- Działacze do dziś mi pamiętają, że 10 lat temu powiedziałem, iż nie będę jeździł na sześciodniówce za 94 dolary – mówi wrocławski motocyklista, którego znów pominięto przy ustalaniu kadry na mistrzostwa świata
Wojciech Rencz, drużynowy mistrz świata z 1993 roku (Assen) od kwietnia brał udział w przygotowaniach szerokiej kadry do sześciodniówki, która odbędzie się w dniach 13-18 września na Miedzianej Górze koło Kielc. Działacze PZMotu znaleźli jednak pretekst, by nie umieszczać Rencza w 6-osobowej reprezentacji.
- Zabrakło mnie na jednym zgrupowaniu w Kielcach, więc zostałem skreślony. Nie było ważne, że jestem najstarszym zawodnikiem w ekipie, i że na inne obozy nie wszyscy przyjeżdżali – mówi Rencz, który w miniony weekend zajął drugie i trzecie miejsce w przedostatniej eliminacji mistrzostw Polski w enduro. Tymi wynikami nie przekonał jednak do siebie działaczy, mimo że trener Andrzej Wróbel widział go w składzie. Jedynym dolnośląskim reprezentantem będzie więc Marek Przybysz (w Krośnie dwukrotnie czwarty).
Może im utrzeć nosa
Rencz, choć znalazł się poza reprezentacją, chce jednak wziąć udział w sześciodniówce. - Wspólnie z Łukaszem Kurowskim i Mirkiem Kowalskim zamierzamy stworzyć jakiś zespół i wystartować w rywalizacji klubowej. Tam też rywalizacja idzie o medale. Wczoraj minął termin zgłoszeń i wpłaty wpisowego w wysokości ponad 500 euro. Do ostatniej chwili szukałem sponsora, który sięgnąłby do wora – wyjaśnia jeździec. Klubowicze startują razem z narodowymi teamami, więc dobrym występem Rencz mógłby utrzeć działaczom nosa. Ci trzymają go na dystans już od 10 lat, kiedy skrytykował ich po słynnej sześciodniówce w Stanach Zjednoczonych, podczas której do motocykli Polaków wlali... wodę zamiast paliwa.
Do sześciodniówki nasza ekipa szykuje się już od wiosny. - Obozy, nie powiem, były bardzo pożyteczne. Raz w miesiącu spotykaliśmy się w Szczyrku, gdzie można było jeździć po górskim terenie, a nie tylko po piachu – nie ukrywa Rencz. Na zgrupowaniach odbywały się szkolenia prowadzone przez byłego szwedzkiego championa Petera Berglunda, obecnie prowadzącego szkoły m.in. w Hiszpanii i Holandii.
Biedni, więc ciałem...
osłaniają motor
- Parę tajników nam sprzedał, m.in. o sposobie przygotowania kondycyjnego. My zawsze biegaliśmy, a Berglund kładzie większy nacisk na rozciąganie i koordynację. Ćwiczyliśmy różne pajacyki i jednoczesne kręcenie w powietrzu kółek - lewą nogą w jedną stronę, a prawą ręką w drugą. No i pracowaliśmy oczywiście nad techniką jazdy. Bo my to bardziej nadajemy się do paraolimpiady, a nie do mistrzostw świata. Szwed uczy, że trzeba jechać po zwycięstwo, ale w razie upadku wyskakiwać z motoru. Tymczasem w Polsce wszyscy trzymamy się maszyny do końca. Samemu kładziemy się pod motor, żeby nie uszkodzić np. chłodnicy. Wiadomo, że to wynika z biedy. Na zachodzie zamawia się mechanika i naprawia, co trzeba – obrazowo tłumaczy wrocławianin.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.6/images/video_restrictions/0.webp)
Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?