MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Polacy dali nowe życie małemu Kazachowi. Chłopiec z łatką w sercu

Agata Pustułka (MAG)
Fot. Mikołaj Suchan Alessa Katzanov wierzy, że jej synek szybko wróci do zdrowia.
Fot. Mikołaj Suchan Alessa Katzanov wierzy, że jej synek szybko wróci do zdrowia.
– Jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Chociaż było to jak stąpanie po polu minowym z zamkniętymi oczami – mówi docent Marek Wites. Pięć godzin ratował maleńkie serduszko Bohdanka, który po ratunek przyjechał ...

– Jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Chociaż było to jak stąpanie po polu minowym z zamkniętymi oczami – mówi docent Marek Wites. Pięć godzin ratował maleńkie serduszko Bohdanka, który po ratunek przyjechał do Polski

Mama chłopca, Alessa Katzanov, cały czas stała przed blokiem operacyjnym i wyczekiwała wieści. Zabieg był niezwykle dramatyczny, bo małe serduszko Bohdanka przyrosło do mostka i podczas oddzielania doszło do powstania centymetrowej dziurki. A przecież lekarze musieli załatać także inną, dwucentymetrową dziurkę, oraz zlikwidować skutki zespołu Fallota, śmiertelnie groźnej wrodzonej wady serca. Kiedy wszystko dobiegło końca, Allesa nie ukrywała łez.
Pięć godzin naprawiania serca małego Bohdanka z Kazachstanu zakończyło się sukcesem. Wites jak zegarmistrz nastawił mechanizm zepsuty przez naturę. To druga operacja, jaką przeszedł chłopczyk. Pierwsza, lutowa, była zaledwie preludium...
– To operowanie niemal po ciemku, bo po pierwszym zabiegu klatka piersiowa malca była pełna zrostów. Tym razem operacja trwała trzy razy dłużej – mówi lekarz. Docent Wites musiał najpierw zlikwidować założone w lutym połączenie aorty z tętnicą, a następnie załatał Bohdankowi serce, nakładając łatkę ze specjalnego materiału – dakronu. Trzeba było też poszerzyć tętnicę. Posłużył do tego homograft, fragment wypreparowanej tętnicy od zmarłego dawcy. Kilkucentymetrowa proteza kosztuje 9 tysięcy.

Bez grosza przy duszy
Bohdan przyjechał do Katowic z malutkiej wsi w Kazachstanie. Przyjechał do nas po ratunek. Urodził się ze śmiertelną wadą serca, ciężką postacią zespołu Fallota. Dwucentymetrowa dziura w mięśniu sercowym i niedorozwój naczyń płucnych spowodowały, że zbyt mało krwi przepływało do płuc i chłopczyk, niedotleniony i siny jak śliweczka, gasł w oczach.
Alessa, mama Bohdana, od lekarzy w Kazachstanie usłyszała, że ma przyjść z dzieckiem za... trzy lata. – Wtedy zobaczymy, co da się zrobić – powiedzieli jej w szpitalu. Gdyby ich posłuchała „jej malczik” dawno by nie żył.
To jedyny syn Alessy. Upragniony. Więcej dzieci mieć nie może. Po porodzie sama ledwo uszła z życiem. Podczas cesarskiego cięcia dostała zakażenia, rozwinęła się sepsa. Trzeba było usunąć macicę. Lekarze nie chcieli jej powiedzieć, że upragnione dziecko, całe sine i słabiutkie, też toczy swoją walkę.
– Gdybym wtedy to wiedziała, z żalu pewnie bym umarła – mówi kobieta.
Sama zaczęła szukać ratunku dla Bohdanka. Znajomy opowiedział jej o polskim chirurgu Marku Witesie, który od lat jeździ do Kazachstanu i operuje maluchy chore na serce. Alessa dostała numer telefonu i bez wahania zadzwoniła do Katowic. Błyskawicznie załatwiła formalności.
Alessa i Bohdanek po raz pierwszy zawitali do nas w lutym. Na lotnisku w Pyrzowicach wyglądali jak dwa nieszczęścia. Kobieta z reklamówkami w jednej ręce, z synkiem na drugiej, przyjechała do Katowic gnana nadzieją. Jedyną, jaka jej została.

Otworzyły się serca
Alessa była bez grosza przy duszy. Zadłużyła się, żeby kupić bilety. Razem z mężem postanowili, że wezmą kredyt bankowy na zapłatę za operację. Pięć tysięcy dolarów musieliby spłacać do końca życia. I wtedy stało się coś cudownego, wyjątkowego.
Caritas błyskawicznie uruchomił konto i z całego kraju oraz z zagranicy zaczęły płynąć datki. Udało się zebrać 197 tysięcy 585 złotych 89 groszy! Aż 2400 osób pomogło Bohdankowi! Pan Edward z Zabrza, emeryt, który pragnął zachować anonimowość, wręczył kobiecie tysiąc dolarów. – Ujęła mnie jej miłość do synka – wyjaśnił. – Pieniądze miałem wydać na wycieczkę zagraniczną, ale im będą bardziej potrzebne. Kilkaset złotych wręczyła Alessie rektor Śląskiej Akademii Medycznej prof. Ewa Małecka-Tendera. Pani Krysia z Katowic dała czerwoną walizkę, a państwo Lewandowscy z Lędzin podarowali wózek po dzieciach. Kilkanaście anonimowych kobiet z Polski, znanych jako kołderkowe cioteczki, specjalnie dla Bohdanka uszyło piękną kołderkę.
Tym razem dla chłopca otworzyły się też serca w Kazachstanie. Za drugą podróż do Polski zapłacił im jeden z tureckich banków, który ma filię w Ałmatach.
Pieniądze na koncie utworzonym dla chłopczyka pozwoliły też sfinansować operację innego małego Kazacha.

Trzy pierwsze ząbki
Przez cztery miesiące, jakie minęły od ostatniej wizyty, Bohdanek podrósł. Zaczął chodzić wokół łóżeczka i, co jest oznaką zdrowienia, wyrżnęły mu się wreszcie trzy pierwsze ząbki! Cały czas się uśmiecha. Widać, że jest pod czułą opieką mamy.
– Poza tym przytył pół kilograma, co w jego przypadku jest nie lada wyczynem – ocenia doc. Wites.
Alessa wyznaje, że czas oczekiwania na kolejny zabieg był trudny. – Ostatnio nasi lekarze po zrobieniu synkowi EKG wyśmiali mnie. Po co ty tam jedziesz? – pytali. – Mówili, że jest zdrowy – wspomina z płaczem.
Mieli problemy z lekarstwami. W Kazachstanie były dostępne, ale tylko w wersji dla dorosłych. Alessa musiała więc dzielić wielkie tabletki na sześć części i podawać synkowi.
– Mąż pracuje całymi dniami, żebyśmy mieli pieniądze na leki, jedzenie. Układa kafelki, wykonuje prace hydrauliczne. Jest taką złotą rączką. Na miesiąc mamy 250 – 300 dolarów. 10 dolarów kosztuje opakowanie jednej mieszanki mlecznej dla synka. Nie przyznano nam renty. Od urzędników usłyszałam: przyjdźcie po operacji, to się zobaczy – mówi Alessa. Teraz dla niej wszystko jest nieważne. Liczy się tylko Bohdanek. •

Pożyteczny egoizm
Rozmowa z Tomaszem Grzybem, psychologiem społecznym
• Dlaczego pomagamy innym ludziom?
– Pomagamy jednostkom konkretnym, które znamy z imienia, nazwiska. Kiedy widzimy je w telewizji czy czytamy o nich w gazecie, wysyłamy pieniądze czy esemesy. Robimy tak, bo wierzymy, że ich sytuacja i los się zmieni. Także dzięki nam.
Nie przekonują nas apele różnych organizacji. Chorzy na AIDS czy białaczkę są dla nas abstrakcyjni. Owszem, współczujemy im, ale żeby ich wspomóc
– do kieszeni nie sięgamy.

• Ale dla żebrzących na ulicy już nie jesteśmy tacy hojni.
– Nie, bo widujemy ich codziennie w tych samych miejscach. Choć wydają się biedni i pokrzywdzeni, mają pewnie jakieś rodziny, może nawet wsparcie opieki społecznej. Dając im pieniądze raz, drugi, trzeci ich pozycja życiowa wciąż jest taka sama.

• A jakie swoje potrzeby zaspokajamy, pomagając innym?
– W psychologii jest teoria, że pomaganie jest działaniem egoistycznym. Ale pomagamy, bo czujemy taką potrzebę, widzimy sens. I ważne jest, że w ogóle to robimy. Nie każdy z nas może być wolontariuszem, ale każdy może zrobić dla innych coś pożytecznego.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto