Radosław Hyży: Jestem pewny, że wrócę do gry jeszcze w tym sezonie

Z Radosławem Hyżym, koszykarzem Śląska Wrocław, poważnie kontuzjowanym podczas meczu w Zgorzelcu, rozmawia Michał Lizak

Jak doszło do tego urazu?
Wszystko zdarzyło się pod koszem rywali, podczas jednego z naszych ataków. Wylądowałem na parkiecie, a jeden z graczy Turowa "wjechał" mi w kolano. Zdarza się. Ostatecznie okazało się, że mam złamaną kość piszczelową. Na szczęście, to złamanie bez przemieszczenia. Wstępne badanie nie wykazało też żadnego naruszenia wiązadeł - ani krzyżowych, ani pobocznych. Zatem uraz nie jest tak groźny, jak się mogło wydawać.

W którym momencie wiedział Pan, że zdarzyło się coś naprawdę poważnego?
Od razu czułem, że to nie jest jakaś drobnostka. Jednak też starałem się myśleć pozytywnie: o tym, że szybko się wyleczę i wrócę do gry. Od razu po meczu pojechaliśmy do szpitala we Wrocławiu, gdzie miałem zrobione prześwietlenie. Założono mi także gips, cała noga jest unieruchomiona. Dziś tradycyjny gips ma zostać zmieniony na lekki, plastikowy opatrunek.
Według lekarzy czeka Pana minimum kilkutygodniowa przerwa w grze. W najczarniejszym scenariuszu ten sezon ma Pan już z głowy...

Nie chcę mówić o tym, kiedy wrócę na parkiet. W tej chwili nikt nie jest w stanie tego przewidzieć, więc nie zawracam sobie tym głowy. Wierzę jednak, że zagram jeszcze w tym sezonie. Założyłem się nawet o to z lekarzem. I wiem, że wygram.

Ekipa Śląska bez Pana też będzie wygrywać?
Mam nadzieję, że tak. Mamy ostatnio dobrą passę w lidze i liczę, że końcówka rozgrywek też będzie udana. Szkoda meczu w Zgorzelcu, ale nie ma już co do niego wracać. Przed nami w najbliższym okresie sporo ważnych spotkań i jeśli rozstrzygniemy je na naszą korzyść, to powinniśmy liczyć się w walce o czołowe miejsca w lidze.