MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Helena i wilki

Agata Ałykow
Helena Szczap z Niedźwiednika pracuje we włoskich domach od czterech lat. W ten sposób zarabia też jej córka (Włochy) i zięć (Niemcy).  fot. dariusz gdesz
Helena Szczap z Niedźwiednika pracuje we włoskich domach od czterech lat. W ten sposób zarabia też jej córka (Włochy) i zięć (Niemcy). fot. dariusz gdesz
We Włoszech Polacy pracują na czarno w skandalicznych warunkach Mały nożyk objechał w jej bagażu połowę Włoch. Czasem szepcze do jego czerwonej rączki: „obieraj migiem włoskie ziemniaki, bo cię do polskich ...

We Włoszech Polacy pracują na czarno w skandalicznych warunkach

Mały nożyk objechał w jej bagażu połowę Włoch. Czasem szepcze do jego czerwonej rączki: „obieraj migiem włoskie ziemniaki, bo cię do polskich nie zabiorę”. Helena Szczap, lat 60, od czterech lat jest na finansowej emigracji

Niedźwiednik, 4 lata temu. Helena siedzi na drewnianym stołku, w dłoni trzyma pędzelek. Obok, w miniaturowych naczynkach lśni gęsty jak śmietana lazur, mieni się złoto, rwie oko purpura. Bierze w rękę kruchą, szklaną bombkę. Wpatruje się w nią z ciekawością sroki. Pędzelkiem celuje w kolorową farbkę. Bańka przechodzi metamorfozę. Obrasta w błękitne niebo, cytrynową plażę, palmy, butelkę rumu w wiklinowym koszu.
Dłonie Heleny drżą, gdy na bombce kaligrafuje napis „Key West Florida”. Zdaje się jej, że wyczuwa zapach oceanu, gorący piasek pod stopami. Helenę ogarnia żal. Bańki pojadą na amerykańskie bulwary. Dotkną ich dłonie setek turystów, a potem staną na kominkach w salonach, zawisną na choinkach w nowych domach. Helena zostanie u siebie. Dzień będzie znowu taki sam. Krowy, pole, kury. – Po co mi to – łzy spływają po policzkach Heleny. Dlaczego nie spełniły się marzenia o życiu szczęśliwym?

Niedźwiednik, 13 lat temu
Gorące sierpniowe powietrze wdziera się w każdy kąt domu. Fartuch lepi się do skóry. Helena szykuje obiad. Zerka przez okno. Otwarte na oścież wrota stodoły ciągle są puste. Czeka. Wygląda jeszcze raz. Słyszy złowrogą ciszę unoszącą się nad domem.
Oczy przyzwyczajają się do mrocznego wnętrza stodoły. Helena widzi ciało męża. Głowa oparta o powróz dziecięcej huśtawki, ramiona bezwładnie opuszczone na klepisko. Helena spogląda na sterty siana, upakowane aż po strych.
Wydobywa się z niej krzyk. Biegnie do niej trójka dzieci.
Wynoszą mężczyznę na słońce. Helena odnajduje płytki oddech męża. Walczy o niego. Gdy podnosi się z kolan widzi, jak krwawi. Przez głowę przebiegają tysiące myśli. Co teraz będzie, co będzie...
Nad mężem pochyla się lekarz. Helena zastyga w oczekiwaniu. Słyszy chrupnięcie. Po chwili już wie, że to dźwięk kruszących się żeber. Jego oddech zastyga. Jak echo wraca pytanie: co teraz będzie...

Niedźwiednik, 4 lata temu
Popołudnie. Pani od amerykańskich bombek pyta:
– Pani Heleno, teściowa jedzie do pracy we Włoszech. Trochę się boi sama. Nie zabrałaby się pani razem z nią? Zarobi pani – proponuje.
Wyjeżdża tydzień później, bo w domu bieda.

Copagano, 4 lata temu, Beata, Jarosław
Polacy przyjeżdżają i wyjeżdżają. Ledwo wysiądą z autobusu, zjawia się Beata – pośredniczka. Od każdego bierze po 250 euro. Dopiero wtedy okazuje się, że wymarzona praca to fikcja. Helena nie zna języka i nie ma gotówki. Jest w potrzasku. Czeka na jakiekolwiek zajęcie jak na zmiłowanie.
– Beata zakwaterowała nas w wielkim pomieszczeniu, pełnym wybebeszonych sienników. Od podłogi ciągnęło okropnym chłodem. Okrywaliśmy się tym, co kto z kraju przywiózł – wspomina.
Usłyszała rozmowę Beaty z przyjaciółką. Włoskie wino rozwiązało im języki. Plotkowały o mężczyźnie, który przyjechał z Lublina. Miesiącami czekał na zlecenie. W końcu zniknął. Wszystkich zdziwiło, że zostawił paszport i torbę z rzeczami.
– Spaliliśmy je w szuwarach, żeby nie mieć kłopotu – opowiadała Beata koleżance. Helena zamarła.
Beata przebywa teraz w areszcie domowym. – Tylko dlatego, że niedawno urodziła trzecie dziecko – opowiada. – Gdyby nie to, trafiłaby do kryminału.
W bazie przyjazdów Helena poznała Jarosława. Też długo czekał na pracę. Trafił na farmę. – Przez trzy miesiące karmili go tam herbatnikami i odchudzonym mlekiem od czarnego bydła. Wysechł na wiór – opowiada Helena. – Kazali mu połapać gęsi na polu, ale ciągle mu odfruwały. Włosi się śmiali. Po kilku godzinach zabawy dali mu sidła na tyczkach.
Kiedyś Jarosław po pracy położył się na trawniku pod palmą. Obudził się dopiero po dwóch dniach. W końcu uciekł z farmy. Przewędrował na piechotę 30 kilometrów. Gdy stanął w drzwiach bazy Polaków, ledwie go poznali. Zarośnięty jak niedźwiedź, w obszarpanym ubraniu, z krwotokiem z odbytu.
– Dałam mu antybiotyki, które przywiozłam z kraju – wspomina Helena. – Lekarz mówił, że życie mu uratowałam.
Modena, 2 lata temu, Miguel
Dostała pracę opiekunki sparaliżowanej kobiety. – Nie było źle. Myłam ją, karmiłam, podstawiałam basen – opowiada.
Najgorsze były noce. Helenę budziły krzyki zza ściany. Zrywała się i leciała do staruszki. – Miguel, jej mąż, leżał w łóżku i prosił: czemu się nie odzywasz, porozmawiaj ze mną. Żona nie mogła odpowiedzieć, więc bił ją po twarzy. Broniłam jej, dochodziło do wielogodzinnych bijatyk – opowiada Helena.
Miguel jest psychicznie chory. Wsiadał czasem na rower i pędził przed siebie. Helena goniła go po mieście. Lekarze zalecali oddanie Miguela do domu opieki, ale dzieci się nie zgadzały.
– Gdy do staruszki miał przyjść lekarz, gospodyni kazała mi mówić, że babcia jest posiniaczona, bo upadła. Lekarz nie wierzył, odwracał się do mnie i robił miny – śmieje się Helena.
Po rodzinie z Modeny ma kiepskie wspomnienia. Prawnik pomaga jej odzyskać zaległą pensję.

Pozzuola Lido
Capri, 2 lata temu,
Wigilia

Helena u miejscowego bogacza, który ma restaurację i kawał modnej plaży. Przyjął ją do opieki nad dziećmi.
– Strasznie dużo ich było i żona nie dawała sobie rady. Miałam jej pomagać – coś ugotować, pobawić się z dziećmi – wspomina.
Najtrudniej było w Boże Narodzenie. – Ciągle myślałam o rodzinie. Że pieką ciasta, zapach gołąbków roznosi się po domu, że choinka będzie. Ciężko było mi na sercu – Helenie głos więźnie w gardle.
Włoskie święta w niczym nie przypominają polskich. Rozgardiasz jak co dzień, żadnej świątecznej krzątaniny.
– Można było oszaleć. Rodzice kupili dzieciom perkusje. Waliły w nie tak, że głowa pękała. Uciekłam do ogrodu. Patrzyłam na rozgwieżdżone niebo, palmy, kalie i płakałam – mówi.
Zasiedli do kolacji. Gdy zobaczyła co jest na stole, chciała zwymiotować. – Była ośmiornica w kawałkach, polana oliwą i octem. Do tego grilowane krewetki i kalmary. Pełno porcelany na stole, a nic do jedzenia. Błagałam Boga, by chociaż kawałek chleba podali – śmieje się Helena.
Gospodarz pozwolił jej zadzwonić do rodziny. – Potem skasował mnie na 50 euro.

Capri, 2 lata temu, Wielki Tydzień
Helena w domu kelnerki. Kobieta pracuje w nocy. Ma dwoje dzieci, ale nie bardzo się nimi zajmuje. Stołują się u babci. Helena może wziąć tylko to, co w chlebaku. Czasem trafia się pasta, czyli makaron z sosem. – Pyszny, ale był rzadko. Schudłam piętnaście kilo – mówi.
Przed Wielkanocą liczyła na zaliczkę, tydzień przed wypłatą. – Włoszka powiedziała, że nic nie da, bo pensję bierze ostatniego dnia miesiąca. Zostało mi w kieszeni 2 euro. Pomyślałam, że umrę z głodu – Helena denerwuje się. Zrozpaczona szła wijącymi się uliczkami. Patrzyła na domy, kawiarenki, ludzi.
– W biedzie świat ogląda się inaczej. Widziałam, że deptaki nie są czyste, że w uliczkach pełno psich kup i przechodnie są brudni – mówi.
Zaszła do kościoła. – Nie było nikogo prócz mnie. Uklękłam i strasznie płakałam – wspomina. Poczuła dłoń na ramieniu. Zdziwiona podniosła głowę. Pochylała się nad nią staruszka. Pytała czemu płacze. Powiedziała, że tęskni za krajem, rodziną. Kobieta przytuliła ją i odeszła. Zobaczyła kopertę. Było w niej 20 euro. – Chyba Bóg tak urządził, że nasze drogi się skrzyżowały. Nie prosiłam, nie żebrałam, a ona uratowała mi życie. To może On czuwa nade mną – Helena się wzrusza.

Niedźwiednik, teraz
Pytana o sylwestrową kreację śmieje się. Nie było balu z orkiestrą. Helena nie zawirowała w szalonym tańcu. Wolała nasycić się twarzami bliskich, domowymi utarczkami, zapachem kuchni. I zaczeła odliczanie: dwadzieścia, dziewiętnaście, osiemnaście... Gdy dobrnie do jedynki, spakuje bagaże, kupi bilet i pojedzie. Znowu stanie na progu domu jakiegoś Miguela i przestraszy się kalmarów... •

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

26-letni Ukrainiec próbował nakłonić Polaka do szpiegowania

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto