MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Piękna i Bestia

Magda Piekarska
King Kong kończy w tym roku 72 lata. I w wielkim stylu wraca na ekrany Miałem niesamowity sen. Był w nim gigantyczny goryl, atakujący Nowy Jork. Coś niemożliwego do spełnienia. Chyba że w kinie Jest rok 1932.

King Kong kończy w tym roku 72 lata. I w wielkim stylu wraca na ekrany

Miałem niesamowity sen. Był w nim gigantyczny goryl, atakujący Nowy Jork. Coś niemożliwego do spełnienia. Chyba że w kinie

Jest rok 1932. Merian C. Cooper, podróżnik i dokumentalista, zwierza się współpracownikowi Ernestowi B. Schoedsackowi. Obaj myślą, że sen może być punktem wyjścia dla scenariusza skromnego filmu, który da widzom odrobinę wzruszenia. I pozwoli zapomnieć o smutnej rzeczywistości czasów wielkiego kryzysu, uciec w fantastyczny świat, zamieszkany przez potwory o czułych sercach.

To nie był Cary Grant
Dla równowagi wielkiej małpie dają do towarzystwa filigranową blondynkę. Nawiązują tym do historii o Pięknej i Bestii, w której potwór zakochuje się w wielkiej urody dziewczynie, a w finale okazuje się, że ohydna maska skrywa królewicza. W opowieści o Kongu grupa dokumentalistów pod wodzą Carla Denhama, z blond aktoreczką w ekipie, rusza na Wyspę Czaszek i tam znajduje gigantycznego goryla. Ten zakochuje się w pięknej Ann, ale po przewiezieniu do Nowego Jorku pędzi życie w niewoli. Ucieka z niej, z panną w garści, na dachy drapaczy chmur.
Z projektem Cooper i Schoedsack ruszają do wytwórni RKO – firma stoi na progu bankructwa, ale jaki potentat inwestowałby w obraz dwóch zapaleńców bez doświadczenia w fabule?
Szefowie RKO wyczuwają szansę, produkcja szybko rozwija się w całkiem spory projekt. Rolę dziewczyny King Konga zaproponowano Jean Harlow, ale platynowa blondynka ją odrzuciła, więc jako Ann pojawia się Fay Wray. Współpraca zaczyna się od nieporozumienia – aktorka sądzi, że jej partnerem, opisanym jako „najwyższy, ciemnowłosy gwiazdor w Hollywood” będzie... Cary Grant.

Potwór i królowa krzyku
Jak na lata 30., projekt był nowatorski. Do dziś, choć śmieszy przerysowane aktorstwo, wciąż robią wrażenie efekty specjalne. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, jaki warsztat mieli do dyspozycji ich autorzy. Choć na ekranie Kong miał jakieś piętnaście metrów wzrostu, to tak naprawdę był 45-centymetrową figurką, powiększoną okiem kamery. Powstał też model w naturalnych rozmiarach – żeby go „ubrać” użyto futer z 30 niedźwiedzi.
Dla widzów te kulisy nie miały znaczenia – walka z tyranozaurem czy finałowa scena na dachu Empire State Building, w której ogromna małpa broni się przed atakującymi ją samolotami, robiły wrażenie. Tak samo jak pełen przerażenia krzyk Fay Wray na widok King Konga (dzięki tej scenie okrzyknięto ją królową krzyku). Cooper i Schoedsack, jako byli zapaśnicy, sami instruowali animatorów, jak poprowadzić walkę Konga z tyranozaurem. A kończąca film kwestia „O, nie. To nie były samoloty. To Piękna zabiła Bestię” do dziś jest w pierwszej setce najsłynniejszych kinowych tekstów. I wyciska łzy z oczu największym twardzielom.
Kiedy producenci zastanawiali się nad tytułem filmu (były propozycje „Bestia”, „Małpa”, „Król małp” czy „Kong”), projektem zainteresował się wielki koncern MGM. Próbował odkupić od RKO prawa do obrazu za milion dolarów. Szefowie RKO odmówili. Wprowadzenie filmu na ekrany dało im 700 tys. więcej zysku, niż zarobiliby na transakcji. Pierwszy weekend wyświetlania ustanowił rekord tamtych lat – przyniósł 90 tys. dolarów.

Powroty do Konga
Do tej pory zrealizowano kilkanaście wersji tej historii. Pierwsza pojawiła się już w 1933, niedługo po wejściu na ekrany pierwszego tytułu – „Syna King Konga” zrealizował zresztą Schoedsack. Film opowiadał o powrocie Denhama na Wyspę Czaszek – reżyser spotyka tam syna wielkiej małpy, z którym się zaprzyjaźnia. W „Mighty Joe Young” (1949) bohaterem był wielki goryl wyhodowany w Afryce, który trafia do niewoli w Ameryce. W „Konga” (1961) szalony naukowiec i jego podopieczny – monstrualny szympans – sieją postrach w Londynie. Były jeszcze „Królowa Kong” i „King Kong żyje” (w obu pojawiał się wątek tym razem zupełnie zdrowej miłości bohatera do odpowiadającej mu wzrostem gorylicy), a także kilka – japońskich i amerykańskich – obrazów o potyczkach Konga z Godzillą.
Pierwszy remake klasyka zrealizowano w 1976 r. Reżyserem był John Guillermin, a przed kamerą zadebiutowała Jessica Lange. Finał rozgrywał się na dachach World Trade Center – pracownicy Empire State Building w proteście zorganizowali pikietę. Reżyserię proponowano Romanowi Polańskiemu i Samowi Peckinpahowi, jednak żaden się nie zgodził. Po niespełna trzydziestu latach okazuje się, że obraz nie wytrzymał próby czasu – zwłaszcza efekty specjalne, nota bene nagrodzone Oscarem, wydają się przestarzałe.

Marzenie życia
Jest 1969 r. Peter Jackson ogląda w telewizji starego „King Konga”. Jest oszołomiony – efektami i wzruszającą historią miłosną. A już finał, w którym wielka, zakochana małpa broni pięknej kobiety na szczycie drapacza chmur, wbija go w fotel. – Pomyślałem, że chcę robić filmy. Właśnie takie jak „King Kong” – powie po latach.
Natychmiast postanawia zrealizować własną wersję końcowej sceny. Korzysta z amatorskiej kamery, drucianego stelaża, prześcieradła i kawałka futrzanego kołnierza. Jako 12-latek ma gotowy scenariusz całości.
Do pomysłu wraca jako 34-letni reżyser z cyklem „Opowieści z krypty” i filmem „Niebiańskie istoty” w dorobku. Rolę Ann ma zagrać Kate Winslet, ale wytwórnia Miramax wycofuje się. Jej szefowie uznają, że szanse powodzenia są minimalne. Ale sukces „Władcy pierścieni” sprawia, że Jackson z dnia na dzień staje się jedną z największych gwiazd Hollywood. Łatwiej jest mu zdobyć ponad 200 mln dolarów na produkcję (część wykłada z własnej kieszeni). I realizuje marzenie życia. •

Recenzja filmu Petera Jacksona
Pełen sukces – tylko tak można nazwać nowego „King Konga”. To zarówno fascynujące kino przygody, melodramat o miłości niemożliwej, portret bezwględnego świata showbiznesu, jak i hołd złożony historii filmu. Reżyser zachowuje wierność pierwotnej wersji scenariusza – osadza akcję w r. 1933, do fabuły wprowadza niewiele znaczących zmian. Pojawiają się odniesienia do pierwszego „King Konga” – Carl Denham (Jack Black parodiuje tu Orsona Wellesa) chciałby powierzyć rolę niejakiej Fay, ale pracuje ona właśnie z Cooperem. Stąd do projektu trafia Ann (Naomi Watts). Te nawiązania kryją się też w stylizacji na lata 30. – od kroju napisów, otwierających film, przez musicalowy początek (Jackson portretuje Nowy Jork z równą wiarygodnością, co nierzeczywiste Rivendell), po przerysowaną konwencję melodramatycznych scen. Największą siłą filmu jest jego tytułowy bohater – przychodzi nam czekać na King Konga godzinę z okładem, ale jego pojawienie się wynagradza nam to w zupełności. W tej komputerowo wygenerowanej kreacji, podbudowanej ruchami i mimiką Andy’ego Serkinsa, nie ma grama sztuczności – ta małpa żyje, czuje, cierpi – jak żywa. I kocha z wzajemnością! A wady? W części filmu osadzonej na Wyspie Czaszek, Jackson nadmiernie ulega fascynacji efektami specjalnymi. Kolejne starcia – z dinozaurami, larwami, pająkami – są jak żywcem wyjęte z gry komputerowej. Skrócenie tych sekwencji wyszłoby tej opowieści na dobre. Ale poza tym – wielkie brawa! Historia kina zatoczyła koło – znów uciekamy przed rzeczywistością w filmowe fantazje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Lady Pank: rocznica debiutanckiej płyty

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto