Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powiatowe porodówki kuszą wrocławianki

Artur Szkudlarek
Po gruntownym remoncie w czwartek został otwarty oddział neonatologiczno-położniczy w szpitalu w Brzegu Dolnym. To wielka zmiana zarówno dla personelu, jak i kobiet, które kiedykolwiek miały do czynienia z dolnobrzeską porodówką.

- To dla nas skok cywilizacyjny. Wcześniej kobiety musiały przebywać w pomieszczeniach, które pamiętały lata 50. ubiegłego wieku - mówi położna Mariola Żyłuk.

Potwierdza to ordynator oddziału doktor Henryk Sworeń. - Gdy przychodziłem tutaj półtora roku temu, oddział przypominał XIX-wieczny lazaret. Teraz sale dla naszych pacjentek są ładniejsze od sal VIP-owskich szpitala przy ul. Weigla we Wrocławiu - mówi lekarz.

Na porodówce jest miejsce dla 10 kobiet. Pokoje są dwuosobowe, każdy z łazienką i kącikiem do pielęgnacji noworodków. Lekarze dysponują nowoczesnym sprzętem, na oddziale dostępny jest anestezjolog.

Jolanta Klimkiewicz, prezes Powiatowego Centrum Medycznego w Wołowie, w skład którego wchodzi dolnobrzeska placówka, ma nadzieję, że dzięki zmianom będzie chciało tutaj rodzić więcej kobiet. W zeszłym roku w Brzegu Dolnym przyszło na świat 288 dzieci, a w tym do końca lipca - już 178.

- Będę zadowolona, jeśli rocznie odbierzemy 500 porodów. Zwłaszcza że coraz częściej kobiety z Wrocławia wybierają powiatowe szpitale - tłumaczy pani prezes.

Tendencję tę potwierdza również Leokadia Jędrzejewska, krajowy konsultant w dziedzinie pielęgniarstwa położniczego.
- Mamy coraz więcej sygnałów od położnych potwierdzających to zjawisko. Mówią to również pacjentki w szkołach rodzenia. Chcą rodzić w sposób naturalny z położną - tłumaczy.

Do modnych oddziałów należą te w Trzebnicy, Oleśnicy i Oławie. W tej ostatniej swój poród planuje Joanna Glińska.
- W małym szpitalu nie jest się anonimowym. Nie ma tak dużo porodów, więc lekarz czy położna mogą więcej czasu poświęcić pacjentce. W wielkich wrocławskich molochach porody są odbierane jak na taśmociągu, a kobieta często zostawiona jest sama sobie. Nie dlatego, że personel źle się nią opiekuje, ale jest go po prostu za mało, żeby zająć się jak należy każdą rodzącą - tłumaczy.

Prof. Mariusz Zimmer, dolnośląski konsultant ginekologii i położnictwa, kręci głową w odpowiedzi na pytanie o zjawisko "ucieczki" rodzących z Wrocławia. - Z pewnością nie widać go w statystykach - mówi profesor, który jest też kierownikiem Kliniki Ginekologii, Położnictwa i Neonatologii szpitala akademickiego we Wrocławiu.

Przyznaje jednocześnie, że coraz więcej mniejszych szpitali poprawia warunki na oddziałach położniczych. - Gdy ciąża przebiega prawidłowo, kobieta powinna mieć szansę rodzić jak najbliżej domu, w jak najlepszych warunkach - zaznacza prof. Zimmer.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na brzegdolny.naszemiasto.pl Nasze Miasto