Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opiekunowie oskarżeni o znęcanie się nad wychowankami rodzinnego domu dziecka we Wrocławiu stanęli przed sądem

Eliza Głowicka
Fot. Wojtek Wilczyński Oskarzeni zaprzeczają, że znęcali się nad dziećmi. Ich zdaniem to zmowa byłych wychowanków. Nie chcieli jednak rozmawiać z dziennikarzami
Fot. Wojtek Wilczyński Oskarzeni zaprzeczają, że znęcali się nad dziećmi. Ich zdaniem to zmowa byłych wychowanków. Nie chcieli jednak rozmawiać z dziennikarzami
Kara za złe zachowanie Dzieciom wlewali mydło do buzi lub sypali pieprz na język. Kazali odrabiać lekcje na klęczkach. Głodzili. Takie brutalne kary stosowali wobec swoich podopiecznych opiekunowie z rodzinnego domu ...

Kara za złe zachowanie
Dzieciom wlewali mydło do buzi lub sypali pieprz na język. Kazali odrabiać lekcje na klęczkach. Głodzili. Takie brutalne kary stosowali wobec swoich podopiecznych opiekunowie z rodzinnego domu dziecka na Psim Polu

Oprócz byłego małżeństwa: Agnieszki i Piotra G., oskarżonych o znęcanie się fizyczne i psychiczne nad dziećmi, wczoraj na ławie oskarżonych zasiadł także Mariusz T. Miał romans z Agnieszką G. Wspólnie z kobietą odpowiada on za pobicie jednego z chłopców.
Wrocławski sąd zdecydował, że proces toczyć się będzie za zamkniętymi drzwiami. Wnioskowali o to zarówno obrońcy, jak i prokurator. – Ze względu na dobro pokrzywdzonych dzieci – uzasadniał decyzję o utajnieniu sędzia Łukasz Franckiewicz, co oskarżeni przyjęli z wyraźną ulgą. Do odczytania aktu oskarżenia jednak nie doszło. Powód? Mariusz T. nie zdążył go przeczytać. Mimo to przyszedł do sądu. Oskarżeni nie chcieli wczoraj rozmawiać z dziennikarzami. Nie przyznają się do winy, z wyjątkiem zarzutu pobicia dziecka.
Agnieszka i Piotr G. prowadzili rodzinny dom dziecka od grudnia 2000 roku do marca 2005. Wcześniej ukończyli specjalistyczne kursy. Zdaniem MOPS-u i Ośrodka Adopcyjnego spełniali wszelkie warunki. Ona – absolwentka pedagogiki specjalnej, on – doktorant na Akademii Medycznej. Na dyrektora rodzinnego domu dziecka powołana została Agnieszka G. Jej mąż pełnił tam funkcję wychowawcy i pracownika gospodarczego.

W bloku na Zakrzowie opiekunowie dzieci dostali dwupoziomowe mieszkanie, za którego utrzymanie płacił MOPS. Pod opieką państwa G. było sześcioro dzieci w wieku od 5 do 10 lat. Ostatnie dziecko trafiło tam w 2004 roku.
Przez pierwsze miesiące między wychowankami a ich opiekunami wszystko układało się dobrze. – Bawiły się na podwórku z innymi dziećmi. Jeździły na wycieczki i kąpielisko – opowiadają sąsiadki.

Zakaz jedzenia słodyczy
Z czasem sytuacja się pogorszyła. Niektórzy z wychowanków byli nadpobudliwi. Państwo G. nie radzili sobie z nimi. Do tego doszły problemy małżeńskie i Piotr G. wyprowadził się z domu. – Gdy dzieci zaczęły sprawiać problemy wychowawcze, ich opiekunowie wprowadzili system kar za zachowanie. Na początku był to zakaz jedzenia słodyczy, wychodzenia na dwór, ale z czasem kary były coraz bardziej drastyczne – opowiada prokurator Joanna Bandzwołek, która prowadziła śledztwo.

Bili smyczą i kijem
Dla utrzymania dyscypliny albo za różne przewinienia dzieci były bite rękoma, pasem, smyczą ukochanego jamnika, a nawet plastikowym kijem. – Żal mi ich było, bo zamiast oglądać dobranockę, musiały np. myć klatkę schodową. Albo jadły kolację na wyścigi w przedpokoju, siedząc w kucki. Ta pani liczyła do 10, a potem zabierała talerze – wspomina sąsiad mieszkający piętro niżej. Czasem za karę musiały jeść chleb tylko z czosnkiem lub cebulą – jeśli nie zjadły, na drugi posiłek dostawały to samo.

Z igłą pod głową
Agnieszka G. zmuszała też podopiecznych do robienia wielu przysiadów z taboretem w rękach. Albo brzuszków. Dla utrudnienia, „opiekunowie” pod głowę kładli poduszkę, w którą wbijali igłę. Karą za przeklinanie było wlewanie „winowajcy” mydła do ust lub posypywanie języka pieprzem. Agnieszka G. straszyła dzieci, że odda je do domu dziecka, więc te nikomu się nie skarżyły. Co prawda rodzinny dom dziecka odwiedzali przez te wszystkie lata psycholodzy z Ośrodka Adopcyjnego i pracownicy MOPS-u, ale nie stwierdzili niepokojących sygnałów. Dopiero wychowawcy w szkole zauważyli, że dzieci przestały jeździć wraz z innymi uczniami na wycieczki szkolne i zaczęły przychodzić do szkoły zaniedbane. Tak naprawdę koszmar dzieci wyszedł na jaw w marcu 2005 r., gdy Mariusz T. pobił dotkliwie pasem 10-letniego Patryka. Szkoła zaalarmowała Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej o pobiciu, a ten powiadomił prokuraturę. Agnieszka i Piotr G. nie przyznają się do winy. Psycholodzy twierdzą, że dzieci nie kłamią. Oskarżonym grozi do 5 lat więzienia. Dręczone dzieci trafiły już do rodzin zastępczych.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto