Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłka ręczna: Jacek Będzikowski wrócił do WKS-u

Paweł Pluta
Jacek Będzikowski (w zielonej koszulce) skończy wkrótce 40 lat, a wciąż gra, i to jak
Jacek Będzikowski (w zielonej koszulce) skończy wkrótce 40 lat, a wciąż gra, i to jak Janusz Wójtowicz
W barwach Śląska Wrocław zdobył mistrzostwo Polski w 1997 roku. Potem 13 lat grał w Bundeslidze. Teraz wrócił do WKS-u, żeby pomóc w awansie do Superligi piłkarzy ręcznych. O Jacku Będzikowskim pisze Paweł Pluta

Będzikowskich w polskiej piłce ręcznej jest dwóch i trudno ich odróżnić. Bliźniacy Jacek i Piotr przyszli na świat 22 października 1972 roku w Legnicy. I w tamtejszej Miedzi, w wieku 13 lat rozpoczęli przygodę ze szczypiorniakiem. Wszystkie szczeble - od młodzika przez juniora do seniora - przechodzili razem. Występowali jako rozgrywający. W wieku 22 lat ich drogi się rozeszły. Piotrek przeszedł do Zagłębia Lubin, później do Chrobrego Głogów, by w końcu wrócić do Miedzi.

Jacek trafił do Śląska Wrocław. I choć w tym klubie występował tylko cztery sezony, to zapałał miłością do "Ślązeczka" i Wrocławia. Gdy przeszedł do najbardziej utytułowanej sekcji w historii polskiej piłki ręcznej, jej trenerem był Bogdan Falęta.

- Jacek był wyróżniającym się zawodnikiem już jako junior. Trafił do pierwszego składu Śląska. Był uniwersalnym graczem, pełnił rolę mózgu drużyny i parł ją do przodu. Potrafił dobrze grać i w obronie oraz rzucać bramki - mówi eksszkoleniowiec Śląska. - Jacek był bardzo lubiany przez kolegów, łagodził konflikty, potrafił stworzyć atmosferę, a to bardzo ważne w grach zespołowych - dodaje Bogdan Falęta.

Potem trenerem wrocławskiej siódemki został legendarny i nieżyjący już Jerzy Klempel.

- Wspominam go jako wielkiego gracza. Szkoda, że nie ma go już wśród nas - mówi Jacek Będzikowski, który w barwach Śląska zdobył mistrzostwo Polski (1997), wicemistrzostwo (1998) i dwa brązowe medale (1995 i 1996). W tym czasie w Śląsku grali też zawodnicy, z którymi spotkał się po latach, gdy w tym roku wrócił do reaktywowanej sekcji. Mowa o Tomaszu Foldze (dziś jest trenerem WKS--u), Danielu Grobelnym (występują wspólnie na rozegraniu) oraz Jacku Olejniku (zasiada we władzach klubu).

- Tamten okres gry w Śląsku wspominam zawsze bardzo miło. Podobnie jak samo miasto - mówi Jacek Będzikowski. Choć początki nie były łatwe. Pierwszym stałym lokum był mały pokój koło słynnej salki przy ul. Saperów. Potem przeprowadził się do mieszkania przy ul. Strzegomskiej. Oprócz gry podjął też studia na Akademii Wychowania Fizycznego, której jest absolwentem. - Na uczelni poznałem swoją przyszłą żonę, Jolę. Mamy dwójkę dzieci: Jacka juniora (15 lat) i Hanię (7 lat) - opowiada zawodnik.

Jako utalentowany gracz, Jacek Będzikowski został szybko zauważony przez ówczesnego selekcjonera kadry Bogdana Kowalczyka. Zadebiutował w niej w 1993 roku. W sumie w koszulce z orzełkiem na piersi wystąpił w 102 meczach, a przygodę z kadrą zakończył już za czasów selekcjonera Bogdana Wenty.

W 1998 roku otrzymał propozycję gry w Bundeslidze. - Nie wahałem się, bo gra w najsilniejszej lidze świata jest olbrzymim wyróżnieniem. Wtedy niełatwo było tam trafić, bo w jednym zespole mogło występować tylko dwóch obcokrajowców - wspomina pan Jacek. Wyjechał do Dormagen, choć w ogóle nie znał niemieckiego. Ale szybko nauczył się nowego języka. W Bundeslidze spektakularnych sukcesów nie odniósł, jednak sam fakt, że przez tyle lat grał (a nie siedział na ławce rezerwowych) w najsilniejszej lidze musi budzić szacunek i uznanie.

Grając w Niemczech, wiedział, że prędzej czy później, ale na pewno wróci do Polski, a przede wszystkim do Wrocławia, bo w kraju naszych zachodnich sąsiadów nie chciał zamieszkać. Choć na pewno sporo tam zarobił, a w porównaniu do warunków panujących wówczas w polskich klubach, miał eldorado. W Bundeslidze zawodnicy mieli służbowe samochody, przestronne domy, bardzo solidne pensje płacone na czas i opiekę medyczną na wysokim poziomie. W Polsce można było tylko o tym pomarzyć...

Z myślą o powrocie do Wrocławia już wcześniej kupił dom przy ul. Cesarzowickiej. Jednak gdy rok temu postanowił zakończyć karierę zawodniczą, otrzymał ofertę objęcia stanowiska I trenera w występującym w Superlidze Zagłębiu Lubin.
- Rok temu miałem kontuzję i postanowiłem sprawdzić się w zawodzie trenera i pojechałem do Lubina. Co prawda w Zagłębiu coś się nie udało, ale nie zrezygnuję z marzenia o trenerce, bo chcę pracować w tym zawodzie - mówi Jacek Będzikowski, który został zwolniony w trakcie sezonu, ze względu na słabe wyniki zespołu.

Wkrótce zaskoczył chyba wszystkich, bo zdecydował się wrócić na parkiet. - Nie musieliśmy długo namawiać Jacka, by wrócił go gry. Dalej tli się w nim duch zawodnika i po krótkiej rozmowie udało nam się dojść do porozumienia. Jacek jest bardzo dobrze przygotowany do sezonu i na pewno bardzo nam pomoże - mówi Daniel Grobelny, drugi, grający trener Śląska walczącego w tym sezonie o awans do Superligi.

- Historia zatoczyła koło. Zawsze marzyłem, aby na koniec kariery wystąpić jeszcze w Śląsku. Gra w zielonej koszulce Śląska sprawia mi ogromną przyjemność. Nie patrzę, ile czasu jeszcze pogram, na pewno tak długo, jak zdrowie pozwoli i jak będę odczuwał z tej gry satysfakcję - zamyśla się Jacek Będzikowski.

- Z Jackiem znam się od czasów juniorskich. To profesjonalista w każdym calu. Jego doświadczenie na pewno nam się przyda. Nasza współpraca po latach układa się bardzo dobrze - przyznaje trener wrocławian Tomasz Folga.
Po 13 lat grał w Bundeslidze, niedawno zadebiutował w I lidze polskiej (to druga klasa rozgrywkowa). Jak odnajduje się w tych nowych realiach?

- Na pewno jest ogromna różnica. Ale proszę pamiętać, że ja przez rok nie grałem. Sam potrzebuję czasu, aby dojść do formy. Kondycyjnie jest OK. To zasługa mojej żony, przy której nie czuje się 39 lat na karku. Nie mam jeszcze tylko takiego czucia piłki czy celności uderzenia. Po kilku meczach to powinno już wrócić - mówi zawodnik, który uważa się już za wrocławianina. - A z gry w I lidze w barwach Śląska czerpię niesamowitą przyjemność i radość. Na pierwszym meczu mieliśmy świetny doping publiczności, której było wyjątkowo dużo (ok. 2,5 tys. - przyp. red.). Mam nadzieję, że widzowie będą dalej tak licznie przychodzili na nasze mecze, a Śląsk z meczu na mecz będzie grał lepiej i myślę, że to wystarczy nam do wywalczenia awansu - dodaje.

Z rodziną mieszka teraz na wrocławskim osiedlu Toya Golf. - Jest tam cicho, dużo drzew, trochę wody, no i mnóstwo spokoju - wylicza Jacek Będzikowski, który przygotowuje się do kolejnego meczu, w którym Śląsk podejmie w niedzielę (godz. 14.30) w hali Orbita Gwardię Opole.

- Szkoda, że Jerzy Klempel nie doczekał takiego pojedynku, bo Gwardia to klub, w którym zaczynał - kończy rozgrywający wrocławskiego Śląska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto