„Sie masz Wiktor” to wstrząsająca historia trzech bezdomnych mężczyzn. Opowiedzieli ją ku przestrodze. I po to, by „normalni” zobaczyli, że oni też są ludźmi
Film wymyślił Dariusz Dobrowolski, kierujący schroniskiem dla bezdomnych mężczyzn im. św. Brata Alberta przy Bogedaina we Wrocławiu. Zdjęcia powstawały od grudnia do marca. Film kosztował 800 zł.
– Chciałem pokazać najgorszą bezdomność: dworcową, działkową – tłumaczy Dariusz Dobrowolski. – I złamać stereotyp społecznego myślenia o bezdomnych, przekonanie, że oni chcą być tacy, więc po co ich ruszać. Nikt nie wybiera bezdomności.
W filmie wystąpili trzej panowie. Dwóch mieszka w schronisku, trzeci od sześciu lat ma własny dom. Ale nie zerwał kontaktów ze schroniskiem. Pracuje w kuchni.
Opowiedzieli nam swoje historie.
Władek: tu są ludzie, którym mogę pomóc
Andrzej Mokros ma 50 lat i jasnoniebieskie oczy. Jeździ na wózku. Nogi stracił w wyniku choroby miażdżycowej. W filmie zagrał Władka. Urodził się na Górnym Śląsku.
– Ojciec umarł, kiedy miałem trzy lata – opowiada. – Dziadka szykanowały władze, bo w czasie wojny był w Wehrmachcie. Huta „Julia” w Szklarskiej Porębie szukała specjalistów od wysokich temperatur. Tam pojechaliśmy. Mama wiedziała, że jak nie może mnie znaleźć, siedzę w węglarce. Jak dorosłem, pracowałem w kopalni w Wałbrzychu. 19 lat i 28 dni, aż ją zamknęli. Nie mam prawa do emerytury i renty. Odprawa się rozeszła, a nie mogłem już pracować w górnictwie, bo podpisałem lojalkę.
Trafił do pracy na nowym dworcu PKS we Wrocławiu. Jako konserwator urządzeń sanitarnych. („Przezywali mnie Kałboj, ale się nie gniewałem”). Z kolegami – kierowcami zaczął pić. Uciekł nad zalew w Mietkowie, pilnował łodzi. Zachorował, najpierw stracił jedną nogę, potem – już w schronisku – drugą. Pracować nie mógł. – Tu zobaczyłem, że mogę pomagać ludziom – twierdzi. Walusiowi pomógł rozstać się z gorzałką.
Waluś: jak człowiek zobaczy swoje dno, może się odbić
Waldemar Rybczak ma 51 lat. Schorowany („nieuleczalna – alkoholizm”), z trudem chodzi. Schludny. 13 grudnia stuknęło, jak 3 lata i 7 miesięcy nie pije.
– Żyłem jak człowiek, przykładny mąż i ojciec. Ale lubiłem wypić. Palma mi odbiła. Odszedłem od żony, poszedłem w cug i już nie wróciłem.
Waluś z zawodu jest garmażerem. Do emerytury nie ma prawa. – Na gigancie byłem brudny, nieogolony, śmierdzący... Zamiast rodziny, wolałem się zeszmacić. Jak człowiek zobaczy swoje dno, jest w stanie się odbić.
Waluś stara się o mieszkanie socjalne i zasiłek z MOPS-u. I chce zarobić. – Nie będę wiecznie na garnuszku – mówi. Odwiedza go 15-letni syn. Nie wstydzi się ojca.
Wiesław: nie lubię, jak mówią „tobie się udało”
Uśmiechniętego Wiesława Pietrzaka spotykam w kuchni. Gotuje mieszkańcom schroniska.
– Pracuję na etacie z moją kochaną żoną Olą – mówi z dumą. W Łodzi miał dom. Kiedyś spotkał znajomą z podstawówki. Potrzebowała pomocy, więc nosił jej jedzenie. Żona spytała, dla kogo. A on powiedział, że dla kochanki, choć była tylko koleżanką. Wyprowadził się z domu, mieszkał kątem u znajomych. Życie rozsypało się, kiedy miał wypadek. Leżał w szpitalu, a żona go wymeldowała. Jak trafił do Wrocławia? – Nie wiem, taki żywot bezdomnego, że się jedzie bez celu. Ósmy rok nie pije. Kucharzy („moja specjalność to sosy, ale w schronisku staram się, by wyszło coś z niczego”).
– Każdy ma szansę. Trzeba umieć prosić o pomoc. I zmienić myślenie, że mogę żyć normalnie i decydować o sobie. Nie lubię, jak koledzy mówią: „tobie się udało”. Chciałem być wolny i osiągnąłem to.
Wiesław napisał wiersz: „Straciłeś kiedyś rodzinę, być może i swoje oblicze. Schronisko to twój prom w nowe życie, a nie na ulicę”.
Pokaz filmu 19 grudnia o godz. 18 w Browarze Mieszczańskim, ul. Hubska 44-48. Bilety są po 6 zł.
Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?