Nie chcą półprzewodników

Sąd grodzki karze za wycieczki po mieście

Grupie Niemców, którzy przyjechali do Wrocławia, tłumaczyła na Jatkach dlaczego stoją tam wykonane z brązu świnia, gęś i kaczka. Efekt: dwieście złotych grzywny za zabieranie pracy miejskim przewodnikom.

Barbara Perz z Kłodzka dostała właśnie pocztą wyrok wrocławskiego sądu grodzkiego w tej sprawie. Wydany został w trybie nakazowym, tzn. na rozprawie o której nawet nie wiedziała.
- To dla mnie upokarzające. Nie byłam w życiu w żadnym sądzie, nikt mnie o nic nie oskarżał. A tu dowiaduję że jestem winna. Jak jakiś przestępca - denerwuje się pani Barbara.
Wycieczka Niemców, którym przez trzy dni pomagała jako tłumacz, przyjechała do Wrocławia w połowie czerwca ubiegłego roku. Jak wyjaśniała strażnikom miejskim pojechali tam przede wszystkim do tamtejszych galerii i sklepików. Przy okazji odpowiadała na pytania dotyczące Wrocławia, które zadawali jej turyści.
- Nagle podchodzi ktoś w mundurze i chce moje dokumenty. Zagraniczni goście nic nie rozumieli, dlatego żeby nie przedłużać dałam się spisać. Ale tych co na każdym kroku ich zaczepiali, czy wciskali jakieś widokówki czy mapki nikt nie spisywał - denerwuje się pani Barbara.

Nie ma co tłumaczyć
Sąd grodzki uznał, że jej wina nie budzi wątpliwości. Wykonywała czynności przewodnika bez wymaganych uprawnień. I dlatego musi zapłacić grzywnę.
Podobnie jak pilotka wycieczki z Karpacza, która też w połowie minionego roku. zwiedzała razem z niemiecką grupą plac Uniwersytecki. Choć znała język i turyści doskonale ją rozumieli, nie miała uprawnień, które zezwalałyby we Wrocławiu tłumaczyć na język niemiecki to co opowiada przewodniczka. W innych, mniejszych miastach województwa, mogłaby to robić. I dlatego teraz ją też sąd ukarał grzywną 300 złotych.
- Każdy kto oprowadza po Wrocławiu zorganizowane grupy turystów musi mieć specjalne, dodatkowe zezwolenie, wydawane przez wojewodę. Tak samo jest m.in. w Warszawie, Szczecinie, Krakowie - tłumaczy Bronisław Zathey, prezes wrocławskiego oddziału PTTK.
Pilotka z Karpacza nie dość, że takich uprawnień nie miała, to jeszcze - zdaniem strażników miejskich, którzy ją kontrolowali - była wulgarna. I w Auli Leopoldyńskiej tłumaczyła niemieckim wycieczkowiczom, że strażnicy nie mają prawa jej zaczepiać.

Wiedzą gdzie toaleta
- Przewodnicy bez uprawnień często opowiadają bzdury o naszym mieście. Lub, chcąc się przypodobać zagranicznym turystom specjalnie fałszują historię Wrocławia. I np. Niemcom opowiadają jak to Polacy zniszczyli miasto - mówi Bronisław Zathey. - A po naszych kursach są profesjonalnie przygotowani. A jak zaprowadzą grupę np. do operetki to wiedzą o niej wszystko. Nawet to, gdzie tam jest toaleta - tłumaczy.
Przepisy o konieczności posiadania dodatkowych uprawnień do oprowadzania grup turystów po naszym mieście obowiązują już od 1960 toku. Ale ich egzekwowaniem straż miejska w zajęła się dopiero ubiegłego lata.
- W 2004 roku przeprowadziliśmy 64 kontrole grup turystycznych. Skierowaliśmy po nich sześć wniosków do sądu grodzkiego o ukaranie przewodników za brak uprawnień - podlicza Dagmara Turek - Samól, rzecznik straży miejskiej.
W tym roku od kwietnia kontrole znów maja być wznowione.- I dobrze. W środowisku przewodników w Polsce już poszła fama, że we Wrocławiu "sprawdzają" - cieszy się Zathey.

Kurs i egzamin
Kandydat na przewodnika po Wrocławiu musi ukończyć organizowany przez PTTK kurs składający się z 240 godzin wykładów i zajęć praktycznych. Kosztuje to ok. 1200 zł, egzamin przed komisją wojewody, to kolejne 300 zł.