dziennikarstwo we Wrocławiu.

Marzenia
Hyży jest kinomaniakiem. Rola w filmie to marzenie koszykarza. – Nie pierwszoplanowa. Moim zdaniem i w sporcie, i w kinie, za mało docenia się postacie z drugiego planu. A często ich role są podstawą sukcesu i grają lepiej niż gwiazdy – zapewnia Radek, który najchętniej zaznaczyłby się epizodem w filmie Koterskiego albo w jakiejś brytyjskiej komedii. W stylu Monthy Pythona. – Jak wiadomo, taki absurdalny humor mi odpowiada – śmieje się koszykarz. I wie, że szanse są: – Bo czy wielu jest tak charakterystycznych aktorów, dwumetrowych, piegowatych rudzielców ze złamanymi nosami?
Na razie zaproponowano mu start do rady miejskiej. W Tarnowie. – Nie mam czasu, ale w przyszłości – kto wie. Chciałem zostać posłem, ale teraz uważam, że trzeba coś robić od podstaw. Dlaczego sportowcy nie mieliby robić czegoś dobrego. Czy sport jest mniej ważny niż zdrowie i polityka?
Ale Hyży czuje się trochę niespełniony. Gryzie się tym: – Chciałbym być wspaniałym koszykarzem, ale wiem, czego nie osiągnę, chciałbym być przystojniejszy, lepiej wykształcony i pracować w radiu, ale zdaję sobie sprawę, że mówię nieskładnie – koszykarz martwi się, że w życiu nie da się mieć wszystkiego. Nawet gdy człowiek jest najambitniejszy i najwaleczniejszy na świecie.

Wrocław
Radek z Małgosią i Kasią mieszkają między ulicami Wandy Rutkiewicz i Jerzego Kukuczki. Koszykarz też zawsze myślał o osiąganiu najwyższych celów. Jest zachwycony Wrocławiem, ale nie chce powiedzieć, czy długo jeszcze tu pogra i czy, jak Zieliński czy Wójcik, stanie się symbolem miasta. Stwierdza tylko, że do popularności i klasy sportowej tych zawodników mu daleko.
– Radek boi się, że jak powie, że chce tu osiąść na stałe, to zapeszy. Ale wiem, że bardzo lubi to miasto i wrocławian, a nawet sport ekstremalny, czyli jeżdżenie po ulicach. Czasem proponuje, żebyśmy sobie rodziną zrobili rajd. Odpowiadam „Co ty Hyży, zwariowałeś? Mam przez dwie godziny jeździć po Wrocławiu bez celu”. No i jeździ sam – mówi Gosia.

Radosław Hyży urodził się 29 lat temu w Inowrocławiu. Waży 100 kilo, ma, jak zapewnia, 203 i pół centymetra wzrostu, żonę Małgosię i córkę Kasię. Jeździ hondą, dobrze gotuje, zwłaszcza zupy – pomidorową i ogórkową. Grał w Inowrocławiu, Tarnowie, Słupsku i francuskim Dijon. W 2003 r. przyjechał z Francji do Wrocławia. W ubiegłym sezonie grał w Turowie Zgorzelec, teraz wrócił do Śląska. Jest kapitanem. Z reprezentacją Polski wywalczył awans do finałów mistrzostw Europy. Jeden z najwaleczniejszych koszykarzy obiecał, że powalczy o zwycięstwo w plebiscycie na najpopularniejszych dolnośląskich sportowców

lista kandydatów i kupon do głosowania na str. 46 - piątkowego wydania Słowa Polskiego Gazety Wrocławskiej

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto