Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ponad 160 tysięcy złotych za niesłuszny pobyt w areszcie dostanie urzędnik miejski z Wrocławia

Eliza Głowicka
- Jestem zadowolony z takiego wyroku - przyznał wczoraj Leszek Bahrij
- Jestem zadowolony z takiego wyroku - przyznał wczoraj Leszek Bahrij
164 tysiące i 222 zł. Dokładnie tyle Skarb Państwa będzie musiał zapłacić byłemu dyrektorowi Zarządu Cmentarzy Komunalnych we Wrocławiu za nieuzasadnione przetrzymywanie w areszcie przez ponad cztery miesiące.

164 tysiące i 222 zł. Dokładnie tyle Skarb Państwa będzie musiał zapłacić byłemu dyrektorowi Zarządu Cmentarzy Komunalnych we Wrocławiu za nieuzasadnione przetrzymywanie w areszcie przez ponad cztery miesiące. Wczoraj wrocławski sąd przesłuchał ostatniego świadka i wydał wyrok.
Leszek Bahrij, obecnie wicedyrektor ZCK, domagał się 256 tysięcy zł odszkodowania za utracone zarobki i doznane krzywdy, w tym utratę dobrego imienia, pogorszenie zdrowia fizycznego i psychicznego. - Po powrocie z aresztu długo się leczyłem - mówił. - Na dawne stanowisko nie mogłem wrócić, póki wszystko się nie wyjaśni.
Ta sprawa miała być wielkim sukcesem prokuratury. Bahrij był w 2000 roku szefem ZCK. W lutym został zatrzymany pod zarzutem wzięcia 30 tysięcy złotych łapówek. Policjanci wpadli do biura, skuli go kajdankami przy wszystkich i zabrali do komendy. Dlaczego? Bo do śledczych zgłosili się ludzie, którzy twierdzili, że dawali dyrektorowi łapówki. Byli wśród nich m.in. przedsiębiorcy pogrzebowi. Prokuratura postawiła zarzuty Bahrijowi, ale dyrektor został wypuszczony do domu. Z powodu problemów ze zdrowiem (choruje na cukrzycę i nadciśnienie) wkrótce trafił do szpitala. Sąd drugiej instancji postanowił, że trafi do aresztu.
Policjanci zabrali dyrektora na noszach w obecności telewizyjnych kamer. - Media natychmiast okrzyknęły mnie winnym. Ta zła opinia ciągnie się za mną dotąd, choć zostałem uniewinniony - opowiadał dyrektor. W areszcie spędził 127 dni.
W tym czasie został zwolniony z pracy, mimo że zarząd miasta stanął za nim murem. Potwierdzał to na wczorajszej rozprawie Rafał Guzowski z Urzędu Miejskiego Wrocławia.
- Leszek Bahrij był i jest bardzo cenionym dyrektorem. Od początku wszyscy, w tym prezydent Bogdan Zdrojewski, wierzyli w jego uczciwość, będąc przekonanymi, że cała afera jest wynikiem zmowy środowiska - zeznał Guzowski.
Dodał, że zarząd miasta rozwiązał umowę o pracę z Bahrijem, bo areszt się przedłużał, a kodeks pracy jest pod tym względem bezwzględny.
- Sądziliśmy, że sprawa szybko znajdzie epilog w sądzie i pan Bahrij będzie mógł wrócić na dawne stanowisko - podkreślał Guzowski.
Ale szybko się to nie stało. Śledztwo ciągnęło się trzy lata. Gdy wreszcie powstał akt oskarżenia, była w nim mowa tylko o wzięciu 1200 zł łapówki i koniaku za sprzedaż zarezerwowanego miejsca pod grób. Po dwóch latach procesu oba sądy, w tym apelacyjny, uznały, że świadkowie kłamali i uniewinniły dyrektora. W styczniu 2006 roku Leszek Bahrij z czystym kontem mógł wreszcie wrócić do pracy.
Wydając wyrok ,sąd policzył nie tylko utracone zarobki, ale wziął pod uwagę pogorszenie stanu zdrowia i szkody moralne, jakie poniósł z powodu utraty wolności. - Ta krzywda jest niepowetowana. I żadne pieniądze nie są w stanie jej wynagrodzić - uzasadniała sędzia Elżbieta Sztenc. Sąd uznał jednak, że za krzywdy, jakich doznał dyrektor przez negatywne publikacje w mediach, nie należą mu się pieniądze. Wyrok jest nieprawomocny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto