Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Jawny: Nie popadajmy w hurraoptymizm. W młodzieżówce stosunkowo łatwo zrobić wyniki

Rafał Hydzik
WKS Śląsk Wrocław SA / Krystyna Pączkowska
Ponad 13 lat w WKS-ie Śląsk Wrocław, zarówno jako piłkarz, jak i trener. Zajmował się młodzieżą, a obecnie nadzoruje drugą druzynę. Mało kto zna zaplecze wrocławskiej drużyny tak dobrze, jak Piotr Jawny.

Funkcja trenera drugiej drużyny jest dosyć niewdzięczna. Kadra się zmienia z tygodnia na tydzień, nie można ustalić stałej jedenastki
To prawda, mam bardzo specyficzną pracę. W ciągu tygodnia trenujemy określone schematy, a w dniu meczu „spada” trzech, czterech zawodników z pierwszego składu i trudno jest przełożyć je na boisko. Jestem trenerem, ale przeważnie nie mam większego wpływu taktycznego, raczej działam w sferze mentalnej. To niewdzięczne, ale fascynujące. Pracuję z grupą niesamowicie utalentowanych chłopców, którzy są zaangażowani i pozwalają mi czerpać satysfakcję z pracy.

Niektórzy zawodnicy, szczególnie ci młodzi, którzy ocierają się o pierwszy skład, traktują mecze w rezerwach jako karę, przymus. To jest odczuwalne?

Nikogo nie trzymamy na siłę. Jeśli dany zawodnik nie jest jeszcze gotowy na pierwszą drużynę, a celuje wyżej, to zwykliśmy dokładać wszelkich starań, by zorganizować mu możliwość gry na wypożyczeniu. Początek każdej rundy przypomina dworzec – jeden pociąg odjeżdża, drugi przyjeżdża. Tych zawodników, którzy zostają, staramy się mobilizować. Myślę, że dużym argumentem jest świadomość ciągłej obserwacji drugiej drużyny przez sztab trenera Vitezslava Lavicki. Ostatnio podobną rozmowę przeprowadziłem z Szymonem Kroczem. Jesienią był wypożyczony do Foto-Higieny Gać, gdyż chciał grać w wyższej lidze. Tamtejsze treningi nie spełniały jednak jego oczekiwań, więc zamiast wysyłać go do kolejnego klubu, przekonaliśmy go, by został w Śląsku, gdzie będzie pod okiem trenera pierwszej drużyny.

Opieracie się na młodych zawodnikach, bo taka jest specyfika drużyny. W czwartej lidze daje to wyniki, ale czy taka kadra wystarczy na trzecią?
Drużyna rezerw stanowi mieszankę utalentowanych juniorów, „spadków” z pierwszej drużyny i trzeciego rodzaju – piłkarzy, którzy mają już 23/24 lata i studiują we Wrocławiu, albo po prostu nie chcą wyjeżdżać z miasta. Najczęściej nie czeka ich wielka kariera w futbolu, ale dla naszej drużyny stanowią dużą pomoc. Oprócz tego liczymy na przyszłościowe transfery pierwszej drużyny, które jeszcze nie łapią się do ekstraklasy. Nasi juniorzy niedawno rozegrali sparing z seniorską drużyną Piasta Żmigród i wygrali 1-0. Wiadomo, że to tylko sparing, ale są podstawy do optymizmu. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że w trzeciej lidze nie chodzi o awans. Takie firmy jak Zagłębie Lubin i Lech Poznań walczą o drugą ligę, a my chcielibyśmy skupić się na spokojnym utrzymaniu. Przede wszystkim liczymy na argument do zatrzymania młodych, którzy teraz wolą grać na wypożyczeniu.

Patrząc na tabelę CLJ, młodzież Śląska nie odstaje od pozostałych, a w wynikach strzeleckich jest istnym hegemonem. Nie możemy się już powoli przymierzać do Lecha i Zagłębia?
(śmiech) Zdecydowanie zbyt szybko popadamy w hurraoptymizm. W piłce młodzieżowej stosunkowo łatwiej zrobić wynik. Najbardziej widoczne są wówczas różnice fizyczne – niektórzy utalentowani chłopcy dojrzewają znacznie później. Piłka nożna jest sportem drużynowym, ale jeśliby spojrzeć na nią z odpowiedniej strony, staje się sportem indywidualnym. Każdy pracuje na swoją markę, którą później sprzedaje na rynku. Dlatego w przypadku młodych piłkarzy, trzeba się przyglądać każdemu z osobna, a nie patrzeć na wyniki drużynowe. Czasami najbardziej wyróżnia się zawodnik drużyny, która przegrała 4:0. Dla nas najistotniejsze jest, by najlepszy był właśnie nasz zawodnik. Cieszę się jednak, że robi się głośno o naszej akademii. Ludzie zaczynają dostrzegać nasz rozwój.

Nasuwa się więc pytanie – z perspektywy trenera, który miał swój wkład w obie drużyny, dla 17/18 – letniego piłkarza, jak Aleksander Paluszek, czy Piotr Samiec-Talar, bardziej korzystna jest gra w rezerwach, czy w CLJ?
Niektórzy uważają, że w CLJ jest wyższy poziom, bardziej techniczny. Ja się z tym nie zgadzam, uważam, że ci zawodnicy powinni już grać w seniorskiej piłce. Owszem, w czwartej lidze czasami trafi się zawodnik z „brzuszkiem”, ale aspekt fizyczny jest szalenie istotny dla rozwoju młodych piłkarzy. Kiedy Alek Paluszek pojechał na zgrupowanie reprezentacji Polski, był jedynym, który jeszcze trenował w juniorach. W ligowym meczu ze Zjednoczonymi Żarów włączyłem go już do mojej drużyny, zanotował asystę i liczę, że będzie grał z nami coraz częściej.

Ten przeskok czasem bywa dla młodych zawodników decydujący, niekoniecznie w pozytywną stronę. Mam na myśli Mariusza Idzika, który w juniorach strzelał bramki jak maszyna, a teraz gra w II lidze...
Niektórzy piłkarze osiągają swój najwyższy poziom w wieku 18 lat i później ich rozwój hamuje, tak jak w przypadku Mariusza. Ja sam w tym wieku patrzyłem, jak moi rówieśnicy jeździli na zgrupowania, a kilka lat później piłkarsko ich prześcignąłem. Największą sztuką jest przewidzieć, jak zawodnik będzie wyglądał za 4/5 lat. To wymaga dużo doświadczenia i jeszcze więcej danych do przeanalizowania. Trzeba wziąć pod lupę czysty warsztat, odstawić na bok walory fizyczne. Ja zawsze powtarzam, że ilość miejsc w piłce seniorskiej jest ograniczona. Ograniczona i zawsze stała. Trzeba więc wejść i wygrać rywalizację. Chcesz grać w Śląsku na pozycji stopera? Wygryź Celebana i Gollę.

Może Pan więc zdradzić, gdzie za 4/5 lat będzie Samiec-Talar?
Indywidualne oceny potencjału zostają między trenerami. Ja sam ściągałem Piotrka ze Środy Śląskiej trzy lata temu. Ma niesamowite zwody, balans ciała, gra lewą nogą, przez co trudno go odgadnąć. Ma jednak dużo pracy przed sobą, przede wszystkim w grze defensywnej.

A jak się Pan zapatruje na zbliżający się wielkimi krokami przepis o młodzieżowcu?

Z jednej strony jestem przeciwny sztucznym regulacjom, z drugiej strony rozumiem tę decyzję. Polskie kluby mają opór we wprowadzaniu nowych zawodników, grają głównie na wynik, bez szerszych perspektyw. Przez to młodym miejsca zabierają obcokrajowcy, niekoniecznie wysokich lotów. Zależność jest prosta – nastolatek nie gra, to się nie rozwija. Dzięki temu przepisowi będą się wreszcie przebijać. Jeden będzie na murawie, więc dwóch kolejnych będzie czekać na ławce na zmianę. Jestem za tym, by odważnie stawiać na młodych zawodników, choć rozumiem powściągliwość trenerów, w naszych realiach trzy kolejne przegrane często oznaczają zwolnienie. Chodzi o to, by obie te potrzeby wypośrodkować.

W kadrze WKS-u są piłkarze, którzy mogą ten przepis pomóc realizować?

Najwyżej w hierarchii są Adrian Łyszczarz i Sebastian Bergier. Pierwszy z nich gra w reprezentacji i to dobrej reprezentacji. Kiedyś zawodnik z takim statusem miał bez problemów pierwszy plac w ekstraklasowej drużynie. Myślę teraz o Mirku Drączkowskim, Andrzeju Rudym, Marku Kowalczyku, czy Irku Kowalskim. Bergier także ma potencjał, by grać. W rezerwach mamy kilka ciekawych nazwisk – Mateusz Młynarczyk, Szymon Krocz, Grzegorz Kotowicz.


Jest też kapitan, Adrian Sobczak, ale jego już chyba regulacje nie obejmą

Zgadza się, dla zawodników z jego rocznika ten przepis będzie zabójczy. Żałuję, że nigdy wcześniej nie dostał szansy. Jest naprawdę mocnym punktem drugiej drużyny i przede wszystkim jest stąd, z Wrocławia. Co jakiś czas szepczę o nim trenerom pierwszej drużyny, mam nadzieję, że jeszcze zagra w ekstraklasie.

Trudno nie zauważyć, że bogactwa na bokach obrony w Śląsku nie ma. Wraca też Kamil Dankowski, którego rozwój ostatnimi czasy mocno przyhamował. Osiągnie jeszcze dawny potencjał?
Jestem zdania, że jeżeli dany zawodnik przez określony czas pokazywał wysokie umiejętności, to w każdej chwili może do nich wrócić. Trudno powiedzieć, czy w przypadku Kamila decydująca była kontuzja, czy decyzje trenera. Boczni obrońcy pierwszej drużyny najmłodsi nie są i Kamil, czy Adrian mogą wkrótce wskoczyć na ich miejsce.

A jak prezentuje się sytuacja Mathieu Scaleta? Niejednokrotnie stał na progu pierwszej drużyny, a nie zapominajmy, że do Śląska trafił, gdyż nie był zadowolony ze swojej pozycji w Wiśle. Jak Pan widzi jego najbliższą przyszłość?
Staramy się go mobilizować, ale to trudne, kiedy nie pojawiają się perspektywy gry w pierwszej drużynie. To świetny zawodnik, ma niesamowite umiejętności motoryczne, instynkt strzelecki i umiejętność znalezienia się w polu karnym. Mathieu będzie grał zawodowo w piłkę, ale raczej sytuacja zmusi go do szukania szans w niższych ligach.

Wątpliwości budzi także sytuacja Michała Bartkowiaka. Miał rewelacyjną rundę jesienną, a teraz leczy zerwane więzadła. Za pół roku nadal będzie piłkarzem Śląska?
Kwestia kontraktów należy do dyrektora Dariusza Sztylki. Michałowi trudno może być wrócić po takiej kontuzji, niewykluczone więc, że będzie musiał szukać gry w innych zespołach. Życzę mu jak najlepiej i mam nadzieję że będzie jeszcze grał w piłkę, bo kocha to robić.

Czeka was półfinał rywalizacji w regionalnym Pucharze Polski. Jak poważnie traktujecie te rozgrywki?

Bardzo poważnie. Ze względu na specyfikę tych rozgrywek, nie dostajemy spadków z pierwszej drużyny, co tworzy świetną okazję dla niżej notowanych zawodników. Czasami też trafia się na zespoły z wyższych lig, co jest sporym doświadczeniem. W ubiegłym tygodniu trener Lavicka zorganizował grę wewnętrzną, starsi na młodszych. Po meczu młodzi mówili, że czekają na rewanż na poziomie centralnym Pucharu Polski. Są ambicje.

A czy w waszej grze powielane są schematy, które praktykuje trener Lavicka? Czy nie ma Pan nacisku ze strony pierwszej drużyny?
Trudno byłoby je powielać, ze względu na zupełnie inny charakter rywalizacji w lidze. W Czwartej lidze to my dominujemy, gramy atakiem pozycyjnym, a nasi rywale najczęściej się cofają i niestety – grają tylko do pierwszej bramki. Pierwszy zespół gra w bardziej wyrównanej lidze, skupia się na defensywie i kontrowaniu. Staramy się jednak utrzymać jednolitą filozofię z tą, która panuje w akademii.

Potrafi Pan przewidzieć przyszłość zawodników, a swoją? Jakie ma Pan plany na najbliższą przyszłość?
Trudno cokolwiek zaplanować w tym zawodzie. Zawsze, odkąd byłem piłkarzem, podchodziłem ambitnie do tego, co robię. Z pewnością planuję kurs UEFA Pro, celem doskonalenia swojego warsztatu. Chciałbym trenować jak najlepsze drużyny, jak jest to możliwe.

Posada pierwszego trenera w Śląsku Wrocław – marzenie?
Nie używam tego słowa. „Marzeniem” może być nieśmiertelność. Preferuję słowo „cel”. Tak, najwyższa klasa rozgrywkowa, czy to w Polsce, czy za granicą jest moim celem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto