Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Protest wrocławskich pielęgniarek. Czy to początek strajku?

Andrzej Zwoliński
Andrzej Zwoliński
Protest pielęgniarek przed USK przy ulicy Borowskiej we Wrocławiu.
Protest pielęgniarek przed USK przy ulicy Borowskiej we Wrocławiu. Paweł Relikowski/Gazeta Wrocławska
Wielka akcja objęła największe placówki we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku. Tym razem oplakatowały placówki i organizują pikiety, a jeżeli rząd nie zechce z nimi negocjować, grożą zaostrzeniem protestu.

Protest pielęgniarek szczególnie widoczny był przed Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym przy ulicy Borowskiej we Wrocławiu. Pracownicy szpitala zorganizowali przed nim pikietę. - W większości placówek, w których działa nasz związek, pracownicy przystąpili akcji. Na razie polega ona na plakatowaniu i pikietach, ale nie wykluczamy przerwania pracy. Każdy scenariusz brany jest pod uwagę - zapowiada Lilianna Pietrowska szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych na Dolnym Śląsku.

Pracownicy medyczni w poszczególnych przychodniach i szpitalach, w których działa Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych, od kilku miesięcy pozostają w sporach zbiorowych z dyrekcjami tych placówek. W całym kraju jest ich blisko tysiąc, a we Wrocławiu na całym Dolnym Śląsku blisko 30. To największe szpitale wojewódzkie, w tym specjalistyczne czy psychiatryczne, szpitale powiatowe, z wrocławskim USK przy ulicy Borowskiej na czele.

- To już jest strajk, ale w formie dozwolonej przez przepisy na tym poziomie sporów zbiorowych. Na razie musimy się ograniczyć do akcji plakatowania, oflagowania i demonstrowania. Pacjenci nie muszą się obawiać, że przestaniemy się nimi zajmować - wyjaśnia Lilianna Pietrowska z OZZPiP.

Na początek protest w 40 placówkach

Dzisiejsza akcja objęła 40 placówek w całym kraju i, jak podkreśla przewodnicząca związku na Dolnym Śląsku, jeśli minister zdrowia nie zechce podjąć z nimi rozmów i przygotowywana właśnie ustawa regulująca wynagrodzenia personelu medycznego nie spełni ich oczekiwań, nie wykluczają strajku generalnego. Pielęgniarki od wielu miesięcy protestują przeciwko fatalnym – ich zdaniem – warunkom pracy oraz przeciwko procedowaniu projektu ustawy przewidującej zrównanie wynagrodzenia pielęgniarki po liceum medycznym i pensji osób ze średnim wykształceniem nie wykonujących zawodu medycznego. - Chcemy zademonstrować wszystkim, że dzieje nam się krzywda. Uważamy, że forsowane rozwiązania nas dyskryminują i to w czasie dla nas najtrudniejszym, czyli w trwającej walce z pandemią, która nas wyniszcza psychicznie i fizycznie – mówi Lilianna Pietrowska.

Pielęgniarki i położne domagają się przywrócenia norm pracy, które jakiś czas temu zawieszono. Chodzi o liczbę zatrudnionego personelu na liczbę pacjentów. Jak twierdzą nie rzadko dochodzi do sytuacji, że jedna pielęgniarka musi się opiekować kilkudziesięcioma chorymi. Jak podkreślały, tylko w ubiegłym roku prawo do wykonywania zawodu odebrało 5 tysięcy osób, a pracę w szpitalach i innych placówkach publicznej ochrony zdrowia podjęło tylko tysiąc z nich. Powód? Ich zdaniem kierujący placówkami z powodu zbyt niskich limitów finansowych nie chcą przyjmować do pracy dodatkowych pracowników.

Kolejnym postulatem jest prawidłowe rozliczanie środków dedykowanych na wzrost wynagrodzeń dla pielęgniarek i położnych z tzw. OWU, czyli dodatków przyznanych im jeszcze w 2015 roku. Próbuje się je tak interpretować, by można było wydawać na inne cele niż dofinansowanie wynagrodzeń białego personelu. Jest też trzecia grupa postulatów wynikająca z nierównego – zdaniem pielęgniarek – traktowania pracowników służby zdrowia w czasie pandemii. Żądają takich samych dodatków do pensji dla wszystkich, którzy zajmują się pacjentami covidowymi. Pielęgniarki chcą też przejąć część kompetencji od lekarzy. Podkreślają, że po siedmiu latach nauki mogą samodzielnie diagnozować pacjentów.

Odejście od łóżek pacjentów to ostateczność, ale pielęgniarki tego nie wykluczają

Protestujący domagają minimum zasadniczego wynagrodzenia na poziomie 5 tysięcy złotych brutto miesięcznie. - Minister Adama Niedzielski zaniechał wszelkich rozmów z nami i nie realizuje wcześniejszych zobowiązań rządu, w tym podpisanej w 2018 roku, wieloletniej polityki państwa na rzecz pielęgniarstwa i położnictwa. Chodzi o to, by przyciągnąć chętnych do zawodu i pracy w służbie zdrowia, bo bez tego system opieki nad pacjentami się załamie – mówi Lilianna Pietrowska.

Na razie pielęgniarki nie zamierzają odchodzić od łóżek pacjentów, ale ostrzegają, że jeśli rząd nie odpowie na ich postulaty, będą zmuszone przerwać pracę. O ostatecznej formie strajku mają samodzielnie decydować pracownicy każdej placówki, w których trwa spór zbiorowy z dyrekcją.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto