MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Polak u cesarza Mongołów

Andrzej Krajewski
Wyprawa na dwór cesarza Mongołów przyniosła Marco Polo nieśmiertelną sławę. Tymczasem dwadzieścia pięć lat wcześniej przybył tam franciszkanin z Wrocławia.

Wyprawa na dwór cesarza Mongołów przyniosła Marco Polo nieśmiertelną sławę. Tymczasem dwadzieścia pięć lat wcześniej przybył tam franciszkanin z Wrocławia. Benedykt Polak razem z Janem di Piano Carpinim zawieźli wielkiemu chanowi z list od papieża.

Mongołowie, zwani też Tatarami, spadli na Europę jak grom z jasnego nieba. W XIII wieku nikt nie wiedział skąd przybyli, jaką wyznają wiarę, kto nimi rządzi. Zniszczyli Ruś, ograbili Węgry i Polskę. Europejscy rycerze nie mogli się z nimi równać. W roku 1241 dotarli nawet na Dolny Śląsk i doprowadzili do upadku księstwo Henryka Pobożnego. Tatarzy zniknęli z Europy w 1242 roku równie nagle, jak się pojawili.

Poselstwo

Na kontynencie nie wiedziano, że po śmierci wielkiego chana Ugedeja rozpoczęła się wówczas walka o władzę nad imperium. Tymczasem, żeby uniknąć kolejnych morderczych najazdów i zdobyć wiedzę na temat przeciwnika, papież Innocenty IV wysunął pomysł wysłania poselstwa do cesarza Mongołów. W roku 1245, przed rozpoczęciem soboru powszechnego w Lyonie, poprosił o podjęcie się misji jednego z najbliższych przyjaciół św. Franciszka - mnicha Jana di Piano Carpiniego.

W nieznane

Carpini wyjechał z Lyonu 16 kwietnia 1245 roku w towarzystwie konfratra z Czech. Wiózł ze sobą list od papieża, przekazujący cesarzowi Mongolii propozycję zaniechania najazdów na kraje chrześcijańskie oraz przyjęcia tej wiary. Posłowie nie znali imienia władcy Tatarów, miejsca jego rezydowania oraz jak daleko się wybierają. Jedyną pomoc, jaką mógł im zaofiarować Innocenty IV, było polecenie członkom zakonu cystersów codziennego odmawiania siedmiu psalmów w intencji powodzenia wyprawy.

Towarzysz z Wrocławia

Podróżnicy na Śląsk dotarli przez Pragę, gdzie gościł ich król Czech Wacław I. On doradził im, żeby jechali przez Wrocław. W grodzie nad Odrą Jan di Piano poznał franciszkanina Benedykta, znającego nie tylko łacinę ale też język ruski i podstawy mongolskiego. Taki towarzysz podróży mógł się okazać nieoceniony w dalekich krajach, Benedykt zaś chętnie przystał na niebezpieczną wyprawę.
W trójkę z Wrocławia pojechali do Łęczycy, gdzie ugościł ich książę Konrad Mazowiecki.
Jak zanotował w swej relacji Jan di Piano: „(...) dzięki sprzyjającej nam łasce Boga, przybył tam pan Wasylko, książę Rusi, od którego dowiedzieliśmy się dokładnie o sytuacji wśród Tatarów. (...) Tenże (Wasylko - przyp.) powiedział nam, że jeżeli chcemy iść do Tatarów, trzeba abyśmy mieli wielkie dary dla nich, ponieważ domagają się ich oni z ogromnym natręctwem (...)”. Podarki biednym mnichom zasponsorował wówczas książę Konrad.
Dzięki pomocy księcia Wasylki z Włodzimierza, podróżnicy dotarli bezpiecznie do Kijowa. Tam nieznany kronikarzom z imienia trzeci towarzysz podróży zachorował i w dalszą drogę pojechali we dwójkę. Zawarte w Polsce znajomości procentowały, gdyż od Rusinów opiekę nad posłami przejęli Tatarzy. Jednak zgodnie z ostrzeżeniami Wasylki okazało się, ze na Wschodzie za wszystkim musi stać odpowiednia łapówka. Nawet wódz wojsk strzegących zachodniej granicy imperium Batu - chan, zachowywał się podobnie.
„Chociaż daliśmy bardzo wiele rzeczy, nie wystarczyły mu, tylko przez pośredniczące osoby żądał więcej, obiecując, że poleci nas uczciwie zaprowadzić (do celu - przyp.), jeżeli spełnimy jego żądanie” - zanotował w napisanej przez siebie „Historii Mongołów” Jan di Piano Carpini.
„Słudzy Batu przyjęli od nich żądane dary, mianowicie 40 skór bobrowych i 80 skór borsuczych. Dary te zostały przeniesione przez nich między dwoma poświęconymi ogniami, a braci zmuszono, aby szli za tymi darami, ponieważ jest w zwyczaju Tatarów oczyszczać posłów i dary ogniem” - tak to zdarzenie przedstawiał Benedykt Polak, co odnotowali skrybowie papiescy.
Dzięki przewodnikom Batu - chana, podróżnicy mogli ruszyć w dalszą drogę. Kierując się przez stepy, dotarli do Wołgi, potem osiągnęli Morze Kaspijskie, które przekroczyli jadąc po lodzie. Wreszcie w lipcu 1246 r. wjechali na macierzyste ziemie Tatarów, wprost do stolicy zwanej Syra Ordą. Leżała ona w północnej części pustyni Gobi, w pobliżu stoków góry Jabłonny.

Na dworze wielkiego chana

„Jeden z braci Benedykt Polak ustnie nam przedstawił, że obaj widzieli tam około pięciu tysięcy ludzi potężnych i możnych” - zapisali skrybowie papiescy. Posłowie Innocentego IV mieli wielkie szczęście, gdyż trafili do stolicy imperium w momencie, gdy po latach walk możnowładcy zebrali się, żeby wybrać cesarza. Według pracy pod redakcją Jana Strzelczyka pt.: „Spotkania dwóch światów. Stolica Apostolska a Świat Mongolski w połowie XIII wieku”, tron cesarski po trzech dniach debaty 15 lipca 1246 r. przejął Gujuk wnuk wielkiego Czyngis - chana.
„Było tam obecnych około trzech tysięcy posłów, przysłanych z różnych stron świata, którzy przynieśli na tenże dwór odpowiedzi, listy lub daniny albo różnego rodzaju podarki (...)” - opowiadał skrybom Benedykt. W ten tłum wtopili się posłańcy z chrześcijańskiej Europy. Z powodu tłoku trudno było im się dostać przed oblicze nowego władcy. Dopiero po trzech dniach Jan i Benedykt, dzięki wstawiennictwu matki Gujuka, uzyskali audiencję i przekazali list Innocentego IV.

Wschodnie obyczaje

Potem dłuższy czas przebywali na dworze wielkiego chana. Ta część wyprawy okazała się najbardziej uciążliwa. Jan di Piano wspominał jak: „(...) pozostawaliśmy przez dobry miesiąc w tak wielkim głodzie i pragnieniu, że ledwo mogliśmy wyżyć. (...) I gdyby Pan (Bóg - przyp.) nie zesłał nam pewnego dnia Rusina o imieniu Kosma, który był dość lubianym złotnikiem cesarza i nas w pewnej mierze wspierał, umarlibyśmy (...)”. Nie tylko głód groził posłom, bo wschodnie zwyczaje okazywały się zabójcze.
„W tym czasie zmarł Jarosław, wielki książę tej części Rusi, która zwie się Suzdal. Niedawno został on wezwany do matki cesarza, która jakby chciała go uczcić, dała mu z własnej ręki jeść i pić. I wrócił do domu, natychmiast zachorował i umarł po siedmiu dniach, a całe jego ciało stało się niezwykle sine” - opisywał Carpini. Takimi sposobami cesarz rozprawiał się z opozycją. Ale i uczestnicy wyprawy narażali się na niebezpieczeństwo, podejmując także działalnością szpiegowską. Cennym źródłem informacji okazał się złotnik Kosma, znający innych Europejczyków na służbie Gujuk - chana.
„I sami nam wszystko opowiadali z własnej woli, nieraz bez pytania, ponieważ zdawali sobie sprawę z naszych życzeń” - wspominał Jan di Piano.
Wreszcie doczekali się też odpowiedzi na papieski list. Wielki chan pisał m.in.: „Przeto jeżeli pragniecie z nami pokoju, ty, Papieżu, i wszyscy królowie oraz możni, nie zwlekajcie żadną miarą z przybyciem do mnie dla określenia (warunków - przyp.) pokoju - wtedy usłyszycie naszą odpowiedź i poznacie naszą wolę. Szereg twoich listów zawierał radę, że powinniśmy ochrzcić się i stać się chrześcijanami. Na to odpowiem tobie krótko, że nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy to uczynić”.
Z tym niezbyt miłym pismem Jan i Benedykt ruszyli na Zachód. Drogę powrotną odbyli w mrozie i zimie. „Często budziliśmy się całkowicie przykryci śniegiem, gdyż wiatr go (na nas - przyp) nawiewał” - wspominał Jan. Wreszcie na wiosnę dotarli do granic Europy.
„Mieszkańcy Kijowa zaś, kiedy dowiedzieli się o naszym przybyciu, wszyscy wybiegli nam naprzeciw z radością. Gratulowali nam, jak byśmy zmartwychpowstali. Tak postępowano wobec nas przez całą Ruś, Polskę i Czechy” - opisywał Carpini. Dużo wcześniej rozeszła się bowiem wieść, że zginęli śmiercią męczenników.
Do Lyonu powrócili dopiero 13 listopada 1247 roku. Potem Jan di Piano opisał podróż w książce pt.: „Historia Mongołów”. Relacja Benedykta Polaka spisali papiescy skrybowie. Z kilku wysłanych przez Innocentego IV poselstw, jedynie oni dotarli do cesarza Mongołów. Niestety nie udało się nawiązać trwałych stosunków dyplomatycznych z Tatarami, z powodu braku woli drugiej strony. Zresztą imperium to zaczynało się już chylić ku upadkowi.
O dalszych losach Benedykta Polaka wiadomo bardzo mało. Do Polski powrócił w 1252 roku jako gwardian (opat) konwentu franciszkanów w Krakowie. W kronikach pojawił się o nim jeszcze tylko jeden zapisek. Będąc gwardianem franciszkanów świadczył w protokole o cudach św. Stanisława (jego poćwiartowane ciało miało się zrosnąć po śmierci). Dzięki temu kanonizowano biskupa krakowskiego, zamordowanego prawie dwieście lat wcześniej na polecenie króla Bolesława Śmiałego. O Benedykcie kronikarz napisał wtedy, że był tym: „który na dwór cesarza Tatarów chodził”.

od 7 lat
Wideo

Znaleziono ślady ptasiej grypy w Teksasie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto