MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pampasy fotografii

Cezary Kaszewski, Tomasz Wysocki
Na plakacie zapowiadającym wystawę w Domku Romańskim - fotografia Witolda Gombrowicza. Wewnątrz galerii - archiwalne zdjęcia autora „Ferdydurke”, zreprodukowane w Argentynie.

Na plakacie zapowiadającym wystawę w Domku Romańskim - fotografia Witolda Gombrowicza. Wewnątrz galerii - archiwalne zdjęcia autora „Ferdydurke”, zreprodukowane w Argentynie. Jan Bortkiewicz, autor ekspozycji, chociaż sfotografował wiele miejsc – śladów obecności wielkiego pisarza, na wystawie umieścił tylko kilka. Wymieniając na wernisażu listę osób, które przyczyniły się do ekspozycji, ani słowem nie napomknął o Klementynie Suchanow pomysłodawczyni całego przedsięwzięcia.

Wrocławianka jest historykiem literatury, badaczką argentyńskich wątków w życiu i twórczości autora „Trans-Atlantyku”. Pod koniec roku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukaże się jej książka „Argentyńskie przygody Gombrowicza”.

Śladami pisarza

- Z kilku wypraw do Ameryki Południowej przywiozłam wiele zdjęć archiwalnych i własnych autorstwa oraz inne materiały, m.in. rękopisy i nieznane teksty – opowiada Klementyna Suchanow. Kiedy rok 2004 ogłoszono rokiem Gombrowicza, pomyślała, że warto byłoby je pokazać we Wrocławiu: - Moje fotografie są amatorskie, ale mają wartość dokumentu - podkreśla.
Postanowiła zainteresować pomysłem kilka osób. Trafiła do Jana Bortkiewicza, szefa galerii. On zapalił się do idei wystawy, szybko jednak doszedł do wniosku, że warto byłoby pojechać jeszcze raz śladami Gombrowicza i zrobić profesjonalne zdjęcia miejscom i osobom z nim związanym.
- Rozpoczęły się długie starania o dofinansowanie takiej wyprawy i ekspozycji, sama zabiegałam o środki w Instytucie Książki i Komitecie Obchodów Roku Gombrowicza, w Banku PKO. Złożyłam m.in. wniosek do wydziału kultury Urzędu Miejskiego o dotację, w którym Bortkiewicz figurował jako współtwórca projektu, a który został podpisany przez jego szefa Piotra Borkowskiego, dyrektora Ośrodka Kultury i Sztuki. Wszędzie, gdzie staraliśmy się o pieniądze, Bortkiewicz podkreślał moją znaczącą rolę w tym projekcie.

Historyk w kadrze

Ostatecznie Bortkiewiczowi udało się zdobyć pieniądze od prywatnego sponsora i razem z Klementyną Suchanow wyruszyli w czerwcu do Argentyny. Początkowo współpraca układała się poprawnie – badaczka zapewniła fotografowi noclegi u przyjaciół, zaprowadziła do miejsc związanych z Gombrowiczem, umożliwiła kontakty z jego znajomymi. Po tygodniu, w drodze do Cordoby, fotograf niespodziewanie zerwał współpracę.
- Zażądał zwrotu pieniędzy na wyprawę i nazwał mnie hochsztaplerką - relacjonuje badaczka. - Najwyraźniej uznał, że z naszej znajomości wyciągnął już wszelkie korzyści i nie będę mu już potrzebna.
Jan Bortkiewicz ma swoją wersję wydarzeń. - Ona przed wyjazdem pokazała materiały, które do niczego się nie nadawały – stwierdza. - Kontakty na miejscu nawiązałem dzięki ministrowi Tadeuszowi Iwińskiemu, który zadzwonił do ambasady. Załatwiłem pieniądze na wyjazd, a tą panią wynająłem jako przewodnika po Argentynie, ale się nie sprawdziła. Wciąż wchodziła mi w kadr. Prokuratora i UOP będą musiały też wyciągnąć wnioski, bo jak można wejść do obcego mieszkania i wyciągnąć sześć rękopisów Gombrowicza.
Pozostałym dziennikarzom, którzy interesowali się pomysłem i historią wystawy, Bortkiewicz powiedział, że pojechał do Argentyny sam.

Tango i nocnik

Suchanow po dwóch tygodniach wróciła do Polski. Bortkiewicz został w Argentynie jeszcze przez 3 tygodnie. Po powrocie badaczka wystąpiła do wydziału kultury z prośbą o wycofanie wniosku o dofinansowanie. Tymczasem Bortkiewicz po powrocie do kraju zajął się organizacją wystawy. Ponieważ zrezygnował z zamieszczenia na niej większości zdjęć, w przypadku których ustalenie autorstwa byłoby sporne, całość wypada dość kuriozalnie. Wystawa mogłaby być interesująca, gdyby pokazano nieznane dotąd miejsca pobytu Gombrowicza w Argentynie. Koniecznie z komentarzem, bo informacyjna zawartość samej fotografii jest ograniczona. W opisach zdjęć jest wiele błędów (np. zła pisownia nazwisk). W wielu przypadkach nie wiemy, co oglądamy – na wystawie znalazł się m.in. cykl „Tango – Nocnik”, nieopisany i możliwy do rozpoznania tylko dla kilku specjalistów w Polsce. Z kolei fragmenty argentyńskiego nieba, dzika natura, tancerze, egzotyczne kamienie nie mają żadnego związku z osobą i dziełem autora „Dzienników”. Zapowiedź z plakatu o argentyńskich śladach życia Gombrowicza stała się jedynie chwytem marketingowym, który umożliwił fotografowi kosztowną ekspedycję. Góra urodziła mysz.


Opinia prawnika

Krzysztof Uczkiewicz, adwokat:

Prawo autorskie chroni każdy przejaw działalności twórczej. W tym wypadku trzeba rozstrzygnąć, czy koncepcja wystawy zawiera zapożyczenie zamysłu twórczego autora innego dzieła. A to ostatecznie ocenić więc może sąd, przypuszczalnie nie bez pomocy biegłych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto