Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nieznane pamiętniki księżnej Daisy po polsku! A u nas fragmenty. Co przemilczała?

Mateusz ykytyszyn Zamek Książ
Okładka trzeciego tomu pamiętników księżnej Daisy von Pless pt. „Co przemilczałam” – premiera 29 listopada 2019 roku.
Okładka trzeciego tomu pamiętników księżnej Daisy von Pless pt. „Co przemilczałam” – premiera 29 listopada 2019 roku. Użyczone przez Zamek Książ
Wielkimi krokami zbliża się polska premiera trzeciego tomu pamiętników księżnej Daisy von Pless pod tytułem. „Co przemilczałam”. Nieznana do tej pory naszym czytelnikom, najbardziej intymna część wspomnień ostatniej pani na Zamku Książ została przetłumaczona przez Barbarę Borkowy i trafi do sprzedaży 29 listopada.

Podobnie jak w przypadku wydanego w 2013 roku drugiego tomu pt. „Lepiej przemilczeć” wydawcą książki jest Zamek Książ w Wałbrzychu przy współpracy z Fundacją Księżnej Daisy von Pless. Tym samym niemal cała spuścizna literacka najsłynniejsze w historii mieszkanki Wałbrzycha ukaże się w języku polskim. W sumie, arystokratka ogłosiła drukiem trzy tomy wspomnień. Jako pierwszy został fragmentarycznie przetłumaczony na język polski najwcześniejszy z opublikowanych memuarów księżnej „Daisy Princess of Pless by herself” (1928) . Polskie wydanie nosi tytuł „Taniec na wulkanie”. Pod tym właśnie tytułem książka ukazała się przed II wojną światową w Niemczech. Na polski przekład trzeba było poczekać do lat 90-tych XX wieku, a i tak pozycja, którą dziś można zakupić jako pierwszy tom wspomnień księżnej Daisy, jest jedynie wyborem, w którym pominięto obszerne fragmenty oryginalnego tekstu. Nowy przekład byłby wiec jak najbardziej wskazany.

Swoje pamiętniki księżna Daisy von Pless prowadziła po angielsku i właśnie w tym języku opublikowane zostały ich trzy, zredagowane przez Desmonda Chapmana-Houstona, tomy. Drugi z nich opublikowany w Wielkiej Brytanii w 1931 roku pod tytułem „From my private diaries” (Z moich prywatnych dzienników), podobnie jak pierwszy, odniósł ogromny sukces w wielu krajach europejskich, a także w Stanach Zjednoczonych, gdzie ukazał się pod tytułem „Better left unsaid”. Dwa pierwszy tomy doczekały się wówczas przekładów m.in. na języki niemiecki, francuski i szwedzki. Gdy w 2013 roku, z okazji ogłoszonego przez sejmik Województwa Dolnośląskiego Roku Księżnej Daisy von Pless na Dolnym Śląsku (w 140 rocznicę urodzin i 70 rocznicę śmierci w Wałbrzychu), Zamek Książ zdecydował się na jego publikację, książka ukazała się pod przetłumaczonym z amerykańskiego wydania tytułem, czyli „Lepiej przemilczeć”. Doskonałe tłumaczenie Barbary Borkowy (biografka księżnej, autorka bestsellerowych „Sióstr Daisy von Pless i Shelagh Westminster”) na język polski sprawiło, że sześć lat od premiery, drugim tom pamiętników cieszy się niesłabnącą popularnością i jest ciągle jedną z najchętniej kupowanych pozycji w sklepie internetowym Zamku Książ w Wałbrzychu.

W ubiegłym tygodniu wielbicieli księżnej Daisy w kraju i zagranicą obiegła wiadomość o planowanej na koniec listopada publikacji trzeciego tomu pamiętników Daisy von Pless, pod tytułem „Co przemilczałam”. To ostatnia z książek opublikowanych przez księżną na fali sukcesu poprzednich części w 1934 roku. Jej oryginalny tytuł to „What I left unsaid”. Na oficjalnym profilu facebookowym Zamku Książ w Wałbrzychu zamieszczono okładkę książki z nieznanym wcześniej, pięknym zdjęciem Daisy z wczesnych lat 20-tych, kiedy nosiła żałobę po matce. Jej stylistyka nawiązuje wyraźnie do okładki „Lepiej przemilczeć”, co potwierdza wcześniejsze zapowiedzi wydawcy, że obie książki będzie można zakupić jako komplet. Także data publikacji (29 listopada) została wybrana nieprzypadkowo, aby wspomnienia księżnej ukazały się w miesiącu świątecznym jako prezenta na Mikołajki czy pod choinkę.

Poniżej publikujemy fragmenty „Co przemilczałam” w tłumaczeniu Barbary Borkowy. Oficjalną premierę książki Zamek Książ w Wałbrzychu zapowiada na 29 listopada, a książka będzie do kupienia m.in. w sklepie internetowym zamku, pod adresem https://sklep.ksiaz.walbrzych.pl/.

O PISANIU KSIĄŻEK
Moim zajęciem przy ogniu jest obecnie pisanie kolejnej książki. Oczywiście jestem tym zaszczycona i zarazem przekonana, że będzie popyt na trzeci tom moich wspomnień. Ci, którzy przeczytali moje dwa poprzednie tomy, wiedzą, że pragnęłam pisać od lat dziecięcych. Być może wzięłam się za to zbyt późno, by stworzyć coś znaczącego i trwałego, ale – jak Niemcy to ładnie określają – zrobiłam to z miłością i jestem pewna, że zdobyłam tym sobie setki wielbicieli mojego pióra i tysiące, tysiące czytelników na całym świecie.
…Nawet jeśli współczesny system edukacji sprawi, że większość populacji stanie się wtórnymi analfabetami, pisanie książek będzie kontynuowane, ponieważ gadatliwość pomaga uśmierzyć najstraszniejszy element ludzkiego życia – naszą odwieczną samotność – i zadowolić największą potrzebę człowieka, nieuleczalne pragnienie komunikacji.

O WILLI W MONACHIUM I WYMIANIE NIEMIECKIEGO PIECA NA ANGIELSKI KOMINEK

Po wojnie, mój mąż kupił dom w Monachium i urządził go dla mnie wygodnie pod każdym względem. Jego wewnętrzna sień, choć nie za wielka, służyć może za wystarczająco duży pokój dzienny. Boazeria i klatka schodowa są tam z ciemnego, raczej przytłaczającego drewna, więc rozjaśniłam wnętrze wesołymi, brokatowymi i welwetowymi zasłonami w ciepłym kolorze wina i przykryłam lampy przytulnymi abażurami. Najbrzydszym elementem był w nim wielki, wykafelkowany na zielono Ofen, czyli piec, zajmujący środek najlepszej ściany.

Od razu mi się nie spodobał, więc postanowiłam go usunąć i zastąpić kominkiem. Moi synowie, architekci, wszyscy – łącznie z moją kochaną [służącą] Dolly Crowther – przekonywali mnie, że nie będzie to możliwe. A ja po cichu czekałam.

Jakże słabo znali prawdziwą Daisy.


Po jakimś czasie sprowadziłam znawców. Ich opinie nie były przychylne, więc sprowadziłam następnych, ale i oni byli zdania, że otwarte palenisko z kominem w tym miejscu jest strukturalnie niewskazane, bo zagraża zawaleniu się całego domu. Według nich, nawet gdyby udało mi się ustawić tam kominek, ogień nie będzie się w nim palił, czy „trzymał”, jak to określa angielska służba. Nie pozostało mi nic innego, jak nadal szukać ekspertów, którzy by się ze mną zgodzili, i zacząć roboty z ich poparciem. Nie rozpaczałam, bo wiedziałam, że gdzieś w końcu znajdę eksperta, który mi będzie pasował – takiego, któremu skrytykowanie kolegów po fachu da satysfakcję, a praca z kimś, kogo polubi, sprawi mu przyjemność. Więc trzeciemu zespołowi zwołanych znawców niemieckich, podałam mocną angielską herbatę wzmocnioną obficie Sznapsami (co jest przemożną kombinacją) i mogłam potem ulepić ich jak chciałam. Mój angielski kominek został mi przyrzeczony.

Najpierw, musieliśmy szybko i dyskretnie usunąć tego wielkiego, zielonego potwora, czemu przypatrywałam się z wielką radością. Pozostała po nim olbrzymia dziura sięgająca dachu, ale ani dachowi, ani ścianom nic się nie stało. W jego miejscu postawiłam nieduży, śliczny kominek z cegieł i - skoro w

Niemczech jest wielu świetnych rzemieślników wykonujących wyroby z kutego żelaza - wyposażyłam go w zrobione ręcznie: prosty kosz koksowy, ściankę osłonową i inne akcesoria. Pali się wyśmienicie i jest, w opinii każdego, najradośniejszym elementem w całym domu, z czym oczywiście się zgadzam.

Ponieważ jedna ściana salonu w domu monachijskim jest zewnętrzna, myślę, żeby i tam umieścić kominek, jak również w pokoju bezpośrednio nad salonem, czyli w moim buduarze. Jeśli niniejsza książka przyniesie mi dochód zrobię to bez względu na to czy budynek to wytrzyma, czy się zawali.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto