Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Patriotyzm w genach

Maciej Sas
Zmieniające się systemy polityczne i kolejne rządy w Polsce nie mają wpływu przynajmniej na jedną rzecz - na zaufanie, jakim obdarzane jest polskie wojsko.

Zmieniające się systemy polityczne i kolejne rządy w Polsce nie mają wpływu przynajmniej na jedną rzecz - na zaufanie, jakim obdarzane jest polskie wojsko. To jedna z niewielu instytucji, z którymi większość z nas kojarzy anachroniczne dla niektórych terminy takie jak honor i patriotyzm. Czy słusznie?

Najmniejszych wątpliwości na ten temat nie ma generał Aleksander Bortnowski, zastępca dowódcy i szef sztabu Śląskiego Okręgu Wojskowego. - Po prostu wojsko zawsze zachowywało się odpowiedzialne - tłumaczy krótko. Początek rozmowy na temat wojska i patriotyzmu jest najgorszy z możliwych. Spóźniam się 10 minut. Generał natychmiast mi to wypomina. Później, już w trakcie rozmowy, nie omieszka kilka razy wspomnieć o poczuciu obowiązku. Zanim zaczniemy rozmawiać, nie zapomina również dodać, że nie nie przepada za spotkaniami z dziennikarzami. Jednak gdy zaczyna mówić o rodzinnych tradycjach wojskowych i poczuciu patriotyzmu, natychmiast rozkręca się, emocjonalnie reagując na moje zaczepki. Ale też i ma się czym pochwalić...

Wojskowe tradycje
- W moim domu rodzinnym mawiało się: ”Najpierw ojczyzna”. I zawsze starałem się do tego stosować - w głosie generała pobrzmiewa nuta dumy i patosu.
Po chwili wiem jednak, że nie ma w tym żadnej kokieterii. Po prostu dla mojego rozmówcy to rzeczywiście arcyważna rzecz. Na poparcie tego opowiada o swoich przodkach w wojsku polskim. Najpierw rozmawiamy o generale Władysławie Bortnowskim, który służył w legionach Piłsudskiego, a we wrześniu 1939 roku był dowódcą armii Pomorze. To właśnie ta armia wspólnie z armią Poznań pod dowództwem generała Tadeusza Kutrzeby brała udział w słynnej bitwie nad Bzurą. Generał Bortnowski był bratem dziadka Aleksandra Bortnowskiego. - Na zdjęciach jest nawet bardzo podobny do mnie - mówi szef sztabu ŚOW. - A właściwie chyba powinienem powiedzieć, że to ja jestem bardzo podobny do niego - śmieje się, poprawiając swoją pomyłkę. Żałuje, że nie udało mu się poznać tego znakomitego dowódcy. Władysław Bortnowski zmarł bowiem na emigracji w USA w 1966 roku. Generał dodaje, że również ojciec uczestniczył w kampanii wrześniowej. - Jako plutonowy był drugim adiutantem dowódcy armii Pomorze - opowiada. Co więcej w wojsku służył także również jego stryj. Ojciec Aleksandra Bortnowskiego, podobnie jak jego ówczesny dowódca, trafił do niemieckiego obozu. Za częste próby ucieczek był wielokrotnie karany. - Stał już nawet w kolejce do stracenia - opowiada generał. Ojciec generała po wojnie nie chciał kontynuować kariery wojskowej. Osiadł w Lipce Krajeńskiej na Pomorzu, gdzie zajmował się prowadzeniem gospodarstwa rolnego.

Twarde lądowanie
Opowieści o tradycjach rodzinnych i sąsiedztwo lotniska wojskowego w Dębrznie sprawiły, że 17-letni Aleksander postanowił związać się z armią. Poza tym jego starszy brat był już w szkole oficerskiej w Krakowie. - Postanowiłem zostać lotnikiem, więc w 1968 roku trafiłem przed oblicze wojskowej komisji lotniczej. Zamierzałem dostać się do Dęblina - opowiada generał stanowczym, mocnym głosem. - Wykryli jednak, że mam jakieś kłopoty ze zdrowiem. Napisali mi: ”Możesz latać, ale po ziemi”.
Trzeba było poszukać innej możliwości. Okazało się, że Szkoła Zmechanizowana we Wrocławiu miała w ofercie skoki spadochronowe. To zdecydowało o ostatecznym wyborze. Potem było już systematyczne pięcie się po szczeblach wojskowej kariery. Na pytanie, jak to możliwe, że syn właściciela ziemskiego i potomek przedwojennego generała, mógł spokojnie awansować w Ludowym Wojsku Polskim, generał Bortnowski odpowiada stanowczo. - Po prostu jestem odpowiedzialnym Polakiem. W domu uczono nas, że matkę, podobnie jak ojczyznę, ma się tylko jedną. Cokolwiek robisz, robisz głównie dla niej - tłumaczy generał nieco patetycznie.
Zarzeka się, że pochodzenie nie przeszkodziło mu nawet wtedy, gdy w 1978 roku wyjeżdżał studiować w Akademii Wojskowej im. Frunzego w Moskwie. Z dumą opowiada też o swoim spotkaniu z generałem Stanisławem Maczkiem. Doszło do niego w maju 1994 roku. - Mieliśmy rozmawiać 15 minut, ale rozmowa trwała ponad 2 godziny - wspomina Aleksander Bortnowski. - To było niesamowite przeżycie. Nie rozmawialiśmy o patriotyzmie, ale o odpowiedzialności, która spoczywa na nas - ludziach w mundurach.

Prywatna izba pamięci
Wszystkiemu, o czym opowiada generał Bortnowski, autentyczności dodają losy młodego pokolenia jego rodziny. - Mój syn zaczął studia w Wojskowej Akademii Medycznej - mówi. - Ale okazało się, że ma inne predyspozycje niż ja. On nie znosi słuchać rozkazów.
Za to wojskowymi lekarzami zostali dwaj bratankowie generała. - Mam z nimi doskonałe kontakty - chwali się zastępca dowódcy ŚOW. Opowiada też o licznych pamiątkach, które zgromadził w swojej domowej izbie pamięci. - Wygospodarowałem sobie na to mały pokoik na strychu - mówi rozpromieniony. Jego zdaniem słowo patriotyzm wcale się nie zdewaluowało. - Młodzieży wcale ten termin nie jest obojętny. Wiem, bo często spotykam się z młodymi ludźmi, szczególnie z harcerzami - opowiada z zaangażowaniem. - Tyle, że często rodzice i szkoła nie mają czasu, by w odpowiedni sposób przekazać te wartości dzieciom. A patriotyzmu nie można się potem nauczyć. W patriotyzmie trzeba się wychować.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto