Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Posadzili za 1401 złotych

Katarzyna Wójtowicz, Rafał Suś
62 dni w celach z najgorszymi oprychami za debet w Banku Gospodarki Żywnościowej Sąd nie miał wątpliwości i był skrupulatny jak rzadko w sprawach przestępstw większego kalibru.

62 dni w celach z najgorszymi oprychami za debet w Banku Gospodarki Żywnościowej

Sąd nie miał wątpliwości i był skrupulatny jak rzadko w sprawach przestępstw większego kalibru. Bohdana Janickiego wsadził za kratki, bo ten miał dług na koncie bankowym. Co więcej, areszt utrzymuje nadal, choć ojciec Bohdana spłacił zaległość z odsetkami 27 dni temu.

Prokurator rejonowa Anna Pasińska ze Starego Miasta kończy akt oskarżenia wobec Janickiego takimi słowami: „... nie był karany sądownie, a opinia o nim jest pozytywna". Po czym kieruje mężczyznę za kratki. Jak do tego doszło?

Czynem ciągłym

Janicki przyznaje się do winy. Na początku czerwca on i jego narzeczona nie zapłacili za wynajmowane mieszkanie przy ul. Estońskiej. - Kilka tygodni wcześniej straciłem pracę, a z dorywczych zajęć nie starczało - tłumaczy. Rachunek uregulowali pod koniec miesiąca. - Zdecydowałem się na debet, choć nie wiedziałem, że mam zero na koncie i będzie to tak duży dług - opowiada. 25 i 26 czerwca „działając czynem ciągłym w celu osiągnięcia korzyści majątkowej wystawił i zrealizował trzy czeki oraz dokonując płatności kartą płatniczą (...), wyłudził pieniądze w łącznej kwocie 1.401,10 zł powodując powstanie salda debetowego na własnym rachunku".

Wzywany, stawiał się

- To prawda, nie spłacałem długu, bo nie miałem z czego- opowiada Janicki.
W końcu jednak bank poinformował policję. Janicki był przesłuchiwany w komendzie Stare Miasto. Przyznał się, obiecywał sprawę wyjaśnić. - Mówiłem bankowi, że odpracuję. Nie chcieli, więc szukałem zarobku. Znalazłem zlecenia w Gdańsku. Powiedziałem policjantowi, że opuszczam Wrocław. Najpierw byłem u rodziców na wsi pod Koninem. Tam zgłosiłem swój pobyt dzielnicowemu, Andrzejowi Kwiatkowskiemu. Poprosiłem go o kontakt w razie pism z Wrocławia. Dałem mu numer komórki. Pojechałem załatwiać pracę. Wróciłem 26 września, zarejestrować firmę, bo dostałem zlecenia na sprzątanie we wspólnotach mieszkaniowych - opowiada Bohdan Janicki. - O przyjeździe informowałem dzielnicowego.

Sierżant wiedział, nie powiedział

W dniu powrotu Janicki zarejestrował w gminie firmę. Ma kwit. Zapłacił 100 zł. Po południu, kiedy był w domu, przyjechali ni stąd ni zowąd policjanci. Ale to nic dziwnego, bo przecież sierżant sztabowy Andrzej Kwiatkowski wiedział, że Janicki tego dnia będzie w domu. Choć w dokumentach napisze, że nie miał z nim kontaktu i dlatego sąd wydał nakaz aresztowania. - Mówili, że zabierają na chwilę - wspomina Janicki. Ale już go nie wypuścili. Rozpoczął się areszt: trzy dni w Koninie, trzy tygodnie w Ostrowie Wielkopolskim i od połowy października przy Świebodzkiej we Wrocławiu.

Nie wie sąd, troska skąd

30 października Jerzy Janicki, ojciec Bohdana, uciułał odpowiednią kwotę. Zwrócił dług syna bankowi. W sumie 2 tys. 900 zł (z odsetkami). Po kilku dniach w sądzie było już pismo z banku z informacją, że Janicki dług uregulował.
6 listopada Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia w składzie: przewodnicząca Justyna Ponikowska oraz sędziowie Piotr Siemkowicz i Jacek Wawrzynek zbierają się, żeby rozpatrzyć zażalenie i prośbę Janickiego o „zmianę środka zapobiegawczego", czyli aresztu na np. poręczenie majątkowe ojca. Oni orzekają jednak, że Janicki musi nadal siedzieć „celem zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania...". Dlaczego? Ponieważ sąd nie widzi podstawy, aby ten areszt uchylić - mówi rzecznik sądu, Aleksander Ostrowski. Tydzień później, 14 listopada, sąd miał rozstrzygnąć sprawę. - Sędzia zachorował nagle, na dwa tygodnie, dlatego posiedzenia nie było - wyjaśnia Ostrowski.

Żałuję, że przy niej nie byłem

Z Bohdanem Janickim rozmawiałem w poniedziałek w areszcie. Nie wygląda dobrze. - Musiałem w dwa tygodnie nauczyć się ich języka. Inaczej bym nie żył - przesadza mówiąc o współwięźniach. - Najpierw siedziałem z gangsterem, teraz z jakimiś innymi rzezimieszkami, jak zagroziłem, że o traktowaniu tutaj dowie się cały świat. Najgorzej jest we wspólnej łaźni - przełyka ślinę mężczyzna.
Dzisiaj o godz. 14 sąd znowu zbierze się w sprawie byłego dłużnika BGŻ. - Gdybym wiedział, że tak się skończy... - kiwa głową dyrektor banku, Andrzej Charendarz - Najbardziej żałuję, że nie byłem przy narodzinach dziecka - wykrztusza z siebie Janicki.
Jego narzeczona, Małgosia, tydzień temu urodziła ich córeczkę. W Gdańsku.

rzecznik sądu Aleksander Ostrowski:
Oskarżony trafił do aresztu tymczasowego, ponieważ nie dał szansy sądowi na rozpatrzenie sprawy bez zastosowania aresztu. Ten mężczyzna nie stawiał się na rozprawy. Policja nie mogła do niego dotrzeć, bo nie mieszkał pod adresem w którym był zameldowany. Inny środek zapobiegawczy nie wchodził w rachubę ponieważ za oskarżonego nie miał kto poręczyć majątkowo. Nie było też osoby godnej zaufania, która mogłaby to poręczenie wnieść. To, że ojciec oskarżonego uregulował dług może wpłynąć na zmniejszenie kary, natomiast nie powoduje to automatycznego umorzenia postępowania. Dlatego oskarżony nadal przebywa w areszcie.

dyr. oddziału BGŻ, Andrzej Charendarz
Traktujemy naszych dłużników jak normalnych ludzi, a nie potencjalnych przestępców, dlatego dziwi mnie trochę, że ta sprawa tak się skończyła. Wszystkich dłużników zachęcamy, aby w razie kłopotów finansowych zgłaszali się do nas. Razem ustalamy w takich sytuacjach jak i kiedy zostanie spłacony dług. Zanim zgłosiliśmy sprawę pana Janickiego do prokuratury, szukali go komornicy. Nie znaleźli go. Sprawą musieli się zająć policjanci, ponieważ nam najbardziej zależało na odzyskaniu pieniędzy naszych klientów.

Zbigniew Wasserman
Kierowanie wszystkich sił na drobne przestępstwa to choroba polskiego wymiaru sprawiedliwości. W Polsce zamyka się ludzi, którzy mają debet na 1400 złotych podczas gdy na prawomocne wyroki czekają tysiące przestępców. Wysokość tego długu nie uzasadnia tak długiego przetrzymywania w areszcie. Poza tym koszty utrzymania oskarżonego są niewspółmiernie duże do jego winy. Tę sprawę można było załatwić dużo szybciej, ale widocznie nikomu na tym nie zależało.

Ewa Szymecka, adwokat
Postępowanie sądu w tej sprawie nie sposób uznać za proporcjonalne do istniejącej sytuacji. Mam przy tym wątpliwości, czy rzeczywiście, gdy sędzia choruje, to w takiej sprawie sąd powinien przełożyć termin wyznaczonej wcześniej sprawy. Nikt nie myśli, że to kolejne dwa tygodnie, które oskarżony musi spędzić z różnymi przestępcami tylko dlatego, że miał debet. Zupełnie nie rozumiem też decyzji sądu dotyczącej możliwości zmiany środka zapobiegawczego. To absurd, że ten człowiek nie może opuścić aresztu np. w wyniku poręczenia majątkowego. Tę sprawę można było załatwić dużo szybciej i mniejszym kosztem. Oskarżonego natomiast nie należało traktować jak groźnego przestepcę, bo nim nie jest.

1360 zł kosztuje miesięczne utrzymanie więźnia (także aresztowanego) w Polsce. W kwocie liczy się wyżywienie, pensje służby więziennej, media, leki itp. Rocznie przez więzienia przewija się od 180 do 200 tys. osób, zaś osadzonych jest blisko 80 tysięcy. Natomiast blisko 28 tysięcy, z wyrokami, czeka na odsiadkę na wolności z braku miejsc w więzieniach.

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto