Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oddziały ratunkowe szpitali. Cierp i czekaj kilka godzin

Anna Górska
Szpital Uniwersytecki
Szpital Uniwersytecki fot. Andrzej Banaś
Nie spodziewaliśmy się, że rozpętamy burzę. Po tekście o kolejkach na oddziale ratunkowym Szpitala Uniwersyteckiego pt. "Pacjenci czekają na pomoc nawet po osiem godzin"(2.08.2013 r.) Czytelnicy zaczęli przesyłać nam swoje historie z SOR-ów, czyli szpitalnych oddziałów ratunkowych. Pozytywnych wrażeń mało, chyba że pacjent miał szczęście i na oddziale nie było kolejki.

SOR-y tak naprawdę działają bez zarzutu tylko wtedy, gdy... nie ma w nich chorych. Wystarczy, że w poczekalni zjawi się kilkunastu pacjentów, w tym czasie karetka przywiezie osobę z zawałem lub udarem, a zaczyna się chaos. Ludzie obolali, z mniejszymi dolegliwościami, którzy przyszli po pomoc o własnych siłach, tkwią w poczekalniach po kilka godzin.

Reporterzy "Gazety Krakowskiej" spędzili kilka wieczorów w małopolskich SOR-ach. Są dostosowane do unijnych norm. W większości jest czysto, nowocześnie, w niektórych wręcz komfortowo, w wielu oddziałach stoi bezpłatny telewizor dla chorych. Niezmienne pozostaje jedno: czekanie. Pacjent oczekuje godzinami na to, by obejrzał go lekarz.

Owszem, osoby z zagrożeniem życia, które są przywożone karetkami, są przyjmowane w pierwszej kolejności. Ale czy pozostali, którym nie zagraża śmierć - dziecko z obcym ciałem w oku, emerytka zwijająca się z bólu, czy mężczyzna z podejrzeniem złamanej nogi - powinni czekać na opiekę nawet po sześć-osiem godzin? Jesteśmy pewni, że tak być nie powinno.

Szpital Wojskowy, Kraków, 3 września, godz. 19.36
W poczekalni jest 20 krzeseł, zajęte 12 z nich. Marcin przyjechał tu z uszkodzoną ręką (jeszcze nie wie, co mu jest - przewrócił się na rowerze). Czeka już 2,5 godziny. W gabinecie lekarskim nikogo nie ma. Obserwujemy, że wśród personelu medycznego panuje dość leniwa atmosfera. Przed godz. 21 stoją dłuższy czas w grupce, ziewając i czasem nieśpiesznie wymieniając między sobą kilka zdań. Jedna z lekarek ze znudzeniem kołysze stetoskopem, szurając nim o ziemię i zahaczając o swojego buta.
Kiedy źle czujący się pacjent zajmuje kabinę jedynej toalety koedukacyjnej, do środka wchodzi wijąca się z bólu brzucha młoda kobieta. "Proszę nie wchodzić" - słychać z ubikacji. Po 5 minutach sytuacja powtarza się.
Nad recepcją wisi tabliczka, informująca, że "pacjenci będą przyjmowani w czasie adekwatnym do możliwości oddziału, jednak nie później niż osiem godzin od przybycia na SOR".

10 września, godz. 20.45
W poczekalni czeka 17 osób. Para 50-latków przyjechała tu, bo kobietę bardzo bolał brzuch. Czekają już trzecią godzinę. - Kiedyś przyjechałem tu o 18, a do lekarza dostałem się dopiero o wpół do drugiej w nocy - wspomina mężczyzna.
Czeka też pani Maria, której mama została tu przywieziona z innego szpitala trzy godziny wcześniej, na diagnostykę. Kobieta denerwuje się, bo nikt nie jest w stanie odpowiedzieć jej na pytanie, co dzieje się z mamą. Jest też Patryk, który na lekcji wf. prawdopodobnie złamał sobie nogę. Teraz niemal zwija się z bólu. - Podejrzewam, że to złamanie. Ale na diagnozę lekarza pewnie będę musiał jeszcze poczekać - mówi.

Szpital im. Narutowicza, Kraków, 9 września, g. 22.15
W poczekalni jest 16 osób, krzeseł - 12. Pośrodku sali na noszach czeka półprzytomny meżczyzna. Opiekuje się nim trzech ratowników medycznych. Jeden z nich próbuje plastrami zakleić czujniki fotokomórki w drzwiach, aby się nie zamykały. Bezskutecznie.

Obok stoi też para młodych osób. Chłopak tłumaczy pielęgniarce, że dzień wcześniej się zatruł. Pracownica, rugając go delikatnie, pyta czemu od razu nie zgłosił się do lekarza. - Myślałem, że przejdzie. Nie chciałem zawracać głowy - tłumaczy się młodzieniec. Przyjęty zostanie półtorej godziny od tej rozmowy. Wcześniej trzy razy będzie wymiotował w toalecie.
Dwóch braci czeka na swojego ojca. Starszemu panu zakręciło się w głowie. Przyjechali ok. 19. - Już czwartą godzinę czekamy. Tatę wzięli na tomograf do szpitala MSW na Galla, bo tutejszy nie działa - mówią mężczyźni.

Szpital Uniwersytecki, Kraków, 11 września, godz. 21.45
W nowo oddanym SOR przy ul. Botanicznej obowiązuje selekcja. Pacjenci są konsultowani przez dyżurnego lekarza, który przydziela im kategorię według koloru (czerwony - stan poważny, do przyjęcia natychmiast, pomarańczowy - przyjęcie w 15 minut, żółty - stabilny, ale wymagający szerokiej diagnostyki - półtorej godziny, zielony - niezagrażający życiu, do konsultacji w ciągu 6 godzin). I wtedy dopiero zaczyna się właściwe czekanie.

- Czekam już 2 godziny - mówi 50-latka, która przyszła z synem. - Wczoraj upadł, uderzył się w głowę - mówi. Chłopak ma zawroty głowy, bóle. Godzinę czekał na przyjęcie przez diagnostę i "przydział koloru". Potem został wezwany na badania. Tomografia, EKG - wszystko razem kolejna godzina.

Szpital im. św. Łukasza, Tarnów, 10 września, godz. 19
Schludna poczekalnia, wyremontowany SOR. - Czekam na chłopaka, który zatruł się pieczarkami. Cierpiał przez całą noc. Rano poszliśmy do lekarza, a ten skierował nas tutaj. Czekaliśmy 3 godziny na przyjęcie. Cierpiał, wymiotował. W końcu go wpuścili, minęły 2 godziny i żadnych informacji o nim - rozkłada ręce pani Iza z Tarnowa.

Szpital w Oświęcimiu, 8 września, godz. 20
Obowiązuje kolejność zgłoszenia. Pacjenci najpierw muszą się zarejestrować przy bocznym wejściu. Trwa to ok. 20 minut. Najczęściej nie ma jednak nikogo, kto mógłby pokierować pacjenta. O tym, jak się zarejestrować, najlepiej zapytać innych, którzy wcześniej przeszli przez procedurę. Nagłe przypadki przyjmowane są natychmiast, jednak o tym, czy przypadek jest nagły, decyduje pielęgniarka, którą trudno znaleźć. Na pomoc czeka czterech pacjentów.

Bez kolejki przyjmowani są nieoficjalnie członkowie rodzin personelu szpitalnego. - Czekam na mamę, bo jest już w gabinecie, ma szytą dłoń, którą skaleczyła nożem - mówi pani Malwina. - Ciocia jest pielęgniarką, więc nie musiałyśmy zbyt długo czekać.

Szpital w Nowym Sączu, 7 września, godz. 21
Przy wejściu stoi porzucony wózek inwalidzki. Odpadająca z drzwi toalety kartka informuje o zepsutej spłuczce. Oddział pęka w szwach: zaniepokojeni starsi ludzie, rodzice z małymi dziećmi i pierwsze ofiary weekendowych zabaw. Na schodach przed wejściem młodzi ludzie czekają, aż lekarz zajmie się ich rannym kolegą. - Przywieźliśmy go już jakiś czas temu, a do tej pory nikt się nim nie zajął - mówią.

Rodzice usiłują się dowiedzieć, czy mogą zostać na oddziale z chorym dzieckiem. W tym samym czasie karetka przywozi starszą kobietę. Widać, że personel nie nadąża z przyjmowaniem kolejnych pacjentów. A nocny dyżur dopiero się zaczyna.

Szpital im. Żeromskiego, Kraków, 9 września, godz.19.30
Monika Czekaj przyjechała ze swoją mamą, Józefą, chwilę po godz. 18. O godz. 19.50 opuszczały już oddział. Kolejka jest niewielka, w poczekalni czeka sześć osób. Średni czas oczekiwania to ok. 2 godzin.

11 września, godz. 21
Poczekalnia jest pełna (26 osób), przy większej liczbie pacjentów w niewielkim pomieszczeniu robi się duszno.
Barbara Rajczyk-Styrska czekała na przyjęcie 3 godziny. - Syn skakał na placu zabaw, przewrócił się, noga spuchła - opowiada mama 7-letniego Kuby. - Na początku wszystko szło szybciej, prawie od razu poszedł na prześwietlenie - dodaje. Dopiero potem zaczęło się oczekiwanie na przyjęcie przez lekarza.

Halina Mit potknęła się o dywan i naciągnęła ścięgno. Obyło się bez gipsu. Czekała od godz. 18.30 do godz. 22.
W poczekalni robi się luźniej. Chwilę przed godz. 23 karetka przywozi pana Ryśka. Mężczyzna został pobity, jest pijany i ledwo łapie równowagę.

- Mam, k..., dziurę w głowie - informuje kogoś przez telefon. Sanitariusze od razu zabierają go do lekarza.

Marcin Mikos (Polskie Towarzystwo Prawa Medycznego) SOR-y działają źle. Trzeba to zmienić
Zarówno raport Najwyższej Izby Kontroli, jak i badania Centrum Monitorowania Jakości przy Ministerstwie Zdrowia świadczą o tym, że w SOR-ach nie jest dobrze. Są aż nadto wyposażone, brakuje za to procedur segregacji pacjentów. Te obowiązujące są dalekie od realiów. Brakuje też personelu. Finansowanie oddziałów ratunkowych również nie wygląda najlepiej. Jeden pacjent z sepsą czy wymagający amputacji nóg "kosztuje" szpital jego dobowy ryczałt. I najważniejsze: SOR-y przyjmują też przypadki niewymagające pilnej pomocy. Sytuację może zmienić poprawa dostępu do specjalistów. Długie kolejki powodują, że niektórzy szukają pomocy na oddziałach ratunkowych, gdzie diagnostykę wykonuje się na miejscu. Pamiętajmy, że z katarem czy gorączką powinniśmy się udać do całodobowych przychodni, a nie do szpitala.

Jolanta Pulchna (rzeczniczka małopolskiego NFZ)
Nie mamy wpływu na to, w jakim tempie przyjmowani są pacjenci. W pierwszej kolejności zaopatrywani są ci przywożeni przez karetkę. Takie oczekiwanie chorego cierpiącego z bólu jest trudne, ale nie ma mechanizmów, by zweryfikować, czy szpital robi wszystko, co możliwe, by skrócić ten czas oczekiwania. Podczas kontroli SOR-ów sprawdzamy spełnianie wymogów, a jeśli pojawiają się skargi, wyjaśniamy je ze szpitalem. Za SOR NFZ płaci na zasadzie stałego ryczałtu dobowego za gotowość. Za dobę Szpital Uniwersytecki otrzymuje 20 tys. 335 zł, szpital św. Łukasza w Tarnowie - 15 tys. zł, Oświęcimiu 14,7 tys. zł. Na wysokość ryczałtu wpływa liczba pacjentów w roku poprzedzającym - wyceniamy pracę SOR-u na tyle wysoko, by zabezpieczył odpowiednią liczbę personelu i jak najlepszą obsługę pacjentów.

Współpraca: Łukasz Jaje, Katarzyna Janiszewska, Maria Mazurek, Anna Oskierko, Marta Paluch, Piotr Rąpalski, Ewelina Sadko

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto