Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podbili kraj tulipanów

Grzegorz Bereziuk
Nikt nie mógł liczyć na tak głośny doping jaki miał Thomas Kelati. Do Den Bosch przyjechała wspierać go cała rodzina!  fot. Grzegorz Bereziuk
Nikt nie mógł liczyć na tak głośny doping jaki miał Thomas Kelati. Do Den Bosch przyjechała wspierać go cała rodzina! fot. Grzegorz Bereziuk
Towarzyszyliśmy koszykarzom PGE Turowa Zgorzelec w holenderskim Den Bosch Dla zgorzelczan miał to być jedno z przyjemniejszych wyjazdowych spotkań w rozgrywkach o Puchar ULEB.

Towarzyszyliśmy koszykarzom PGE Turowa Zgorzelec w holenderskim Den Bosch
Dla zgorzelczan miał to być jedno z przyjemniejszych wyjazdowych spotkań w rozgrywkach o Puchar ULEB.

– Gdybyśmy wiedzieli co nas czeka, zamiast samolotu wybralibyśmy się do Holandii autokarem. Mimo utrudnień i straty czasu, wszystko puszczamy w niepamięć, bo osiągnęliśmy zakładany cel. Zresztą po długich podróżach dobrze nam się gra – zauważył ze śmiechem prezes PGE Turowa Arkadiusz Krygier.
Dla ekipy ze Zgorzelca długie podróże to żadna nowość. W obecnym sezonie koszykarze PGE Turowa rozgrywają bowiem dwa mecze w tygodniu, a najwięcej czasu spędzają w środkach transportu. Nie inaczej było podczas wyjazdu na mecz z EiffelTowers. A miało być inaczej…
– Chcieliśmy ułatwić sobie życie i postanowiliśmy z Pragi udać się samolotem do Amsterdamu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie korki, które czekały na nas w Holandii. Ze stolicy Holandii do samego Den Bosch (blisko 100 km – dop. red.) jechaliśmy 3 godziny – stwierdził prezes Arkadiusz Krygier.
Koszykarzom utrudnienia zbytnio nie przeszkadzały i każdy starał się zabić czas na swój sposób. Jedni z Davidem Loganem na czele słuchali muzyki, Robert Skibniewski na przemian czytał książkę i grał na konsoli w „Medal of Honor”, a trener Saso Filipovski oglądał filmy wyreżyserowane przez Quentina Tarantino. Po przybyciu do Den Bosch zgorzelczanie zakwaterowali się w niedaleko położonym od Maasport Sports & Events Arena hotelu Mercure. Rozpoczęło się odliczanie do spotkania, w którym uznawani byli za faworyta…
W hali byliśmy dwie godziny przed meczem. Obiekt jest kameralny i może pomieścić blisko 3 tysiące widzów.
– W Zgorzelcu coś takiego w zupełności by nam wystarczyło – stwierdził Edward Żak, asystent trenera Saso Filipovskiego.
Im bliżej zawodów, trybuny coraz szczelniej zaczęły się wypełniać. Wśród blisko 1500 widzów znalazła się 20-osobowa grupa fanów czarno-zielonych. Połowa z nich miała jednego idola.
– Na mecz przyjechali moi najbliżsi. Nie mogłem więc dać plamy – przyznał Thomas Kelati. W trudnych momentach Amerykaninowi nie drżała ręka, bezdyskusyjnie był najlepszym graczem na parkiecie, a zgorzelczanie ostatecznie zwyciężyli Holendrów 77:70. Uczynili przy tym ogromny krok do wyjścia z grupy.
Trudno się zatem dziwić, że podczas wieczornej kolacji panowała świetna atmosfera, a prezes Krygier pozwolił swoim pupilom wypić nawet po małym piwie. Jedynie trenerowi Filipowskiemu samopoczucie nie pozwoliło na cieszenie się sukcesem. Szkoleniowiec nie czuł się najlepiej i wraz z klubowym kierowcą Janem Kulasem samochodem wrócił do Zgorzelca.
Słoweńcowi nastrój poprawiła chorwacko-serbska muzyka. Dowód? Nucąc, ostatnie 160 km trasy sam spędził za kółkiem.
– Musiałem sobie przypomnieć, jak się prowadzi auto. Na święta wyruszam w rodzinne strony do Ljublany – tłumaczył.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto