Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niech się ludzie śmieją

Małgorzata Matuszewska
Rozmowa dnia z reżyserem sylwestrem Chęcińskim • W niedzielę jest premiera Pana nowego filmu „Przybyli ułani”. To chyba wielka radość? – Zawsze czekam na przyjęcie filmu z napięciem.

Rozmowa dnia z reżyserem sylwestrem Chęcińskim
• W niedzielę jest premiera Pana nowego filmu „Przybyli ułani”. To chyba wielka radość?
– Zawsze czekam na przyjęcie filmu z napięciem. To wielki stres i ważne przeżycie. Kręcąc komedię, cyzeluje się każde słowo, każde ujęcie – żeby trafiło do widza, wywołało określone reakcje. To budzi niepokój. Człowiek niby wie, jak widz powinien zareagować, ale nie wie, czy zamiar się powiedzie. Tysiące mikroskopijnych zdarzeń w filmie składają się na to, że widzowie albo reagują śmiechem, albo nie. Oglądając film razem z pierwszymi widzami odbieram te recenzje na gorąco. Sprawdzam, czy dobrze pracowałem.

• Mówi Pan o śmiechu, ale bohater, małomiasteczkowy sklepikarz, w pogoni za zyskiem zapomina o najważniejszych sprawach.
– Bo też to jest gorzka komedia. Zaczyna się śmiechem, a kończy smutną refleksją. Dotyczy naszej mentalności. Bohaterowie mówią zabużańskim dialektem i to przypomina mi „Samych swoich”. Siłą rzeczy te dwa filmy odnoszą się do siebie. Kiedy kręciłem trylogię, choć opowiadałem w niej o dramatycznej sytuacji powojennych przymusowych migracji ludzi, mogłem pokazać ją pogodnie. Choć dramat nie dawał powodów do śmiechu, ale sprawdził się sposób opowiadania.

• Tamci bohaterowie, choć mieli swoje wady, w gruncie rzeczy byli dobrzy. A współcześni?
– Cena, którą płacimy w zabieganiu za codziennością, sprawami bytu, zostawia na nas ślad. Myślę o psychice człowieka, o tym, co się z nami stało przez 60 lat.

• W niedzielę są Pana urodziny. To okazja do refleksji.
– Refleksja jest jedna: że to już? Że to tyle? Przecież to było tak niedawno. Mogę się cieszyć z tego, że jeszcze się poruszam. W zeszłym roku nakręciłem film. Pierwszy po wielu latach. Miałem przerwę, bo nie mogłem znaleźć odpowiedniego scenariusza. Koledzy mówią, że to z lenistwa. Ten scenariusz przysłał mi Grzegorz Stefański, młody geodeta z Rzeszowszczyzny. Tekst mnie zainteresował. Stale mnie nagabywano, czy będzie jeszcze coś o Pawlakach. Kiedy przeczytałem ten tekst, zobaczyłem, że to mogą być wnukowie Karguli
i Pawlaków. Interesujące byłoby dostrzec, co się z nimi stało przez ten czas, jakim przeobrażeniom uległa ich mentalność, co się w nich zmieniło. To było dla mnie zamknięcie kilkudziesięciu lat w przestrzeni między myśleniem z czasów „Samych swoich” i dziś. Nakręciliśmy „Przybyli ułani” po kilku latach, bo na początku Telewizja Polska nie była nim zainteresowana. Swego rodzaju puentę napisało życie: zadzwoniłem do Grzegorza z zaproszeniem na premierę, ale dowiedziałem się, że wyjechał na saksy do Szkocji.

• Gdy myśli Pan o Wrocławiu...
– Całe moje dorosłe, zawodowe życie było związane z Wrocławiem. Tu zaczynałem. Miasto w gruzach próbowało się odnaleźć, a ja próbowałem znaleźć się w życiu. Nie jest wielką sztuką dostrzec, że Wrocław jest piękny i z dnia na dzień się zmienia. Wielką historię miał teatr Grotowskiego, Pantomima Henryka Tomaszewskiego, Wytwórnia Filmów Fabularnych, w której powstało mnóstwo filmów oglądanych do dziś. Wytworzył się specyficzny klimat. Mam satysfakcję, że tutaj mieszkam i miło mi, że Wrocław i okolice były miejscem akcji moich filmów.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto