Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po 10 latach od zabójstwa dwójki studentów w Górach Stołowych prokuratura wraca do sprawy

Masłgorzata Moczulska
– Wciąż zastanawiam się, czy zrobiliśmy wszystko w tej sprawie– mówi Janusz Bartkiewicz, emerytowany policjant, który przez pięć lat zajmował się tym śledztwem.
– Wciąż zastanawiam się, czy zrobiliśmy wszystko w tej sprawie– mówi Janusz Bartkiewicz, emerytowany policjant, który przez pięć lat zajmował się tym śledztwem.
Niebieski szlak z Karłowa na Narożnik, niewielki, ale malowniczy szczyt w Górach Stołowych. Kilkaset metrów wspinaczki. Przy ścieżce dwa krzyże połączone łańcuszkiem.

Niebieski szlak z Karłowa na Narożnik, niewielki, ale malowniczy szczyt w Górach Stołowych. Kilkaset metrów wspinaczki. Przy ścieżce dwa krzyże połączone łańcuszkiem. Na nim tabliczka z napisem „Byli młodzi, wrażliwi, pełni radości życia. Zginęli od kul zabójcy, w górach, które tak ukochali”. Przy krzyżach wyrwana trawa, kwiaty.

– Ludzie wciąż pamiętają o tym, co wydarzyło się tu dziesięć lat temu i czekają na to, że ktoś odpowie za tę zbrodnię – mówi Maria Terka, mieszkanka Karłowa. To morderstwo wstrząsnęło nią bardzo. Miała córkę w wieku Ani. Wszyscy wtedy zadawali sobie pytanie: dlaczego? Bali się o swoje dzieci. Przez wiele tygodni nie chodzili w góry.
Był upalny sierpień 1997 roku. Anna Kembrowska i Robert Odżga, studenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu, wędrowali szlakiem w okolicy Karłowa. Szli na obóz naukowy, który miał się odbyć w miejscowym schronisku. Byli jego współorganizatorami. Oboje bardzo zdolni, najlepsi studenci na roku. Zakochani w sobie, górach, przyrodzie. Do schroniska nie dotarli. Zaniepokojeni znajomi zawiadomili rodziców Roberta. Mieszkali niedaleko, w Międzylesiu. To oni poprosili o pomoc GOPR i policję. Ratownicy początkowo myśleli, że studenci postanowili przejść na czeską stronę i tam się zatrzymali. Jednak rodzice zaginionej pary powtarzali, że to odpowiedzialni ludzie i na pewno nie zrobiliby czegoś takiego. Rozpoczęły się poszukiwania. Ratownicy byli pewni, że szukają rannych podczas wspinaczki, ale żywych turystów.

Mylne tropy
27 sierpnia 1997 roku o godz. 16.20 pies jednego z ratowników znalazł ich zwłoki kilka metrów poniżej szlaku na Narożnik.
– To było straszne – wspomina Zbigniew Jagielaszek z GOPR-u. – Wokół unosiła się mdła woń rozkładających się ciał. Leżeli dziesięć metrów od siebie. Oboje mieli ściągnięte do kolan spodnie.
Rozpoczęło się intensywne śledztwo. Sekcja zwłok potwierdziła to, o czym nikt nawet nie myślał – zostali zamordowani, zginęli od strzałów w głowę.
– Za spust pociągał fachowiec – uważa Janusz Bartkiewicz, emerytowany policjant, który przez pięć lat zajmował się tą sprawą. – W dodatku upozorował gwałt. Nie mieliśmy motywu, ani świadków, choć do zbrodni doszło w biały dzień, a podczas wakacji w górach było mnóstwo turystów. Trudno nam było ruszyć z miejsca. Rozważaliśmy motyw rabunkowy. Zginął jednak tylko pamiętnik tej dziewczyny, zegarek i aparat fotograficzny. Byliśmy pewni, że to były przypadkowe ofiary. Po prostu znaleźli się tam w nieodpowiednim czasie. Może sfotografowali coś, czego nie powinni, może coś zobaczyli...
Przez blisko rok trwało bardzo intensywne śledztwo. Przesłuchano dziesiątki osób, sprawdzono wszystkie poszlaki, szukano skradzionego aparatu. W którymś momencie policjanci myśleli, że są blisko. Kiedy okazało się, że broń, z której strzelano, jest wyprodukowana w Czechach, powiązano to ze zbiegiem z tamtejszego więzienia, który mógł w tym czasie ukrywać się w górach. Mężczyzna został schwytany, ale wykluczono, by to on był zabójcą. W końcu we wrześniu 1998 roku śledztwo w prokuraturze umorzono.

Nowe wątki
Wciąż jednak zajmowali się nim policjanci z wydziału kryminalnego.
– Należy jeszcze raz dobrze sprawdzić trop prowadzący do grupy międzynarodowych neofaszystów – uważa Janusz Bartkiewicz. – W 2003 roku dotarłem do ludzi, którzy powiedzieli mi coś, co wcześniej przeoczyliśmy. W tym czasie w górach przebywali neofaszyści. W pobliskich Dusznikach organizowali sobie potajemne zloty. Po zabójstwie od razu stamtąd zniknęli i przez kilka lat nie pojawiali się w tym rejonie.
Ania i Robert mieli długie włosy, zwiewne ubrania, wyglądali jak hippisi. Mogli być celem. Dodatkowo nieprzypadkowa wydaje mi się data morderstwa – była to dziesiąta rocznica samobójczej śmierci Rudolfa Hessa – prawej ręki Hitlera – który jest idolem współczesnych organizacji faszystowskich.
– Szybko powiązałem to z zeznaniami turystów, którzy tego dnia szli niebieskim szlakiem. Twierdzili, że widzieli w górach mężczyzn w ubraniach moro. Nie zdążyłem już tych informacji sprawdzić.
Sprawdzi je prokuratura.
– Ta sprawa ciągle jest w naszym zainteresowaniu. Policjanci wciąż badają nowe wątki – zapewnia prokurator Grzeszczak.

Bóg tak chciał
Na cmentarzu w Międzylesiu na grobie Roberta palą się znicze.
– Był taki młody i szczęśliwy – wspomina Edward Odżga, ojciec chłopaka. – Za trzy tygodnie miał bronić pracę magisterską. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ktoś go zabił. To był dobry, wrażliwy chłopak, nigdy nikomu nie zrobił nic złego. Widocznie Bóg tak chciał... Nie chcę o tym rozmawiać, wracać do tego, to boli... •

Nigdy nie jest za późno
W Polsce jest zaledwie kilku policjantów specjalizujących się w szukaniu sprawców zabójstw sprzed lat i rozwiązywaniu spraw umorzonych. To Archiwum X, grupa śledczych przy wydziale kryminalnym Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
– Zaczynamy wtedy, gdy inni już skończyli – mówi jej oficer operacyjny. – I, co najważniejsze, bardzo często udaje nam się po latach znaleźć sprawców zbrodni. Nie ma znaczenia po ilu latach, choć oczywiście łatwiej jest po pięciu niż po piętnastu. W pracy stosujemy zarówno metody operacyjne, nowoczesne zdobycze techniki, jak i te niekonwencjonalne. Nie boimy się korzystać z pomocy choćby jasnowidzów. Często sprawa rozwiązuje się przy okazji innej lub po prostu ktoś zauważa to, co jego poprzednicy przegapili. Spotykamy się z tym często. Wiadomo, że będąc na miejscu zdarzenia, jest się bardziej zaangażowanym. Od początku prowadzący postępowania obierają jakiś wątek czy nić, po których starają się poruszać. Nam jest łatwiej: po pierwsze dlatego, że robimy to z perspektywy czasu, po drugie nikt nie stoi nad nami i nas nie ponagla. Niekiedy czas działa wręcz na naszą korzyść. Przez lata, osoby, które popełniły zbrodnię, muszą sobie radzić z napięciem. W pewnym momencie zaczynają pękać, nie wytrzymują psychicznie i wtedy najczęściej popełniają jakiś błąd.

– Wciąż zastanawiam się, czy zrobiliśmy wszystko w tej sprawie– mówi Janusz Bartkiewicz, emerytowany policjant, który przez pięć lat zajmował się tym śledztwem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto