Wrocławskie mass media |
O sprawie napisała "Rzeczpospolita". W listopadzie 2010 r. Paweł Miter, 25-letni wrocławianin, absolwent politologii na UWr, wysłał maila do Włodzimierza Ławniczaka, ówczesnego szefa TVP, w którym podał się za Jacka Michałowskiego, szefa kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego. Miter zaproponował stworzenie społeczno-politycznego programu dla młodych ludzi "Rozmowy na krawędzi", poprowadzonego przez wskazanego przez prezydenta dziennikarza, czyi samego siebie. W wiadomości prosił o dyskrecję.
Tego samego dnia otrzymał odpowiedź. Sprawą zajął się Marian Kubalica, dyrektor biura zarządu TVP - donosi "Rz". Miter i Kubalica spotykali się wielokrotnie, a pomysł stworzenia programu został przyjęty entuzjastycznie. Pod koniec 2010 r. Ławniczak zmarł, na stanowisku zastąpił go Bogusław Piwowar - jednak rozmowy na temat programu dalej trwały.
Miter wynegocjował 13 tys. brutto wynagrodzenia, dostał przepustkę do pomieszczeń telewizji i kilka razy korzystał z usług szofera TVP. Miesiąc temu okazało się, że programu nie będzie, bo został negatywnie zaopiniowany.
- Po pierwsze, okazało się, że ten człowiek jest nierzetelny, nie stawiał się na umówione spotkania, nie odpowiadał na telefony – mówi dla"Rzeczpospolitej" Marian Kubalica. - Po drugie, była negatywna opinia projektu programu ze strony redakcji publicystyki TVP 1, dotarła do nas informacja, że pan Miter ma wyrok w zawieszeniu, został skazany właśnie za tworzenie fałszywych adresów e-mailowych i wyłudzanie pieniędzy.
Jeziorek prostuje też w "Rz", że Miter miał tylko standardową przepustkę do sal studyjnych TVP i wcale nie mógł dysponować samochodem z kierowcą. Marian Kubalica przyznał jednak, że szefostwo telewizji publicznej dało się podejść. Sprawą zajmie się prokuratura.
O szczegółach afery w TVP, zbieraniu haków i dziennikarskich planach rozmawiamy ze sprawcą zamieszania - Pawłem Miterem.
Skąd pomysł na takie działanie?
Skłoniła mnie do tej akcji ubiegłoroczna, sierpniowa konferencja prasowa, na której ówczesny prezes TVP z nadania koalicji PO-SLD - śp. Włodzimierz Ławniczak, zapowiadał, że telewizja nie będzie polityczna. Postanowiłem to sprawdzić. Wysłałem do niego wiadomość z brytyjskiej strony sharpmail, natomiast większość rozmów prowadziłem z jego prawą ręką - Marianem Kubalicą, dyrektorem biura zarządu TVP.
Działałeś w pojedynkę?
Działałem we współpracy ze znajomym, Mariuszem Szczygłem z "Gazety Wyborczej". Prosiłem go o wsparcie redakcyjne. W ostatnich tygodniach żywo na ten temat dyskutowaliśmy, jednak w końcu "Wyborcza" materiału o mojej prowokacji nie puściła. W efekcie pod koniec stycznia skontaktowałem się z "Rzeczpospolitą", by to ona pilotowała tę akcję już w ostatnim etapie.
Nie boisz się zarzutu, że chciałeś sobie od samego początku załatwić tę posadę, a teraz zasłaniasz się prowokacją?
W pewnym momencie uciąłem kontakty z ludźmi z TVP, żeby sprawa nie zaszła zbyt daleko. Wtedy oni zorientowali się, że coś jednak jest nie tak. Gdybym chciał mieć tę pracę, to dziś nie byłoby afery, a ja siedziałbym w Warszawie i miałbym kasę na koncie, i program w TVP.
Nie obawiałeś się policji czy służb specjalnych?
Oczywiście, że się tego obawiałem. Dotknąłem pewnych ważnych instytucji i układów partyjnych, powoływałem się na ważnych funkcjonariuszy publicznych. We Wrocławiu kupiłem mieszkanie i bałem się, że na następny dzień wejdzie mi do domu ABW czy CBŚ.
Dyrekcja TVP twierdzi, że odkryła Twoją prowokację.
Pan Kubalica w dzisiejszym wydaniu "Rzeczpospolitej" twierdzi, że rozpracował mnie dawno temu. Pojawia się więc pytanie: Dlaczego, skoro wiedział o wszystkim, nie powiadomił o tym prokuratury? To należy do jego obowiązków, przecież jest pracownikiem spółki skarbu państwa. On tego wcale nie wykrył. Dziś zaprzeczył temu Jacek Michałowski, mówiąc wyraźnie, że nikt z szefostwa TVP nie próbował zweryfikować u niego mojej osoby.
Wypłacono Ci pieniądze z tytułu tej umowy?
Nie, ale tylko dlatego, że ja nimi nie byłem zainteresowany i świadomie podałem zły numer swojego konta. Bałem się, że jeśli wpłyną do mnie te pieniądze, to mogę być posądzony o ich wyłudzenie. Niektórzy mówią, że moja prowokacja była nieudana, bo nie dostałem kasy.
A co z Twoimi, opisywanymi przez przedstawicieli TVP, problemami z prawem?
Kompletna bzdura, to jest wynajdywanie takich brudów z przeszłości, czyli metoda ubecka. Dostałem grzywnę, a nie żaden wyrok w zawieszeniu. Półtora roku temu byłem zamieszany w pewną sprawę, ale ostatecznie zostałem oczyszczony z tych zarzutów. Wiem, że TVP zbiera na mnie haki, bo wyszedłem na światło dzienne z tą aferą.
Jak wyglądał Twój pomysł na program "Rozmowa na krawędzi"?
Program miał ruszyć pod koniec marca tego roku. Miał on zastąpić program Jana Pospieszalskiego "Warto rozmawiać" i jego formuła miała być podobna - dyskusja na tematy społeczne i polityczne, ale skierowana do młodych ludzi. W tle miał być grający DJ, tak jak u Wojewódzkiego. Pracownicy TVP, którzy dziś twierdzą, że moja propozycja się nie broni, wtedy w pełni ją akceptowali. Wszystkie rozmowy i ustalenia mam udokumentowane mailowo.
Dostajesz już jakieś propozycje pracy?
Chciałbym się spełnić jako dziennikarz. Chciałbym kontynuować motyw programu "Rozmowa na krawędzi", w końcu w tej dziedzinie już zadebiutowałem. Dostałem nawet propozycję pracy w jednej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych, ale nie wiem, czy traktować ją poważnie.**
Czytaj też:
- Piekielne podwórko przy św. Antoniego
- Deweloper vs. mieszkańcy ul. Gagarina
- Policyjna telewizja już działa
Matura 2011 - serwis specjalny | Zmień swoje drogowe miasto | Photo Day - serwis |
Kąpieliska i baseny we Wrocławiu | Rozkład jazdy MPK Wrocław | Dzieje się we Wrocławiu |
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?