Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odra ma utrzymywać i bawić wrocławian

Hanna Wieczorek
Lidia Sobierajska
Z dr. Janem Pysiem, dyrektorem Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu, rozmawia Hanna Wieczorek

Co trzeba zrobić, żeby wrocławianie byli dumni ze swojej rzeki?
Sprawić, by odgrywała istotną rolę w ich życiu. A więc, by mogli pracować "na rzece" i odpoczywać nad Odrą.

Pracować "na rzece" to znaczy pływać na barkach?
Nie tylko. Przed wojną z rzeki żyli mieszkańcy Nadodrza. To byli nie tylko marynarze zatrudnieni na barkach, ale także osoby zajmujące się uprawą wikliny i wyplataniem z niej różnych rzeczy, rybacy, ludzie odpowiedzialni za utrzymanie budowli hydrotechnicznych i zajmujący się wznoszeniem np. jazów czy śluz. Te zawody przechodziły z ojca na syna.

Marynarze śródlądowi już nie mieszkają we Wrocławiu?
Może kilku, ale na odrzańskich barkach pływają dzisiaj ludzie z całej Polski.

W tym roku jeszcze nie widziałam barki na Odrze.
To prawda, zbliża się wrzesień, a statki jeszcze nie ruszyły. Niestety, nikt się specjalnie o nie nie upomina.

Nikt nie jest zainteresowany transportem rzecznym?
Czasem pada zapytanie ze strony armatora, czasem ze strony elektrociepłowni, ale nikt tak naprawdę nie naciska na uruchomienie drogi wodnej. Nie słyszę specjalnego szumu wokół tego, że Odra stoi. A szkoda, ponieważ zniszczenia rzeki po powodzi są ogromne. Żeby doprowadzić do porządku zniszczone śluzy i inne budowle hydrotechniczne, potrzebny jest specjalistyczny sprzęt i ogromne pieniądze. Blisko 80 milionów, które rząd przeznaczył na usuwanie skutków powodzi na górnej Odrze, zdecydowanie nie wystarczy. Także sprzęt używany do pogłębiania koryta rzeki odbiega od europejskich standardów. Jeśli chcemy, a myślę, że warto o to walczyć, by Odra była liczącą się w Europie drogą wodną, musimy zadbać o naszą rzekę.

Mamy za to statki spacerowe.
I bardzo dobrze, myślę, że trzeba docenić rolę rekreacyjną rzeki. Choć dzisiaj nie ma już zwyczaju rodzinnych wypraw statkiem na Wyspę Opatowicką, to wracamy do innych tradycji.

Przecież każdy prawdziwy wrocławianin co najmniej raz w życiu wybrał się w rejs na Wyspę Opatowicką!
Przed wojną wyglądało to inaczej. Wyprawiano się tam na całodzienne wycieczki. Czas spędzano na piknikach, spacerach. W dobrym tonie było zjedzenie posiłku w znanej i popularnej wówczas restauracji, która tam działała.

A do jakich tradycji powróciliśmy?
Od kilku lat czynna jest Zatoka Gondoli niedaleko Muzeum Narodowego. Nazwa może trochę dziwić, bo mało kto wie, że przedwojenny Wrocław miał, jako drugie europejskie miasto obok Wenecji, prawo do nazywania łodzi pływających po rzece gondolami. Oczywiście dzisiejsze gondole nie przypominają tych przedwojennych, ale tradycja pozostała.

Co jeszcze warto kultywować?
Oczywiście sporty wodne. Im więcej kajaków, żaglówek na Odrze, tym lepiej. Przed wojną był we Wrocławiu tor regatowy spełniający ówczesne wymagania olimpijskie.

Na Kanale Powodziowym, jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku, odbywały się regaty.
I mam nadzieję, że niedługo będą się znowu odbywały. Działacze wrocławskiego AZS myślą o reaktywowaniu tego toru, tak by mogły się tam ścigać np. łodzie wiosłowe.

Przed wojną podobno cały Wrocław był upstrzony przystaniami.
To prawda. Wystarczy popatrzeć na nabrzeża. Wszędzie tam, gdzie są schodki lub urządzenia cumownicze, były miejsca, gdzie mogły się zatrzymać barki.

Urządzenia cumownicze, czyli?
Żeliwne pachołki do cumowania lub kółka przymocowane do nabrzeży. Co więcej, w samym środku miasta - w rejonie ulicy Długiej - mieliśmy potężny port, gdzie znajdowały się magazyny. W nich właśnie przechowywane były towary przywożone Odrą dla wrocławskich przedsiębiorców. Można powiedzieć, że była to wielka miejska hurtownia. Niestety, zachowały się wyłącznie nabrzeża, magazyny nie przetrwały wojny.

A co wożono rzeką?
Wszystko. Przez kilka wieków Odrą pływała głownie sól. Była nawet specjalna rządowa flota solna. Ale barkami wożono także cegły, żywność, paszę, słomę, cukier. Dosłownie wszystko, co można sobie wyobrazić.

Ludzi też?
Oczywiście. Były we Wrocławiu przystanie, z których pływano w górę Odry lub w głąb Niemiec. Dzisiaj nie ma co marzyć o regularnych połączeniach pasażerskich. Myślę jednak, że warto się zastanowić nad miejskim tramwajem wodnym.

Alternatywą dla MPK?
Nie, w żadnym wypadku. Taki tramwaj mógłby być jedynie sezonowym uzupełnieniem miejskiego transportu komunalnego. Można sobie wyobrazić, że nie tylko pływałby np. z Bartoszowic na Kozanów, ale też przewoził pasażerów z jednego brzegu na drugi. Mógłby to być powód do chwały i wielka atrakcja turystyczna naszego miasta.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto