Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Popełniam publiczne samobójstwo

Edyta Golisz
O tym, dlaczego czasem fałszuje, czemu wyleciał ze szkoły, co łączy go z Mandaryną i o ukochanej narzeczonej – perkusistce opowiada nam Łukasz Płoszajski, aktor • Widzowie emocjonują się programem ...

O tym, dlaczego czasem fałszuje, czemu wyleciał ze szkoły, co łączy go z Mandaryną
i o ukochanej narzeczonej – perkusistce opowiada nam Łukasz Płoszajski, aktor

• Widzowie emocjonują się programem „Jak oni śpiewają”.
Zdradzisz, jak wyglądają jego kulisy?
– Z przyjemnością. Tylko nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Stawiam na to pierwsze, więc pewnie tylko dlatego jeszcze żyję (śmiech). Zawodowi wokaliści do tego typu występów przygotowują się naprawdę długo, my mamy zaledwie tydzień na opanowanie piosenki. Nie dość, że czyjejś, to jeszcze wybranej przez widzów, więc często się zdarza, że nie znamy dokładnie tekstu ani linii melodycznej. Bo co innego podśpiewywać sobie w aucie, a co innego śpiewać na żywo z orkiestrą, przed milionami widzów. Tydzień w moim przypadku brzmi szumnie, bo ja pracuję we Wrocławiu, do Warszawy przylatuję w połowie tygodnia. Mam dwie indywidualne próby z pianinem, po których dalej jestem zielony, bo nie wiem do końca, jaki będzie aranż. Taki zielony idę na próbę z orkiestrą, muzyka ryczy, ja próbuję nie zginąć w tonacji i nie pomylić tekstu, a dzień później już jest występ na żywo... Jednym słowem popełniam publiczne samobójstwo!

• Ale widzom podoba się to, jak śpiewasz. Przechodzisz do następnych odcinków, masz najwięcej ze wszystkich uczestników wpisów na stronie internetowej programu.
– Widzowie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie jest to festiwal piosenki, tylko program rozrywkowy. Widocznie ja im tę rozrywkę zapewniam (śmiech). Bardzo, naprawdę bardzo dziękuję wszystkim za oddawane na mnie esemesy, wpisy, słowa sympatii. Nawet, biorąc pod uwagę to, że ludzie lubią patrzeć jak Płoszajski po raz kolejny fałszuje i się wykłada, to i tak moja wdzięczność jest ogromna, bo i emocje w tym programie są wielkie. Wszyscy, jako uczestnicy, przeżywamy te występy, wspieramy się nawzajem, atmosfera jest naprawdę super.

• A miałeś kiedyś do czynienia ze śpiewaniem?
– Trochę śpiewałem w szkole filmowej, ale nie czarujmy się, to nie były najważniejsze zajęcia. A na początku lat 90. prowadziłem w Łodzi pierwszy w Polsce klub karaoke.

• Krążą plotki, że coś więcej łączy się Cię z Martą „Mandaryną” Wiśniewską.
– Mogę nawet powiedzieć, że mam z Martą romans... zawodowy. Gramy parę w serialu „Pierwsza miłość” i bardzo lubimy ze sobą pracować.

• Twój wizerunek z początkowych odcinków serialu: słynna „krzywa grzywka” i odjechane ubrania wywołały z kolei plotki, że masz odmienną orientację seksualną.
– To rzeczywiście plotki. Też je słyszałem. Na szczęście moja narzeczona, Emilka, jest bardzo wyrozumiała, a ja mogę wszem i wobec ogłosić, że kocham ją bardzo, jesteśmy razem od sześciu lat, były już zaręczyny, data ślubu jeszcze nie jest znana. W dodatku moja narzeczona ma świetną mamę, byłą śpiewaczkę operową, która jest surowym, ale też najlepszym krytykiem moich wyczynów w „Jak oni śpiewają”. I tak w ogóle jest superkobietą. Zawsze podkreślam, że mam najfajniejszą teściową na świecie.

• Wasz związek z Emilką to istna sielanka?
– W życiu! Ja jestem Bykiem, Emilia Skorpionem, więc związek jest mocno burzliwy. Ale wszystkie nieporozumienia kończą się happy endem, bo dobrze nam razem. O co się kłócimy? Najczęściej o drobiazgi. Ja nienawidzę sprzątać. Jak słyszę dźwięk odkurzacza, to robię się chory i ciągle nie mogę pojąć, dlaczego w dwudziestym pierwszym wieku nikt nie skonstruował jeszcze odkurzacza, który chodziłby cicho. Za to lubię gotować, jestem specjalistą od mięs.

• A co najbardziej lubisz w narzeczonej?
– To, że jest moim najlepszym przyjacielem. Mówię do niej „Emil” i gadam jak z kumplem, o wszystkim. Pierwszy raz zobaczyłem ją na korytarzu szkoły filmowej w Łodzi. Emilia, która z wykształcenia jest perkusistką, skończyła wtedy szkołę muzyczną i zastanawiała się nad studiami w filmówce. Przyszła do naszej uczelni, aby zrobić rozeznanie. Stałem na tym korytarzu jak wryty, zachwycony urodą tej dziewczyny i zamiast cokolwiek zrobić... uciekłem. Na szczęście los zetknął nas ze sobą jeszcze tego samego dnia. Wziąłem od niej numer telefonu, ale zamiast zadzwonić, chodziłem z głową w chmurach, nie miałem odwagi. W końcu wymyśliłem jakieś banalne wyjście do teatru, podczas którego rzekomo miałem ją przedstawić profesorom z filmówki... Matko, jakie ja miałem pomysły! Na szczęście, okazało się, że niczego już więcej nie muszę wymyślać. Zostaliśmy razem. Zaręczyny miały być dla Emila niespodzianką. Zabrałem ją na Mazury, do bagażnika upchałem róże i świece. Nie przewidziałem tylko, że w drodze będzie taki straszny upał... Na szczęście lekko sparzone przez 6 godzin jazdy kwiatki i podtopione świeczki nie popsuły romantyzmu chwili.

• Mieszkacie razem we Wrocławiu?
– Tak, Emilia zrobiła dla mnie wielką rzecz. Gdy dostałem rolę w „Pierwszej miłości”, która kręcona jest we Wrocławiu, narzeczona zostawiła w Łodzi całe swoje życie i przeprowadziła się razem ze mną.

• Ty też wychowałeś się w Łodzi?
– Tak. Mój tata był działaczem sportowym, kierownikiem ŁKS-u. Potem razem z mamą prowadzili własny biznes. Ale nie jestem rozpuszczonym synalkiem bogatych rodziców, jak Artur, którego gram w „Pierwszej miłości”. Mój dom był zwyczajny, ciepły. Taki, w którym wspólnie siada się do posiłków, razem wyjeżdża na wakacje. Byłem dobrym uczniem, niestety, nie najgrzeczniejszym. W II klasie liceum zostałem wyrzucony ze szkoły. To były czasy tego klubu karaoke i nie miałem czasu się uczyć. Wolałem... śpiewać, jakkolwiek kuriozalnie to dzisiaj brzmi (śmiech). Tata bardzo chciał, żebym poszedł do wojska, które miało mnie nauczyć „dorosłości”. Na szczęście poszedłem do innego liceum, dostałem się do szkoły filmowej, zrobiłem dyplom. Zaraz po studiach grałem, m.in. w teatrze w Radomiu, w bajkach dla dzieci i rekonstrukcjach zdarzeń w magazynie 997. Zawsze przestępców. Ile ja mam zabójstw i gwałtów na sumieniu, trudno to zliczyć! (śmiech). Potem dostałem rolę w serialu. Dziś rodzice są ze mnie dumni, tata nawet odpuścił mi to wojsko!

• A ludzie zaczepiają Cię na ulicy?
– Tak, ale zazwyczaj są mili i sympatyczni. Popularność ma różne oblicza. Ostatnio wpadłem w ostatniej chwili do pociągu InterCity, bez biletu. W kieszeni miałem 30 złotych i kartę kredytową. Gdy konduktor wszedł do przedziału, zgłosiłem, że nie mam biletu, że chcę go kupić i zapłacić kartą. Okazało się, że karta nie działa... Ludzie w przedziale patrzyli na mnie z wyrazem twarzy: „aktorzyna się znalazł, nawet na bilet nie ma”. Najadłem się wstydu za wszystkie czasy. Ale konduktor wypisał „panu aktorowi” bilet kredytowy, choć nie miałem przy sobie żadnych dokumentów. Tak to jest z tą popularnością. Jedni źle ci życzą, ale zawsze znajdą się też ci, którzy pomogą. Ja lubię ludzi i bardzo szanuję to, że oni lubią mnie. W końcu to wszystko, co robię, robię właśnie dla nich.

Łukasz Płoszajski
Urodził się 27 kwietnia 1978 roku. Debiutował w 2003 roku w Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego w Radomiu. Znany głównie jako aktor telewizyjny. Wystapił w serialach: „Fala zbrodni”, „Kryminalni”, „Pensjonat pod Różą”, „Świat według Kiepskich”. Od 2004 roku gra Artura Kulczyckiego w serialu „Pierwsza miłość”.
W 2006 roku wystąpił w Teatrze Komedia we Wrocławiu w spektaklu „Rodzina Kerwoodów”. Ma 188 cm wzrostu.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto